– Przepraszam. Nie chciałem. – Znowu obrócił się do niej, już spokojny, ale ciągle spięty. – Maddy, pisane ci są wielkie sukcesy. Myślę, że zawsze to w tobie wyczuwałem. Masz duży talent. Tyle życia w sobie. Myślę, że to mnie właśnie do ciebie przyciągnęło. I wtedy, i teraz. – Złapał ją za rękę. – Nie wstrzymuj się tylko dlatego, że ludzie mogą sobie coś pomyśleć. Kogo obchodzi, co inni myślą?
– Mnie! Lubię ludzi. Nie chcę ich ranić.
– Ranić?
– Tak. To jak z Tammy Andersen.
– Jaką Tammy?
– Andersen. W szkole średniej razem chodziłyśmy na zajęcia plastyczne. Była naprawdę dobra. – Nadal nie kojarzył, więc uśmiechnęła się krzywo. – Mnóstwo dzieciaków nazywało ją Tammy Ropucha.
– A, tak. Pamiętam. Dziewczyna bez szyi.
– Ze wszystkich przyjaciół, którzy się ode mnie odwrócili, ona najbardziej mnie zraniła. Dopiero później dowiedziałam się, że też ubiegała się o to stypendium. Bo jej o nim powiedziałam. Mówiłam jej, jaka jest świetna, i zachęcałam do pokazania prac. Więc się zgłosiła. A ja ją pokonałam. Potem nigdy już nie patrzyła mi w oczy, gdy rozmawiałyśmy. Nigdy nie była wobec mnie otwarcie nieprzyjemna, ale czułam się, jakbym przejechała jej kota, i nawet nie wiedziałam, jak jej powiedzieć, że jest mi przykro.
– Maddy… – Zaśmiał się lekko. – Pieprzyć przepraszanie. Zazdrościła ci. To jej problem.
Odsunęła się z przerażeniem.
– To takie okrutne. A ty nie jesteś przecież okrutny.
– Życie jest okrutne.
– Och, zawsze można być wyszczekanym. „Życie jest okrutne”. Może to i prawda, ale nie trzeba się do tego dokładać.
– Czym, swoimi sukcesami? Wiedząc, czego się chce, i dążąc do tego? I kiedy powiedziałem, że to jej problem, miałem na myśli, że nie była twoją przyjaciółką, skoro pozwoliła, aby ta sprawa was poróżniła. Tobie zależało na niej dość, żeby ją zachęcać, a kiedy tobie się udało, ona obraziła się, zamiast się cieszyć? Zdecydowanie pieprzyć przeprosiny.
– Ja tylko…
– Co?
– Chcę, żeby wszystkim się udawało.
– Wiem. – Pogłaskał ją po policzku. – To część twojej magii.
– Co mam zrobić? – Spojrzała mu w twarz. – Chcę skorzystać z tej okazji, ale nie wiem, czy jestem gotowa. Poza tym zdobyłam tu przyjaciół i nie chcę ich stracić.
– Kogo, Carol i reszty? „I ciebie” – pomyślała.
Przyglądał jej się przez dłuższą chwilę, a potem zszedł z łóżka i zaczął chodzić po pokoju.
– Nie rozumiem, dlaczego twoja przyjaźń z pracownikami obozu ma cię powstrzymywać. To dla ciebie praca na lato. Przyjechałaś tu przede wszystkim po to, żeby sprawdzić galerie. Koordynatorki to raptem znajome. Tymczasowe przyjaciółki. Kiedy lato się skończy, wrócisz do swojego prawdziwego życia w Austin. – Odwrócił się do niej. – Prawda?
Co on mówił? Pytał ją, czy zamierzała zostać? Nim zdążyła zapytać, w drugim pokoju zadzwonił telefon.
Zerknął w stronę aparatu, a potem mruknął coś, że musi odebrać.
Siedziała, zastanawiając się po raz tysięczny, co właściwie działo się między nimi. Wiedziała, że chce czegoś więcej, ale ile więcej? I czego on chciał? Może to była chwila, aby zebrać się na odwagę i zapytać.
Wstała na drżących nogach i podeszła do progu. W pierwszej chwili praktycznie nie słuchała, a potem zaczęła przysłuchiwać się z rosnącym zainteresowaniem, bo zdała sobie sprawę, że Joe rozmawia z Derrickiem, kumplem z komandosów, na temat obozu treningowego. Gdy się rozłączył, patrzyła na niego z niedowierzaniem.
– Co się stało? – zmarszczył brwi.
– Zamierzasz zrealizować plany związane z obozem.
