Słysząc szelest, Juanita skierowała się w stronę dźwięku, a potem szybko się odwróciła.
– Ups, przepraszam.
Maddy poprawiła ubranie i włosy. Bogu dzięki wszystko było na swoim miejscu.
– Po-potrzebujesz mnie w galerii?
– Dwóch facetów z Taos chce się z tobą spotkać. Mają galerię i są zainteresowani kilkoma oryginałami.
– Zaraz przyjdę.
Kiedy tylko serce przestanie jej walić jak oszalałe. Rozejrzała się na boki i zorientowała, że Joe dyszy równie ciężko jak ona. Co sobie myśleli, że tak się dali ponieść?
– Nie ma pośpiechu. – Juanita już miała wyjść, kiedy się zatrzymała. – Ach, Joe, Mama prosiła, żeby ci powiedzieć, że jest zmęczona i nie może zostać dłużej.
Odchrząknął.
– Chce, żebym ją odwiózł do domu?
– Nie, już wyszła. Stwierdziła, że możesz wrócić do obozu z Maddy.
– Wyszła?! – prawie krzyknął. – Beze mnie?
– Joe, nic nie szkodzi. – Maddy poklepała go po ramieniu zaskoczona taką reakcją. – Podwiozę cię z powrotem do obozu.
– Nie rozumiesz. – Odwrócił się, a w jego oczach coś zabłysło, może gniew. – Moja matka prowadzi. Sama. Na ciemnej drodze.
– Więc?
– Ta kobieta nie potrafi jeździć. Zwłaszcza nocą.
– Ale… – Nie, to nie gniew dostrzegła. Tylko strach. – Skoro nie potrafi jeździć, to czemu ma samochód?
– Bo nie chce się przyznać, że nie potrafi prowadzić.
– Joe, na pewno przesadzasz. – Maddy starała się zapanować nad własnym, rosnącym niepokojem. – Nie pojechałaby, gdyby nie czuła się pewnie. Nic jej nie będzie. Nie sądzisz?
– Nie wiem. – Wyciągnął komórkę z kieszeni spodni. – Idź do galerii, dobrze? Zaraz do was dojdę.
– Chodź, Maddy – zaproponowała Juanita. – Przedstawię cię Dale’owi i Rickowi.
Maddy chciała się sprzeciwić, ale Joe już wybierał numer, a Juanita ruszyła przodem. Zagryzając usta, Maddy poszła za kierowniczką, ale myślami została przy Joem. Jeśli coś się stanie, to będzie jej wina. To ona wpadła na pomysł, żeby zostać z nim sam na sam. Ale Mama zgodziła się tak chętnie, że nawet nie przyszło jej do głowy, iż jazda nocą stanowi problem. Dlaczego miałaby tak pomyśleć? Jej rodzice nadal byli młodzi, więc kwestia podeszłego wieku była jej całkiem obca. A jednak powinna była na to wpaść.
Strofowała się przez kilka następnych minut, kiedy Juanita przedstawiła ją dwóm starszym dżentelmenom. Obydwaj robili wrażenie, ale z różnych powodów. Dale, wysoki i siwy, miał wspaniale maniery, podczas gdy Rick był zwalisty i miał czerstwą twarz. Gdy dowiedziała się, że także jest artystą, jego bezgraniczny entuzjazm dla jej prac stał się jeszcze przyjemniejszy. Pośród pochwał dla jej dzieł i komplementów na temat osobistego czaru ze strony Dale’a szybko rozpromieniła się i zaczęła śmiać, a jednak część jej myśli pozostała na tyłach galerii.
– Rick maluje wspaniałe abstrakcje – wyjaśniła Juanita.
– Chciałabym kilka zobaczyć – odparła z niekłamanym zainteresowaniem Maddy.
Rzadko zdarzało jej się z miejsca kogoś polubić tak jak Ricka.
– Wiem! – Malarz się rozpromienił. – Zrobimy dla ciebie wystawę. Przyjedziesz do Taos i zostaniesz z nami. Wszystkim cię przedstawimy.
– Doskonały pomysł – zgodził się Dale. – Od wieków już nie zamykaliśmy kurortu z powodu przyjęcia.
– Kurortu? – Maddy przekrzywiła głowę.
– Rick i Dale mają wspaniały kurort i uzdrowisko w górach – wtrąciła się Juanita.
– Kurort to bardziej działka Dale’a – dodał Rick. – Dzięki niemu nie wariuje z nudów na emeryturze. Więc przyjedziesz? Zostaniesz u nas na kilka dni?
– Ja- Z przyjemnością przyjedzie – odpowiedziała za nią Juanita. – A co do wystawy, zadzwońcie do mnie, to omówimy, które oryginały wysłać.
