Poczuł się nieswojo, jakby jakieś zimno na karku, szósty zmysł ostrzegał go o niebezpieczeństwie. Zdecydowanie coś tu szwankowało. Albo może Derrick miał rację – może widział duchy przeszłości. Może.
– Nie wierzę, że kolejny turnus rozpoczął się i już skończył. Siedząc na skraju patio za biurem, Maddy gapiła się na gwiazdy.
– Dziwne uczucie, nie? – Joe klapnął obok niej i wyciągnął piwo. – Proszę.
– Dzięki. – Otworzyła puszkę z przyjemnym sykiem, a potem szybko wypiła, nim piana zdążyła wycieknąć bokiem. – Ach! Nigdy nie myślałam, że piwo może tak dobrze smakować.
Joe pociągnął długi łyk ze swojej puszki i westchnął głośno:
– Abstynencja sprawia, że kubeczki smakowe stają się czulsze. Siedzieli spokojnie, patrząc, jak świetliki błyskają w obozie.
Światło biło z różnych chatek, gdzie opiekunki spędzały ostatnią noc, bo następnego ranka miały wyjechać. Z Chaty Wodza dobiegł ich śmiech. Przez siatkę w oknach Maddy widziała sylwetki koordynatorek. Przeleciała poduszka i uderzyła kogoś w głowę. Rozległo się więcej śmiechów.
Maddy rozpromieniła się.
– Już wiem, co mi to przypomina.
– Co takiego? – Objął ją.
– Ostatnie dni w college’u. – Ułożyła się wygodnie w jego objęciach. – Zajęcia się skończyły i nie było powodu, żeby dłużej tam siedzieć, ale zostajesz razem z ludźmi, którzy stanowili tak wielką część twojego życia. Nagle zdajesz sobie sprawę, że nie masz powodu, żeby widywać ich codziennie. Wszystko w tobie skacze: od podniecenia, bo wreszcie, hura, szkoła się skończyła i można zacząć prawdziwe życie, do płaczu, bo, o mój Boże, nie będziesz już więcej codziennie widywać przyjaciół.
– Zmiany zawsze są trudne – powiedział cicho.
– Aha – westchnęła, ciesząc się, że nie wyjeżdża jutro razem z innymi.
Miała cały miesiąc, żeby pobyć z Joem, nim przyjedzie jego przyjaciel Derrick. Mnóstwo czasu, żeby popracować nad tym, co chciała mu powiedzieć, gdy tylko będą mieli obóz dla siebie. To był najlepszy moment, żeby przygotować grunt.
– Bardzo trudno jest powiedzieć do widzenia, ale czasem trzeba. Jeśli więzy są dość mocne, wszystkie obietnice, że będzie się utrzymywać kontakt, naprawdę się sprawdzają.
– Tak?
– Amy, Christine i mnie się udało. Trzy z czterech, niezły wynik.
– A co z czwartą współlokatorką?
– Ach, to Jane Redding.
– Ta z porannego programu? – odsunął się zaskoczony.
– Aha.
– Nigdy mi o tym nie mówiłaś. – Przysunął się do niej znowu i przytulił ją. – Więc co się z nią stało?
– Stała się bogata i sławna i straciłyśmy z nią kontakt.
O rety, pomyślała. To nie był najlepszy sposób, żeby przygotować grunt pod pytanie, co by powiedział, gdyby przyjęła propozycję Sylvii i pojawiła się w wiosennym katalogu.
– Ale nie musiało się tak stać. Mogłybyśmy nadal być blisko, gdyby Jane trochę się wysiliła.
– Związki na odległość są trudne. – Urwał. – Hm, nie wiem, czy zdecydowałbym się na taki.
Dlaczego to powiedział, zastanawiała się. A tak, Janice. Kobieta, z którą się spotykał, kiedy był jeszcze w wojsku. Ta, z którą chciał się ożenić, dopóki nie zrozumiał, że ona ceni karierę bardziej niż rodzinę. Właśnie przed takimi problemami staną z Joem, jeśli ona zdecyduje się na karierę i potem będzie musiała podróżować, żeby coś z tego wyszło, prawda?
Z Chaty Wodza dobiegł głos Carol przebijający się ponad innymi. Wołała, żeby się uciszyły. Maddy zerknęła w ich stronę. Siatka skrywała postaci w środku, ale widać było, że wznoszą toast. Tanie wino, papierowe kubeczki i obietnice.
