Roześmiała się, pochylając głowę tak, aby słońce nie raziło jej w oczy.
– Jedna część mnie myśli, że umarłam i poszłam do nieba.
– A druga? – Siadł bokiem, żeby ich nogi znajdowały się dalej od siebie.
– Jest trochę przytłoczona.
Też się obróciła i teraz oboje patrzyli na plac. Dziecko rzucało piłkę terierowi w pobliżu pomnika upamiętniającego wojnę domową. Z okolicznych wiosek zjechało się wielu sprzedawców, którzy przed pałacem gubernatora sprzedawali na kocach biżuterię. Dzwon katedry Świętego Franciszka ogłosił godzinę pierwszą.
– Nie powinnam była obiecywać Christine i Amy, że wstawię coś ze swoich prac do tutejszych galerii. Powinnam była zacząć od którejś z galerii u siebie i pomału wypracować sobie lepszą pozycję.
– Christine i Amy?
– Moje dwie najbliższe przyjaciółki. Polubiłbyś je. – Zabawnie zmarszczyła nos. – Tak samo jak ty popychają mnie, żebym położyła głowę na pieńku.
– Maddy… – Pokręcił głową. – Nie wierzę, że nie jesteś dość dobra. W szkole średniej byłaś fantastyczna i miałaś piętnaście lat, żeby dojrzeć.
Westchnęła. Zauważył, że powróciła część wcześniejszego napięcia.
– Moglibyśmy przy lunchu porozmawiać o czymś innym? Miałabym wtedy nadzieję, że naprawdę coś zjem.
– W porządku. O czym chciałabyś porozmawiać?
– O tobie.
Zaśmiał się sucho, bawiąc się solniczką i pieprzniczką.
– Nudny temat, zapewniam.
– To ponudź trochę. – Odwróciła się, żeby siedzieć twarzą do niego. Złożyła ręce na stole i pochyliła się ku niemu. – Proszę! To odwróci moje myśli od zaciskającego się żołądka.
Popatrzył na jej pełną zapału twarz i poczuł tak gwałtowną potrzebę zwierzenia się, że wszystko poza tym zniknęło z jego myśli. Na szczęście zjawiła się kelnerka i przyniosła ich drinki.
– Proszę. Mogę już przyjąć państwa zamówienie?
Joe otrząsnął się.
– Cheeseburger z zielonym chilli.
– A pani? – kelnerka zwróciła się do Maddy.
– Hm, zobaczmy. – Wyprostowała się i otworzyła menu raz jeszcze. – Wszystko wygląda tak smakowicie. – Przeglądała propozycje i próbowała się zdecydować. – No dobra, poproszę taco z kurczakiem. Mogę prosić o dodatkowy ser? I ostrą paprykę osobno?
– Oczywiście. – Kobieta zapisała zamówienie i odeszła.
– Na czym stanęliśmy? – Maddy odwróciła się do Joego, zdecydowana, żeby nie popsuć dobrego nastroju. – A tak, mówiliśmy o tobie. Opowiedz mi o prowadzeniu obozu. Lubisz to?
– I tak, i nie.
Patrzył na jej palec krążący po brzegu kieliszka. Odwrócił wzrok i upił łyk piwa.
– Nie, bo potwornie mi brakuje służby w komandosach. Tak, bo… – zawahał się i zaczerwienił. – To zabrzmi ckliwie.
– Co?
Pochyliła się, przypominając sobie czasy, kiedy mówił jej o różnych rzeczach, którymi nie dzielił się z nikim innym. Miał w sobie tyle ciekawych odcieni, gdy się już otworzył.
– No dalej – przymilała się. – Powiedz mi.
Poprawił sztućce zawinięte w serwetkę i obrócił butelkę piwa etykietką do siebie.
– Lubię dzieci. Dają mi nadzieję.
– Nadzieję?
– Dla świata. Trudno się czegoś chwycić, kiedy wokół jest tyle nienawiści. Boże, widziałem takie rzeczy… – Pokręcił głową. – Brakuje mi akcji. Nie tylko adrenaliny podczas akcji, ale też uczucia, że coś zmieniam, że robię coś, dzięki czemu świat staje się bezpieczniejszy. – Spojrzał na plac i popatrzył na dziewczynkę, która bawiła się z aportującym psem. – Ale nie tęsknię za patrzeniem w stare oczy pełne nieufności w dziecięcych twarzach. Albo gorzej, za patrzeniem na dzieci takie same jak te tutaj, niewinne i szczęśliwe w jednej chwili, a w drugiej zamienione w okaleczone ciała. Jezu. – Potarł twarz i wzruszył ramionami. – Przepraszam.
