Выбрать главу

Kiedy tylko zerknęła na Joego, nudności stały się silniejsze. Boże, od lat nie czuła tych dziwacznych mdłości. Od czasów ostatniego nastoletniego zadurzenia, po którym pojawił się Joe i sprawiał, że raz na zawsze przestała myśleć o jakichkolwiek chłopcach poza nim. To był potworny, świdrujący ból, potrzeba uwagi ze strony tej jednej osoby tak silna, że zamieniała się w fizyczną dolegliwość.

Cholera, dlaczego lekarze nie wymyślili na to leku? Na pewno pogada o tym z Christine w następnym e-mailu, bez dwóch zdań.

– Myślę, że omówiliśmy już wszystko. – Joe stwierdził spokojnie, zerkając do notatek, które przyniósł na śniadanie. Z pewnością nie cierpiał na żadne dolegliwości z powodu jej bliskości, co dokładało jeszcze urazę do mieszanki uczuć u Maddy. – Jakieś pytania?

Pozostałe osoby zapewniły go, że nie, podczas gdy ona siedziała milcząca i wściekła.

– Wobec tego… – Wstał. Ponad metr osiemdziesiąt umięśnionego faceta. – Gdyby ktoś mnie potrzebował, będę w biurze.

Niemal jęknęła. Musiał to ująć w ten sposób? Tak, że od razu pomyślała o zupełnie innego rodzaju potrzebie niż te, które miał na myśli?

Zanim przyjechała do Magicznego Obozu, przysięgłaby, że nie miała bzika na punkcie seksu. Nie odgrywała intymnych scen w głowie częściej niż przeciętna, zdrowa kobieta. Ale odkąd tu się zjawiła, nieustannie myślała o seksie. Tłumaczyła sobie, że to naturalne, zważywszy, od jak dawna nie uprawiała seksu. Niemal od czterech lat. Nie, może nawet od ponad czterech? Dobry Boże, tak. A w poprzednich latach zdarzałosię to co najwyżej sporadycznie.

Zerknęła w kierunku odchodzącego Joego, patrzyła na jego szerokie plecy i bardzo zgrabny tyłeczek. Po latach abstynencji nagłe dzień po dniu widywała pana Męskiego Komandosa. Taki facet przyciągnąłby uwagę każdej kobiety. Nic więc dziwnego, że jej hormony buzowały na całego.

Właśnie! Nie groziło jej to, że się w nim zakochuje. Po prostu brakowało jej seksu. Ulżyło jej. Wróciła do posiłku, dochodząc do wniosku, że jednak jajka nie przyprawiają jej o mdłości.

– Poszedł już? – Szept Carol rozległ się zaskakująco głośno w jadalni.

– Poczekaj. – Dana wyciągnęła szyję, żeby wyjrzeć przez okno.

– Aha, poszedł.

– Dobra. – Carol machnęła ręką, żeby wszystkie się przysunęły.

– Przejdźmy do rzeczy. Operacja pod hasłem „Uszczęśliwić Joego” nie przebiega zbyt dobrze. Najwyraźniej trzeba zastosować bardziej drastyczne metody.

„Co?”. Maddy zamrugała powiekami.

– Zgoda. – Sandy pokiwała głową. – Ale jakie? Starałyśmy się podejść z entuzjazmem do nadchodzącego lata i pracowałyśmy ciężko, żeby doprowadzić obóz do doskonałego stanu. Joe docenił to, ale nadal chodzi nachmurzony.

Maddy odłożyła widelec.

– Przepraszam, o czym wy mówicie? Moim zdaniem Joe jest zadowolony.

– Na pierwszy rzut oka może tak – odparła Carol. – Ale nie znasz go tak dobrze jak my. Zdecydowanie coś go gryzie i stara się to ukryć.

Dana pokiwała głową.

– Musi być jakiś sposób, żeby przestał tęsknić za komandosami i poczuł się lepiej, prowadząc obóz.

– Właściwie – odparła Maddy – on lubi prowadzić obóz.

– Tak? – Carol rozpromieniła się.

– Na pewno? – Sandy zmarszczyła brwi.

– Skąd wiesz? – zapytała Dana.

Maddy zawahała się, żałując, że nie trzymała buzi na kłódkę.

– Hm, powiedział mi.

– Racja – wtrąciła się Carol. – Pojechałaś z nim parę dni temu do miasta.

– Co powiedział? – zapytała Sandy. Maddy odchrząknęła. Marzyła o ucieczce.

