– Kiedy dorastałam, tak bardzo chciałam przebić brata w jakiejkolwiek dziedzinie, że zmusiłam się do jazdy wyciągiem krzesełkowym, chociaż za każdym razem niemal mdlałam. Kiedy tylko zaczęłam college, postanowiłam wymyślić coś, żeby spędzać rodzinne wakacje w chatce. Stąd zdjęcia, ale tak naprawdę w ogóle nie jeździłam.
– Coś wymyślić? To znaczy co? – Amy pochyliła się wyraźnie zaintrygowana.
– Kilka lat temu udawałam, że dostałam choroby wysokościowej. Kłopot w tym, że odegrałam to dobrze i tata postanowił zbadać mnie w szpitalu. Więc następnego roku pojawiłam się na lotnisku w takim wielkim, czarnym buciorze i stwierdziłam, że złamałam nogę. Ale tata strasznie się upierał, żeby ją obejrzeć. Potem już po prostu wszystkim mówiłam, że jestem za bardzo zajęta, i w ogóle przestałam z nimi wyjeżdżać.
– Żartujesz. – Amy wyglądała na tak samo oszołomioną, jak czuła się Maddy. – Myślałam, że lubisz jeździć na nartach.
– Bo lubię! – Christine westchnęła z niesmakiem. – Nie lubię tylko sposobu, w jaki trzeba się dostać na górę. Ale na swoje usprawiedliwienie muszę przyznać, że te wyciągi to tylko ławeczka wisząca milę nad ziemią i człowiek wlecze się tym na szczyt jakieś trzy lata. Najgorsze, że jestem naprawdę dobrym narciarzem. Cholernie dobrym. Myślę, że w tej jednej dziedzinie mogłabym być lepsza od Robby’ego, gdybym tylko nie bała się tego cholernego wyciągu.
– Rety. – Maddy spojrzała na nią. – Nie miałam pojęcia, że aż tak się boisz.
– No to teraz już wiesz. – Nieco dramatycznym gestem Christine opuściła głowę na rękę, którą oparła na stoliku. – Jestem totalnym mięczakiem.
– Nie, nie jesteś – zaśmiała się Maddy. – Patrz, ile osiągnęłaś. Na miłość boską, ratujesz ludzkie życie. Kogo obchodzi, że masz lęk wysokości?
– Mnie. – Christine uniosła głowę. – Amy ma rację. To nic złego bać się, ale źle, gdy strach powstrzymuje cię przez zrobieniem czegoś, czego chcesz.
– Właśnie. – Amy z entuzjazmem pokiwała głową. – Dlatego uważam, że powinnaś znowu zacząć jeździć i spróbować poradzić sobie z wyciągami.
Christine roześmiała się.
– Zawrzyjmy umowę, Amy. Ja znowu zacznę jeździć na nartach, jeśli ty przyjmiesz jedno zlecenie dla podróżującej niani.
– O nie. – Amy pokręciła głową. Jej oczy za okularami zrobiły się wielkie i okrągłe. – Nie mogłabym na tak długo zostawić biura pod opieką kogoś obcego. Prawda?
– Nie wiem. – Christine uniosła brew. – Ale gadanie nic nie kosztuje.
– Tak, ale… – Amy zagryzła usta, zastanawiając się.
– Zrobię to, jeśli ty też. – Christine uśmiechnęła się. Maddy patrzyła to na jedną, to na drugą.
– Wiecie, myślę, że my wszystkie powinnyśmy to zrobić. A właściwie założyć się i ograniczyć czas. Uzgodnić, że w ciągu roku od dziś ta, która nie stawi czoła wyzwaniu, będzie musiała postawić reszcie bajeczny lunch w jakimś zabawnym miejscu.
– Naprawdę tak uważasz? – Twarz Amy rozświetliła się podnieceniem.
– Zdecydowanie. Zakład to dodatkowy bodziec. Amy, jeśli będziesz się bała jechać do miejsca, w którym nigdy wcześniej nie byłaś, pomyśl tylko o Christine – że twoja odwaga pchnie ją do zrobienia czegoś, co naprawdę chce zrobić. To samo dotyczy ciebie, Christine. Kiedy będziesz panikować przed wyciągiem, pomyśl o Amy i o tym, jak zachęcałaś ją do wyjazdu.
– Wiesz – Christine pokiwała głową – to chyba rzeczywiście może pomóc. Dla was przeczołgałabym się po rozpalonych węglach, więc czemu nie stawić czoła lękowi wysokości? A co ty na to, Amy? Wchodzisz w to?
– Wielkie nieba. – Amy złapała się za serce. – Mówisz to serio?
