– Tak. – Już chciała odpowiedzieć uśmiechem, ale odezwał się w niej szelmowski czart i zamiast tego skrzywiła się. – I mam złe wieści.
– Co się stało? – zapytał z troską.
– Obawiam się, że nas odkryto. Carol na pewno. Może też inni. – Pokręciła z powagą głową. – Chyba wiedzą, że my… – Poruszyła brwiami. – No wiesz.
– Kręcimy? Nie! – Udał szok, a potem zniżył głos do szeptu. – Maddy, jestem niemal całkowicie pewny, że nawet ślepa małpa zauważyła, że jestem tak na ciebie napalony, że ledwie cokolwiek widzę.
– Nie musisz szeptać – odpowiedziała szeptem. – Jesteśmy sami.
– Tak? – rozpromienił się.
– Carol właśnie wyszła, żeby załatwić jakieś „sprawy” i zapewniła mnie, że wróci „najwcześniej za godzinę”.
– Serio? – Zainteresowanie pogłębiło się, gdy podszedł do niej powolnym krokiem drapieżcy. – Przypomnij mi, żebym dorzucił jej dużą premię do wypłaty.
– Nie jesteś zły?
Nie wyglądał na złego. Właściwie to bardziej przypominał jaguara, który przyuważył ładny, soczysty stek. Cofnęła się krok, potem dwa, w stronę foteli.
– Dlaczego miałbym być zły? – Przekręcił zamek w drzwiach, przechodząc obok nich.
– Myślałam, że nie chcesz, aby ludzie wiedzieli.
Podniosła rękę i nadal się cofała. Fantazjowanie o tym, żeby dorwać Joego w środku dnia w jego mieszkaniu, to jedna rzecz, ale rzeczywistość była taka, że za oknami ciągnął się obóz pełen ludzi.
– Byłeś taki ostrożny.
– Nie zamierzam popisywać się przed obozowiczkami i opiekunkami faktem, że wyczyniamy dzikie harce, ale nie mam nic przeciwko temu, że koordynatorki wiedzą. Wszystkie są dość dorosłe. Myślę, że spokojnie mogę zakładać, że odkryły już seks. A teraz chodź tu.
Wziął ją za rękę i pociągnął do siebie tak szybko, że uderzyła w jego pierś. Zanim pomyślała, już była w jego ramionach, a on ją całował. Powoli, głęboko, słodko. Tak długo, że aż kolana się pod nią ugięły.
Potem oderwał się i pogłaskał ją po policzku.
– Tęskniłem dziś za tobą.
Wypełniła ją jaśniejąca radość, kiedy odpowiedziała uśmiechem.
– Widziałeś mnie wczoraj wieczorem.
– Wieki temu.
Zaczął się znowu nad nią pochylać.
Ze śmiechem wyprostowała się, aby zbliżyć się do niego, ale w ostatniej chwili odsunęła się.
– Och! Mam nowiny!
– To może poczekać.
– Nie, naprawdę mam nowinę. I to niesamowitą!
– Niech zgadnę, – Kąsał ją w szyję. – Sylvii spodobały się twoje prace i chce zrobić reprodukcje, o których wspominała.
– Tak!
– Maddy, przykro mi to mówić, ale to żadna nowina. A teraz, wracając do tej godziny, którą mamy… – Bez słowa ostrzeżenia pochylił się i przerzucił ją sobie przez ramię.
– Joe! Co ty robisz? – pisnęła, kiedy ruszył do sypialni. Rzucił ją na materac, a potem sam się położył.
– Czekaj. – Oparła dłoń na jego twardej jak skała piersi, żeby powstrzymać go przed kolejnymi pocałunkami. – To coś więcej niż tylko propozycja zrobienia reprodukcji. Planują wystawę za dwa tygodnie z okazji wypuszczenia jesiennego katalogu.
– I? – Wędrował pocałunkami po zarysie jej szczęki. Ujęła jego twarz w dłonie, żeby zaczął jej uważniej słuchać.
– Chcą mnie uwzględnić w wystawie.
– To logiczne. – Odgarnął jej włosy i zaczął całować ucho. Czubkiem języka powiódł po krawędzi małżowiny. Maddy przeszył słodki dreszczyk aż do czubków palców u stóp.
– Mmm, to miłe. Co też mówiła? A!
– Zamierzają umieścić mnie na zaproszeniach jako… – Jego usta drażniły jej szyję w miejscu, gdzie bije puls. – Jako, hm, główną atrakcję.