– Stwierdził, że kocha pracę z dziećmi i obóz wiele dla niego znaczy.

– Naprawdę? – Sandy odezwała się z nadzieją.

– Ale to nie ma sensu – sprzeciwiła się Dana. – Skoro prowadzenie obozu go uszczęśliwia, to dlaczego zachowuje się tak dziwnie?

– Może gryzie się z innego powodu – zasugerowała Sandy. Dana jęknęła.

– Nie mów, że wracamy do tajemniczej kobiety, która złamała mu serce.

Carol zwróciła się do Maddy.

– Mówił coś jeszcze?

– Hm, nie – odparła szybko. – Nie bardzo. W każdym razie o niczym ważnym.

Dana zmrużyła oczy.

– Czemu się czerwienisz?

– Czerwienię? – Maddy przycisnęła dłoń do policzka. – Nie czerwienię się. To… przez kawę. Jest naprawdę gorąca. – Schowała twarz w kubku.

Dana nie wyglądała na przekonaną.

– No dobra, Maddy. – Carol skrzyżowała ręce. – Co jest grane? Dzieje się coś, o czym nie wiemy?

– Nie! – Próbowała uśmiechnąć się spokojnie. – Naprawdę.

– A chciałabyś, żeby się działo? – zapytała Dana.

– Dlaczego tak sądzisz? – Policzki zapłonęły jej jeszcze mocniej.

– Bo teraz ty zachowujesz się jeszcze dziwnej niż on.

– Jestem zmęczona. I bardzo zajęta. – Maddy zerknęła na zegarek. – No właśnie, patrzcie, która godzina. Mam mnóstwo rzeczy do zrobienia. Nie zapominajmy, że dziś przyjeżdżają opiekunki.

Wstała, złapała tacę i odeszła od stołu tak szybko, jak się dało. Za jej plecami zapadła cisza. Gdy szła do drzwi, czuła na plecach spojrzenia koordynatorek.

„O kurczę” – pomyślała, wychodząc z jadalni. Nie chciała spędzić tego lata jako wyrzutek. Wystarczy, że Joe chciał jej wyjazdu.

Na szczęście przez resztę dnia panował potworny chaos, bo zjawiło się stado opiekunek, więc nikt nie miał czasu, aby dalej ją wypytywać.

Rozdział 10

Kiedy wszystko inne zawodzi, uśmiechaj się.

Jak wieść idealne życie

Pierwszy dzień obozu wypełniły autobusy pełne rozkrzyczanych dzieciaków. Maddy stała pośrodku boiska, podziwiając ilość energii wokół siebie.

– Hej, Maddy. – Carol podeszła do niej z notatnikiem w ręku i z gwizdkiem na szyi. – Jak się trzymasz?

– Świetnie. – Doszła do wniosku, że woli właśnie taki obóz: pełen ruchu i gwaru. – Do czego mnie potrzebujecie?

– Chyba wszystko mamy pod kontrolą. – Obok nich przebiegła grupka piszczących dziewczynek. – W pewnym sensie. – Carol zaśmiała się i odwróciła, żeby odpowiedzieć na pytanie jednej ze świeżo przybyłych opiekunek.

Maddy rozejrzała się. Mama miała rację, młodzi ludzie sprawiają, że czuje się bardziej żywa. Może lato nie okaże się takie złe, gdy wokół będzie tyle dzieci. A ponadto nie będzie miała czasu, aby myśleć o Joem i o tym, jak subtelnie zmieniło się jego zachowanie zeszłego wieczoru. W czasie powitalnej kolacji dla opiekunek zaczął jej się przyglądać. Może uznał, że Maddy nie zauważy, skoro wokół kręci się tyle osób, ale kilka razy, gdy się odwróciła, przyłapała go na tym. Przyglądał się jej z takim skupieniem, że niemal wyprowadzało ją to z równowagi.

Oczywiście koordynatorki też zauważyły jego zachowanie i wymieniły kilka znaczących spojrzeń. Maddy zdecydowanie nie potrzebowała takich sytuacji.

– Jedzie następny autobus – oznajmiła Carol.

Opiekunka, która z nią rozmawiała, odeszła, żeby powitać dzieci, a Carol odwróciła się do Maddy.

– Ej, wyświadczyłabyś mi przysługę i dała znać Joemu? Ostatni raz widziałam go na górze, w Chacie na Płaskowyżu, jak wypędzał borsuka.

– Borsuka?

– Jeden taki postanowił zamieszkać w łazience i rano nieźle nastraszył opiekunki.