– Tak, jak najbardziej serio. – Christine uśmiechnęła się. – Zróbmy to.
Na twarzy Amy malowała się stanowczość, a zaraz potem pojawił się zachwyt.
– Nie wierzę, że to mówię, ale zgadzam się!
– Dobrze więc. – Christine wyciągnęła dłoń. – Umowa stoi! – Po uściśnięciu rąk Christine zwróciła się do Maddy. – A co ty zrobisz?
– Ja? – Maddy zamarła.
– Tak, ty – parsknęła Christine. – Skoro my musimy zrobić coś przerażającego, ty też. Więc co to będzie?
– Wiem. – Amy podniosła rękę. – Musisz wystawić swoje prace w galerii.
– W ciągu roku? – rzuciła szyderczo Maddy. – Nie jestem do tego przygotowana. Chociaż… jest jedna rzecz, o której myślałam…
– Tak?
Maddy zawahała się, czy ma dość odwagi, żeby chociaż powiedzieć im o liście, nie wspominając już o przyjęciu propozycji.
– Pozwól, że ujmę to tak. – Christine uśmiechnęła się do niej słodko. – Albo się przyłączysz, albo odwołujemy sprawę. Ja nigdy nie zjadę, Amy nigdzie nie wyjedzie, a to wszystko będzie twoja wina.
– Och, wielkie dzięki – żachnęła się Maddy. – Doceniam fakt, że nie naciskacie.
– Ej, a od czego są przyjaciele? – Christine zatrzepotała rzęsami.
– Dobra. – Maddy wzięła głęboki wdech. – Kilka dni temu dostałam Ust z propozycją pracy. – Wzięła plecioną ze sznurka torebkę i wygrzebała list. Ręce jej drżały, gdy kładła go na stoliku. – Pamiętacie, jak opowiadałam o Mamie Fraser?
Christine i Amy spojrzały po sobie i pokręciły głowami.
– No wiecie, Fraserowie? – podpowiadała im Maddy. – Przybrani rodzice Joego, którzy adoptowali go, gdy miał szesnaście lat.
– Joe? – Christine uniosła brwi. – Twoja szkolna miłość? Ten seksowny chłopak, który rozkołysał twój świat, a potem ci się oświadczył? Ten Joe?
Maddy pokiwała głową. Serce biło jej jak oszalałe.
– Właśnie ten. Chociaż Mama Fraser strasznie się na mnie wściekła za to, że złamałam Joemu serce, pozostała ze mną w kontakcie. Kiedy Pułkownik Fraser zmarł, przeprowadziła się do Nowego Meksyku i teraz prowadzi letni obóz dla dziewcząt w pobliżu Santa Fe. I… hm, poprosiła, żebym przyjechała i pracowała u niej.
Przyjaciółki spojrzały na nią wielkimi oczami.
– Nie jesteś trochę za stara na opiekunkę na obozie? – zapytała Christine.
– Byłabym jedną z koordynatorek – wyjaśniła Maddy. – Miałabym własne mieszkanie i nadzorowałabym zajęcia plastyki i rzemiosła. To tylko praca na lato, ale brzmi ciekawie.
– Nie wspominając już o tym, że Santa Fe to jedna ze światowych stolic sztuki – zauważyła Christine. – Może udałoby ci się wstawić prace do jednej z tamtejszych galerii?
– W Santa Fe? Wątpię! – Maddy zaśmiała się nerwowo. – Moje portfolio z dotychczasowymi dokonaniami jest dość cieniutkie, ale Mama Fraser mówi, że będę miała mnóstwo wolnego czasu na malowanie wieczorami.
– Zapowiada się idealnie – stwierdziła Amy. – Powinnaś jechać. Maddy skrzywiła się.
– Jest tylko jeden problem.
– Co takiego? – zapytała Christine.
– Joe – odparła Maddy, jakby to było oczywiste. – Nie wiem, czy chcę go spotkać.
– Mówiłaś, że poszedł do wojska. Do komandosów, czy coś takiego – zdziwiła się Christine. – Parząc na to, co dzieje się na świecie, wątpię, żeby siedział w kraju.
– Właściwie to… – Maddy wygładziła kopertę. – Był ranny dwa lata temu i musiał odejść z komandosów. Teraz pracuje u matki jako dyrektor obozu. Więc jeśli wezmę tę robotę, to wiecie, będę pracowała razem z nim. Widywała go. Codziennie.
– To będzie takie ciężkie? – Na twarzy Amy malowała się troska. Maddy sapnęła.
– Nie rozstaliśmy w przyjacielskiej atmosferze. O ile wiem, nadal serdecznie mnie nienawidzi i nie chce mnie nigdy więcej widzieć.