Выбрать главу

– Przepraszam. – Otworzyła oczy i teraz, gdy już podjęła decyzję, poczuła się pewniej. – Nie dam rady robić tych wystaw.

Sylvia siedziała przez dłuższą chwilę, rozważając nowinę.

– Dobrze więc – powiedziała w końcu. – Uważam, że popełniasz ogromny błąd, ale to twoja decyzja. Odwołam kolejne zaplanowane reprodukcje i usunę je z katalogu. Wschód w kanionie zostanie rzecz jasna, ale nie wypadnie tak dobrze bez reszty.

Te słowa sprawiły, że Maddy zabolało serce, jednak trzymała się dzielnie.

– Rozumiem.

– Mogę cię jednak prosić o przysługę?

Pokiwała głową. Czuła się tak winna, że gotowa była obiecać niemal wszystko.

– Pojedziesz chociaż na przyjęcie w Taos i zrobisz wystawę u Ricka? To dość blisko, możesz pojechać i szybko wrócić. Powinniśmy dać radę sprzedać dość oryginałów, żebym odzyskała część mojej inwestycji.

Maddy zawahała się. Nawet to wydawało się ryzykowne, ale nie tak straszne jak reszta.

– Myślisz, że będą mieli coś przeciwko, jeśli przywiozę kogoś ze sobą?

– Oczywiście, że nie – zapewniła ją Sylvia. – Jest tam tyle miejsca, że pewnie mogłabyś przywieźć trzech albo czterech gości.

– Och.

To jej poprawiło nieco humor. Zamierzała zaprosić tylko Joego i może wtedy nie miałby nic przeciwko jej wyjazdowi, ale pomyślała, że mogłaby też zaprosić przyjaciółki. Zwłaszcza że Christine powinna wreszcie skończyć staż.

– Świetnie, pojadę.

– Dziękuję. – Sylvia rozluźniła się. – A teraz, jeśli dasz radę, podpisz jeszcze parę reprodukcji.

Maddy wstała. Chciała uciec z biura, nim zmieni zdanie.

– I jeszcze jedno – dodała Sylvia, gdy szły z powrotem do warsztatu. – Wydajemy też katalog na wiosnę. Kiedy zacznie się zima, a ty zmienisz zdanie, daj mi znać. Nadal chciałabym mieć szansę na współpracę z tobą.

Maddy nie wiedziała, śmiać się czy płakać.

– Zastanowię się – odpowiedziała odruchowo, a potem skarciła się za to.

Powinna była odmówić, powiedzieć, że nie zmieni zdania. Dlaczego Sylvia musiała zostawić uchylone drzwi, kiedy ona myślała, że już je za sobą zatrzasnęła?

Gdyby tylko dało się wybrać obie drogi…

Kiedy Maddy wróciła do obozu, wysłała przyjaciółkom długi e-mail, który zapoczątkował gwałtowną wymianę listów przez następne dwa dni. Chciała je po prostu zaprosić na przyjęcie w Taos, ale skończyło się na tym, że opowiedziała wszystko o spotkaniu z Sylvią.

Odpowiedź Christine była szybka i gwałtowna: Oczywiście, że przyjedziemy na przyjęcie. (Zamknij się, Amy, wszystkim się zajmę, więc ty też jedziesz). Ale Maddy, kompletnie ci odbiło???

Amy: Nie rozumiem. Dlaczego uważasz, że plany Sylvii zdenerwują Joego? Z tego, co o nim mówiłaś, podejrzewam, że raczej by się ucieszył. A jeśli pojadę do Taos, czy to się będzie liczyć jako wypełnienie mojego zadania?

Christine: NIE! Amy, ja się wszystkim zajmę, zabiorę cię sprzed frontowych drzwi i będę z tobą na każdym kroku. Uznaj to za próbę przed samodzielnym wyjazdem. A co do twojego pytania do Maddy: No właśnie, Mad, dlaczego uważasz, że Joe by się zmartwił?

Maddy: Powiedziałam wam, że już zdecydowałam, że chcę poślubić tego mężczyznę.

Christine: I co z tego? Prosił, żebyś wybrała między nim a marzeniami? Bo jeśli tak, to jest głupim palantem.

Maddy: Nie prosił mnie o nic. Żartujesz? Nie prowadzimy ze sobą „poważnych rozmów”. Staramy się trzymać kwestii bardzo prostych i bardzo bezpiecznych.

Amy: To znaczy, że nadal nie powiedziałaś mu, że go kochasz?

Maddy: Powiem mu to, kiedy nadejdzie właściwy moment. Kiedy będę wiedziała, że mi uwierzy.