– Aha. – Wzruszył ramionami, jakby to nie było nic wielkiego. – Omówiłem to z Mamą, twierdzi, że jej to odpowiada.
– Kiedy?
– Kilka dni temu.
– I nie pomyślałeś, żeby powiedzieć mi o tym? Wewnętrzna ściana, którą natychmiast postawił w sobie, oddzieliła ją od niego.
Machnęła ręką w stronę sypialni.
– Właśnie strofowałeś mnie za to, że nie mówiłam ci o swoich marzeniach piętnaście lat temu, a teraz sam realizujesz swoje za moimi plecami?
– To nie było za twoimi plecami. Powiedziałem, że o tym myślę.
– Ale nie, że zamierzasz to zrobić.
– To nie ma z nami nic wspólnego. – Podszedł do lodówki i wyjął cocacolę.
– Powiedziałam, że pomogłabym…
– Nie chcę twojej pomocy!
Spojrzał na nią z taką zaciętością w twarzy, że aż poczuła ból w piersi. Potem odwrócił się do blatu i otworzył puszkę.
– Po co marnować czas, który mamy dla siebie, na rozmowy o pracy?
– Bo to twoje marzenia. I nie zamierzałeś się nimi ze mną dzielić, chociaż ze sobą sypiamy.
– Jedno nie ma nic do drugiego.
– Och, wybacz, że mylę seks z intymnością.
– Maddy, nie rób tego. – Westchnął ciężko. – Z trudem odnajdujemy drogę w tym galimatiasie. Przeszłość nie zniknie tylko dlatego, że teraz się względnie dogadujemy.
Zagapiła się na niego.
– Powiedziałeś, że miłość to nie jest coś, na co trzeba zasłużyć. Jest albo jej nie ma. A co z wybaczeniem? Czy na nie trzeba zasłużyć? Jeśli tak, wyznacz mi zadanie. Powiedz mi, co mam zrobić. Jak mam zasłużyć na twoje zaufanie, skoro nie dajesz mi szansy?
– O co właściwie prosisz? Wiesz chociaż, czego oczekujesz po tym, co jest między nami? – Złość zmieniła jego twarz. – Nie pogrywaj ze mną, Maddy! Nie możesz przyjechać tu na jedno cholerne lato i oczekiwać, że natychmiast wskoczę w poważny związek.
– A czego ty oczekujesz?
– Przestań. – Wziął kilka głębszych oddechów, ale kiedy na nią spojrzał, jego oczy pałały. – Zaryzykowałem raz z tobą, skoczyłem na oślep i wylądowałam na twarzy. Nie proś, żebym znowu to zrobił. Teraz wolę wolniejsze tempo.
– Najwyraźniej – wściekła się – jesteś gotowy skoczyć z trampoliny tylko wtedy, gdy chodzi o coś, czego naprawdę chcesz. Najwyraźniej ja nie jestem aż tak ważna. – Już chciała wypaść z mieszkania, ale obróciła się. – Chcesz wolnego tempa? Dobrze. Nie ma sprawy. Rzeczywiście muszę trochę bardziej zaistnieć w twoim życiu, nim znowu podzielę się z tobą swoim ciałem. Bo do czasu, kiedy nie zdecydujesz się podzielić ze mną sobą, seks jest dla mnie odrobinę zbyt osobisty.
Ruszyła do wyjścia.
– Maddy…
– Zapomnij, Joe. Rozumiem, że boisz się, że zostaniesz zraniony. Cóż, witamy w klubie. Wszyscy się tego boimy. To część życia. Kiedy i jeśli zdecydujesz się dzielić ze mną czymś więcej niż seksem, daj mi znać.
Rozdział 14
Temat: Faceci to kretyni!!!
Christine: Ej, spokojnie, co się stało? Myślałam, że z Joem wszystko idzie jak po maśle?
Maddy wyjaśniła w mailu, że Joe zrobił dokładnie to samo, czego nie potrafił jej wybaczyć, i najwyraźniej tego nie dostrzegał. Obarcza ją winą za to, że nie może jej zaufać.
Christine: Masz rację. Faceci to kretyni.
Amy: Czekajcie. Nie osądzajmy tak pospiesznie. Maddy, co mówił Joe?
Christine: A kogo to obchodzi? Na razie się powściekamy. Potem będziemy dojrzałe. Na razie, Mad, śmiało możesz się wykrzyczeć. Obiecujemy, że jeśli wszystko ci się ułoży z panem Kretynem, to nie wykorzystamy niczego, co powiesz, przeciwko niemu.
Amy: Oczywiście, że może się przy nas wywrzeszczeć, ale chciałabym poznać zdanie Joego.