– Cudownie. – Rick uścisnął dłoń Juanity, a potem ucałował Maddy w oba policzki. – Jesteś cudowna, moja droga. Nie mogę się doczekać, kiedy reszta cię pozna.
– Dziękuję. – Maddy czuła się lekko oszołomiona.
– To prawdziwa przyjemność. – Dale pocałował ją w rękę. Maddy się zarumieniła. – Będziemy w kontakcie.
Kiedy odeszli poza zasięg głosu, Juanita złapała ją za rękę.
– O mój Boże! Rick i Dale urządzą ci wystawę i przyjęcie! Maddy zmarszczyła czoło.
– Kim oni są?
– Nie wiesz? – Juanita zaśmiała się. – Zapomniałam, że jesteś tu nowa. Dale był producentem filmowym. Są z Rickiem od zawsze i znają mnóstwo ludzi w Hollywood. Ich przyjęcia są legendarne. Raz albo dwa razy do roku zamykają cały kurort na kilka dni, żeby aktorzy, artyści i muzycy mogli się w spokoju bawić. Nie wierzę, że cię zaprosili.
– Ja też. – Maddy uniosła brew.
Kiedy tylko Juanita odeszła, Maddy zapomniała o tym epizodzie. Co z tego, że ją natychmiast oczarowali, na wystawach ludzie mówią różne rzeczy, a potem nic z tego nie wynika. Rzuca się: „Kochanie, koniecznie musimy zjeść razem lunch. Zadzwonię w przyszłym tygodniu”, i koniec. Dorzuć do równania Hollywood, a zaproszenie na przyjęcie z automatu wpada do kategorii „nic z tego”. Joe wrócił z zaplecza i szedł w jej kierunku.
– Dobra. Nie mogłem się dodzwonić do Mamy, ale to nic dziwnego. Ona wiecznie zapomina włączyć telefon albo naładować baterię. Poza tym może być poza zasięgiem. Więc zadzwoniłem do Harolda. Da mi znać, gdy tylko Mama dojedzie, więc będę wiedział, że wszystko jest w porządku.
– Chyba że… – Zagryzła usta. – Chciałbyś jechać już teraz? Może ją dogonimy i będziesz mógł ją odwieźć.
Rozważył pomysł i pokręcił głową.
– Nie. Musisz tu zostać, a jej raczej nic nie będzie. Szczęście w nieszczęściu jest tak kiepskim kierowcą, że ludzie na jej widok zjeżdżają na pobocze.
– Jesteś pewny? – Dotknęła jego ręki.
– Tak jakby. – Zaśmiał się sucho i uścisnął jej rękę. – Poczuję się lepiej, gdy Harold zadzwoni, ale nic mi nie jest.
Przez następną godzinę Joe krążył po galerii i co parę minut sprawdzał zegarek. Kiedy w końcu wystawa ograniczyła się do kilku hałaśliwych gości przy stole z przekąskami i winem, Maddy dołączyła do Joego. Stał przy biurku Juanity i wyglądał przez okno.
– Nadal żadnych wieści?
– Nie. Powinna już dojechać.
– Może zadzwoń raz jeszcze do Harolda. Zerknął na zegarek.
– Masz rację. – Wyciągnął komórkę i wybrał numer. – Sierżancie, mama już przyjechała? – Słuchał przez chwilę z coraz szerzej otwartymi oczami. – Co masz na myśli, mówiąc, że jest od piętnastu minut? Dlaczego nie zadzwoniłeś? – Znowu słuchał. – Nie, powiedziałem, żebyś zadzwonił, gdy dojedzie. Nie, jeśli nie dojedzie. – Przewrócił oczami. – Nie odgryzę ci głowy. – Złapał się za przewężenie nosa. – Dobrze, w porządku. Dziękuję, że uważałeś na nią. Doceniam to.
Rozłączył się, usiadł na biurku i spojrzał w górę, jakby błagał niebiosa o pomoc.
– Co jest z tymi starszymi ludźmi? Są tacy przeczuleni na każdym punkcie.
– Mamie nic nie jest?
– Nic. Moje serce może już nie dojdzie do siebie, ale ona ma się znakomicie. Czy prosić o odrobinę troski to zbyt wiele? Czy ona i Harold nie mają pojęcia, jak bardzo się martwię? Nie. Uważają, że jestem nadopiekuńczy, a wystarczyłby jeden telefon, żeby mnie uspokoić. Telefon to za dużo?
Maddy wybuchnęła śmiechem.
– Co? – Spojrzał ostro.
– Ty. – Wyszczerzyła zęby i poklepała go po przedramieniu. – Mówisz jak rodzic nastolatka.