– W porządku. – Maddy położyła przed nim dłoń. Chciała go dotknąć, ale nie wiedziała, czy zostałoby to dobrze odebrane. – Nie byłbyś człowiekiem, gdyby cię to nie poruszało.
– Aha. – Próbował się zaśmiać, ale nie było w tym radości. – Chyba potrzebowałem trochę czasu, żeby się otrząsnąć. Nie, zapomnij. Człowiek nigdy się po czymś takim nie otrząsa. Nie wiem, czy w ogóle powinien. Ale kiedy obóz wypełnia się dziećmi, z których większość nigdy nie otarła się o brzydką stronę życia, jest lepiej. Naprawdę dobrze.
Uśmiechnął się jak to on – trochę krzywo. A kiedy ich spojrzenia się spotkały, Maddy mogła przysiąc, że usłyszała, jak jej serce z hukiem uderzyło o podłogę. Tak po prostu w jednej chwili znowu zakochała się w Joem Fraserze.
Oszołomiona opadła na oparcie. Serce biło jej jak szalone. Nie, to nie mogła być miłość. Miłość zaczyna się powoli, rośnie z czasem i trwa. To nie pstryczek światła – włączasz, wyłączasz i znowu włączasz. Czy to znaczy, że nigdy nie przestała go kochać? Czy to było echo przeszłości, czy coś całkiem nowego?
Zamrugała oczami, przypominając sobie, jak bardzo ją kiedyś kochał. Czasem to ją aż przytłaczało. Czy część jego nadal kochała impulsywną dziewczynę, którą kiedyś była?
Na szczęście zjawił się ich lunch i uratował ją przed zrobieniem czegoś głupiego.
– Więc… – Ręce jej lekko drżały, gdy polewała salsą taco. – Lubisz prowadzić obóz?
Potrząsnął solniczką i pieprzem nad ogromnym hamburgerem z masą siekanego zielonego chilli.
– Latem, kiedy są dzieci, tak. Reszta roku doprowadza mnie do szału. Nie ma dość roboty, a nie można spędzić życia, jeżdżąc samotnie na nartach.
– Nie mógłbyś wykorzystać obozu do czegoś innego w ciągu roku?
Wzięła kęs taco i prawie jęknęła z zachwytu, czując pikantny smak.
– Właściwie to zastanawiałem się nad tym.
– Tak?
Poczekała, aż Joe przeżuje. Uznała, że nawet to robi seksownie; mocne mięśnie szczęk pracowały tak zgodnie.
– Dobra. – Przełknął. – Tylko nie wspominaj o tym matce.
– Nie spodobałoby jej się to?
– Przeciwnie i dlatego chcę się dobrze zastanowić, zanim jej powiem. Muszę być pewny, że podoła, jeśli obóz będzie otwarty przez cały rok. Boże, ta kobieta naprawdę ma już swoje lata. Przeżyłem szok, gdy tu przyjechałem na rekonwalescencję. Kiedy to się stało? Widywałem ją codziennie przez tyle lat. Jak mogłem nie zauważyć, że się starzeje?
– Bo byłeś zajęty ganianiem złych facetów.
– To żadne usprawiedliwienie. – Zawahał się. – Wiesz, że była o krok od sprzedaży obozu, nim zgodziłem się zostać dyrektorem? Kocha to miejsce. Dzieci to całe jej życie! Gdyby nie postrzał w kolano, straciłaby wszystko. Obóz, dom i kawał serca. Po tym wszystkim, co dla mnie zrobiła, w życiu nie pozwolę, aby coś takiego się stało.
Maddy znowu poczuła, jak jej serce spada na podłogę.
– Więc – odchrząknęła – jaki masz pomysł? Uśmiechnął się kącikiem ust.
– Obóz treningowy dla cywili.
– Co?
Włożył do ust kawałek tortilli. Teraz śmiały się nawet jego oczy.
– Istnieje już kilka takich obozów. Byli członkowie specjalnych grup operacyjnych dają cywilom posmakować treningu, który przechodzimy. Niektóre są nastawione na uzyskanie fizycznej wytrzymałości dla ludzi uzależnionych od adrenaliny. Inne oferują programy dla pracowników korporacji usprawniające pracę zespołową. W tym właśnie komandosi są mistrzami: w pracy zespołowej. Myślę, że w amerykańskich korporacjach bardzo brakuje idei „nikogo nie zostawiamy”.