Kolejny dzień przyniósł jeszcze jedną zjadliwą odpowiedź od Christine. Amy też nie pochwalała decyzji Maddy, ale jej współczuła. Nim Maddy zdążyła odpowiedzieć, usłyszała, że schodami do jej mieszkania idzie Joe. Jego kroki były lekkie i wesołe. Jej serce zabiło radośnie.

Zamknęła laptopa – tym samym odcięła się od dezaprobaty przyjaciółek – i poszła otworzyć drzwi. Christine i Amy chciały dobrze, ale niczego nie rozumiały. Jak by mogły? To nie one były zakochane. Ściślej rzecz biorąc, Amy nigdy nie miała nikogo na poważnie, a Christine przyciągała nieudaczników, więc można było oczekiwać, że ich rady są złe.

W chwili, gdy Joe ją objął i pocałował jak wariat, wątpliwości co do wyboru zniknęły. A przynajmniej zbladły.

Uśmiechnął się do niej.

– Skończyłaś na dziś ze sztuką?

– Właściwie to… Nieważne. Tak, skończyłam.

– Świetnie. Ja też skończyłem pracę.

Kiedy wszedł do środka, zauważyła, że miał na sobie granatową koszulę, czarne spodnie i kowbojki. Bolo i srebrna klamra przy pasku sprawiały, że wyglądał, jakby zszedł z reklamy Santa Fean.

– Rety, wspaniale wyglądasz.

– Usłyszałem właśnie, że Bill Hearne gra w La Fonda. Co powiesz na kolację i tańce?

– Świetnie!

Rozdział 19

Nigdy nie lekceważ przeczucia.

Jak wieść idealne życie

Joe nie pamiętał, by kiedykolwiek był szczęśliwszy. A to sprawiało, że bardzo się denerwował. Zwłaszcza gdy tygodnie mijały coraz szybciej. Każdy dzień zbliżał go do końca lata i wkroczenia w fazę numer dwa.

Kiedy początkowa próba niemal skończyła się katastrofą, postanowił się wycofać, przegrupować siły i poczekać na lepszy moment. Miesiąc między końcem obozu letniego a przyjazdem Derricka wydawał się odpowiedni. Tym razem ostrożniej zbada grunt, wspominając o przyszłości zwyczajnie, w rozmowie, żeby jej nie przestraszyć. Nie ma mowy, by wypalił coś o małżeństwie i wszystko popsuł.

Wybrał jednak już pierścionek i nawet zapłacił zadatek. Zaprojektowany na zamówienie przez jednego z najbardziej utalentowanych jubilerów w okolicy, był znacznie bardziej w typie Maddy niż tradycyjny pierścionek, z którym próbował wcześniej. Jaki to był idiotyczny wybór! Maddy powinna dostać coś unikalnego jak ona sama. I dlatego ten pierścionek uznał za idealny.

Spodoba jej się. Był tego pewien.

A przynajmniej taką miał nadzieję.

Najpierw jednak musiał ją namówić, aby zamieszkała w Santa Fe na stałe, ponieważ ostatni dzień obozu nadszedł nieuchronnie. Jak to się stało? Jakim cudem tygodnie zniknęły, kiedy tylko spuścił je z oka? Jasne, prowadząc obóz matki, planując własny i spędzając czas z Maddy, bawił się jak nigdy w życiu. Poza tym doświadczenie nauczyło go, że bycie zakochanym oznacza, iż mózg nie funkcjonuje jak trzeba, i dlatego właśnie poprzednio tak strasznie spaprał sprawę. Ale nie tym razem. Teraz zrobi to jak należy. Będzie realizował plan krok po kroku i kiedy zapyta, ona odpowie „tak”.

Nawet kiedy mówił to sobie, zaczynał nerwowo się pocić. A może to wina słońca, uznał, gdy stał na parkingu i nadzorował chaos spowodowany załadowanymi autobusami. Wszędzie wokół biegały małe dziewczynki i wrzeszczały. A starsze obejmowały się i płakały.

Maddy stała z jego matką. Zegnała się z obozowiczkami, które wsiadały do pierwszego autobusu. Jej widok nigdy nie przestał go poruszać. Podniecała go, uspokajała, hipnotyzowała i… oczarowywała. Aha, pomyślał z głupawym uśmieszkiem, ona go po prostu zaczarowała.

Dzisiaj miała na sobie kusy T-shirt z ręcznie malowanymi kwiatami – efekt jednych zajęć plastycznych – i minispódniczkę przerobioną z dżinsów. Dawno pogodził się z faktem, że uniform i Maddy po prostu do siebie nie pasują. Ponieważ żadna z pozostałych koordynatorek się nie skarżyła, zostawił to bez komentarza. Poza tym kiedy już będzie jego żoną, a nie pracownikiem, jej strój nie będzie grał roli.