Które z nich zostaną spełnione?
– Zawsze zastanawiałam się, czy tak samo jest z facetami, gdy muszą się żegnać?
Zaśmiał się.
– Mamy własne sposoby. Ogólnie rzecz biorąc, niezbyt wylewne.
– Serio? – Przechyliła głowę, żeby spojrzeć mu w twarz. – A co z ostatnim dniem w szkole komandosów? Wyobrażam sobie, że było tam dużo emocji.
Na jego twarz wypłynął uśmiech. Uwielbiała jego uśmiech – mięśnie twarzy poruszały się wtedy tak po męsku.
– To było… mocne przeżycie. Śmiejąc się, pocałowała go w policzek.
– Nie wątpię.
– A skoro o tym mowa… – Zagapił się w puszkę piwa. – Dzwonił dziś Derrick.
– Tak? – Zmarszczyła brwi, słysząc bezbarwny ton. – Coś się stało?
– Nie. W żadnym razie. Właściwie nie mogłoby być lepiej. Hm, sprzedał ofertę dla całej firmy.
– Serio? – Natychmiast pojawiła się w niej troska i radość. To cudownie dla Joego, ale co to znaczy dla niej? – Rety, to… super.
Zaśmiał się, przez co ona jeszcze bardziej zmarszczyła brwi.
– Co cię tak bawi?
– Nic. – Upił łyk piwa. – Nie znam jeszcze szczegółów, ale przyjedzie wcześniej, żebyśmy wzięli się do budowania toru przeszkód.
– De wcześniej? – Odwróciła się twarzą do niego.
– Będzie tu za jakieś dwa tygodnie.
– Ale…
– Wiem. – Zabrał rękę z ramienia Maddy i ujął jej dłoń. – Twoja wystawa w Taos. To nie będzie miało żadnego wpływu. Obiecuję. Powiem tylko Derrickowi, żeby zajął się sobą, kiedy my wyjedziemy.
– Chcesz tak zrobić? Właśnie rozmawialiśmy, jacy ważni są przyjaciele, a wiem, że nie widzieliście się prawie od dwóch lat. Nie chcę wam przeszkadzać.
– Maddy… – zaśmiał się. – Nie zamierzam przegapić twojej wystawy.
– Dobrze. – Uścisnęła jego dłoń. – Naprawdę chcę, żebyś tam był.
– Wiesz… – zaczął ostrożnie, zabierając myśli i odwagę. – Trochę mnie zaskoczyło, że masz tylko jedną wystawę.
– Tak? – Poruszyła się gwałtownie.
– Aha. – W jego głowie rozdzwonił się alarm. Zdecydowanie coś było nie tak. – Zrobiłaś taką furorę na wystawie u Sylvii, więc spodziewałem się, że sprawy będą się szybciej rozwijać.
– Ach. No wiesz. – Wzruszyła ramionami, jakby to wszystko wyjaśniało.
Zmarszczył czoło.
– Co to miało znaczyć?
– Nic. – W jej głosie pojawiła się irytacja.
– Ale wszystko w porządku, prawda?
– Jasne. – Skrzywiła się do puszki.
– Po prostu zauważyłem, że nie pracujesz za dużo nad obrazami, więc się zastanawiałem…
– Wszystko jest w porządku, naprawdę. – Spojrzała błagalnie. – Możemy porozmawiać na inny temat?
„Cholera!”. Było gorzej, niż myślał. Ale na szczęście ukrywała tylko swoje rozczarowanie. Potarł palcem kostki jej dłoni.
– W porządku, Maddy. Czasem potrzeba więcej czasu, niż się spodziewaliśmy, aby osiągnąć to, czego pragniemy. Ale to nie znaczy, że marzenia się nie spełnią.
– Nie jestem taka pewna, Joe. Chcę… – zawahała się, a potem zacisnęła mocno rękę. – Od tygodni czekałam, żeby ci powiedzieć, że… naprawdę bardzo chcę, żeby coś z tego wyszło.
– Z tego? – W jego głowie wszystko zawirowało. Co miało znaczyć owo „to”?
– Chcę tu zostać i… poświęcić swój czas. Nie muszę robić zawrotnej kariery, wystarczy coś małego i satysfakcjonującego. To mi wystarczy, przysięgam. Chcę tylko mieć szansę, aby coś z tego wyszło.