– Serio? – Uniósł wreszcie głowę pod wrażeniem nowiny. A potem jego uwaga powróciła do rustykalnej bluzki, którą włożyła do kolorowej spódnicy. Pociągnął powoli za wiązanie. – Główną atrakcję, hę?
– Nie, właściwie nie główną. – Zaśmiała się, odpędzając jego rękę. – Przy nazwiskach, jakie mają, ja się plasuję na końcu listy. Ale mam robić za… Jak to nazwała Sylvia? „Haczyk”.
– Co? – Przekrzywił głowę, wreszcie naprawdę jej słuchając.
– Mówiłam, że to wielka nowina. – Uśmiechnęła się do niego. – Nie zamówili jeszcze zaproszeń, więc zmieniają je tak, żeby uwzględnić moje nazwisko. Tyle że go nie użyją. Zamierzają napisać coś o nowym odkryciu, o artystce, której prac nigdy nie pokazywano w Santa Fe.
– Ach, tajemniczy haczyk. Świetny pomysł. W tym mieście jest tyle wystaw, że nawet najbardziej zatwardziali kolekcjonerzy trochę już się nimi znudzili.
– Masz pojęcie, jakie to ekscytujące? – Wyślizgnęła się spod niego i usiadła w wezgłowiu. – I jakie przerażające?
Westchnął z rezygnacją i usiadł obok niej.
– Dlaczego przerażające?
– Nie wiem. To może być dla mnie wielki przełom, ale dzieje się to tak szybko, że czuję lekki zawrót głowy. Sylvia robi tyle planów, jak mnie wypromować po odkryciu. Mówi o reklamach w „Southwest Art” i że jej sprzedawcy wcisną mnie do innych galerii.
– To świetnie. Prawda?
– Tak! Ale jeśli nikomu innemu nie spodobają się moje prace? Co, jeżeli…
– Maddy, przestań. – Objął ją, śmiejąc się. – Świetnie sobie poradzisz. Z takim wsparciem jak Sylvia zmierzasz prostą drogą do sukcesu.
– O Boże. – Położyła rękę na sercu i zorientowała się, że bije zdecydowanie zbyt szybko. – To brzmi dziwnie.
– Dlaczego? Nie tego właśnie zawsze chciałaś?
– To jest to, czego chce każdy artysta! Ale zwykle to trwa latami.
– Pracowałaś całe lata. Tylko niczego nie sprzedawałaś.
– Ale o to właśnie chodzi. Nie walczyłam, nie zapracowałam na to, nie byłam przymierającym głodem malarzem.
Zmarszczył brwi.
– Nie widzę tu żadnego problemu.
– Nie wchodzi się tak po prostu do galerii w Santa Fe, nie otwiera portfolio i nie spełnia wszystkich marzeń.
– Znowu nie widzę żadnego problemu. Sfrustrowana machnęła ręką.
– Wszyscy artyści mnie znienawidzą.
– Wszyscy?!
– Wystarczająco wielu.
– I?
– I… – Żołądek jej się zacisnął. – Zupełnie jakbym znowu była w szkole średniej.
– Słucham?
Nie udało mu się całkiem zdusić śmiechu. Wzięła jego rękę. Chciała, żeby ją zrozumiał.
– Miałam mnóstwo przyjaciół. My mieliśmy mnóstwo przyjaciół. Byłam szczęśliwa. Przynajmniej na tyle, na ile nastolatka z popapranej rodziny może być. No i miałam ciebie. A potem wygrałam stypendium i wszystko się zmieniło. Wszyscy się ode mnie odwrócili. Znienawidzili mnie.
– Dobrze, Maddy, przede wszystkim, nie jesteś już w szkole średniej. Wtedy spotykaliśmy się z bandą nieudaczników, większość z nich ćpała albo sprzedawała narkotyki. Więc rzecz jasna zrobili się nieufni, gdy odkryli, że nie jesteś tak naprawdę jedną z nich. Miałaś cele i marzenia, których nie mogli zrozumieć, i co więcej, naprawdę o nie walczyłaś.
– To nie dążenie do spełnienia marzeń sprawia, że ludzie cię odrzucają, ale sytuacja, gdy marzenia ci się spełniają, a ty za to nic nie zapłaciłeś.
– Nie, tylko dążenie do tego za czyimś plecami. – W jego głosie pojawił się gniew.
Zagryzła usta, patrząc, jak rysy jego twarzy twardnieją. Wypuścił powietrze gwałtownie i odwrócił wzrok.