Выбрать главу

– Uda ci się, kochanie. Jestem pewien.

Ogarnęło go rozczarowanie, gdy zrozumiał, że mówiła o sztuce, a nie o tym, co rozwija się między nimi. A potem odezwało się współczucie.

– Oczywiście możesz tu zostać, ile potrzebujesz, czekając, aż rzeczy nabiorą rozpędu.

Pocałował ją w czoło, a jego myśli pędziły.

– Właściwie to coś właśnie do mnie dotarło. Ponieważ dostaliśmy z Derrickiem pierwsze zlecenie, będziemy musieli pospieszyć się z realizacją planów. No wiesz, otworzyć konto bankowe, zająć się papierkami, rozumiesz. To znaczy, że przyda nam się trochę pracowników. – Odchylił się rozpromieniony genialną prostotą tego pomysłu. – Co na to powiesz? Byłabyś zainteresowana posadą kierownika biura naszego obozu treningowego?

– Chcesz powiedzieć… – otworzyła szeroko oczy. – Mam robić to co Carol na obozie letnim?

– Właśnie! Wtedy możesz mieszkać tu, ile zechcesz, co zdecydowanie mi odpowiada, czekając, aż sprawy z Sylvią się ułożą. A na pewno się ułożą. – Uniósł jej dłoń i pocałował. – Nigdy nie trać wiary, Maddy. Obiecaj mi.

Zamrugała, jakby to ją przerastało.

– Spróbuję.

– Więc weźmiesz tę pracę?

– Ja… – Uśmiechnęła się do niego. – Z przyjemnością.

Rozdział 20

Marzenie jednej kobiety to koszmar dla drugiej, więc uważaj, czego sobie życzysz.

Jak wieść idealne życie

W co ja się wpakowałam? – zastanawiała się na głos Maddy, gdy usiadła za biurkiem.

Mogłaby podpisywać swoje reprodukcje do katalogu Sylvii, przygotowywać się do wystaw handlowych i wizyt w galeriach, pracować nad nowymi obrazami. Zamiast tego siedziała przy komputerze i przygotowywała arkusz kalkulacyjny, który okazał się katastrofą.

Dlaczego przyjęła tę pracę?

Nie powinna narzekać. Poświęciła się, żeby pomóc Nigelowi w jego interesach. Czy mogłaby zrobić mniej dla Joego? On nie był chory, ale kochała go i była mu winna takie samo zaangażowanie.

Gdyby tylko ten głupi arkusz działał jak trzeba!

Z rozpaczą oparła głowę o biurko i uderzyła czołem w klawiaturę.

„Auć!”. Podniosła głowę i pomasowała łuk brwiowy. I wtedy wytrzeszczyła oczy na monitor, który najwyraźniej zwariował. Wszystkie cyferki w kratkach zaczęły migać i zmniejszać się jak licznik na zapalniku bomby, która zaraz wybuchnie.

– Nie! Zatrzymaj się! Co ja nacisnęłam? Cofnij, cofnij!

Na oślep uderzała w klawisze, aż nagle cyfry zaczęły rosnąć szybciej niż dług państwowy. Zamarła zszokowana i patrzyła z przerażeniem i fascynacją.

Do tej pory myślała, że dobrze radzi sobie z komputerami. Jednak szybko się zorientowała, że wrodzona umiejętność używania programów graficznych nie oznacza, iż z taką samą łatwością poradzi się sobie z programem do księgowania. Prawda wyglądała tak, że znacznie lepiej spisywała się jako żona właściciela biznesu niż kierownik biura. Dobrze radziła sobie, pomagając Nigelowi, ponieważ mieli Betty, która zajmowała się biurem. Maddy musiała tylko nosić akta w tę i z powrotem, dbać o morale pracowników i mieć na oku interesy. W ciągu ostatnich dwóch tygodni doszła do wniosku, że Betty była ósmym cudem świata, skoro potrafiła tak sprawnie prowadzić biuro.

Wtedy usłyszała, że Joe podjeżdża na parking. Wracał z lotniska, skąd odebrał Derricka. Spanikowała. Uderzyła kilka razy w obudowę monitora, desperacko próbując powstrzymać wzrost liczb, a potem uderzyła w kilka klawiszy. Escape. Delete. Backspace.

Trzasnęło dwoje drzwi furgonetki. Pod butami zachrzęścił żużel.

Wskoczyła na biurko, żeby zasłonić ciałem monitor, gdy Joe wszedł do biura. Za nim wszedł wysoki, żylasty, czarnoskóry mężczyzna.

– Cześć, kochanie – powiedział Joe, a potem zaciekawiony zmarszczył brwi, widząc, jak siedzi. – Coś nie tak?

– Nie. Bynajmniej.

Spojrzał sceptycznie, a potem wskazał na drugiego mężczyznę.

– Poznaj kaprala Derricka Harrelsona.

– Cześć, Derrick.

Już wyciągała dłoń, aby się przywitać, gdy zauważyła, że Joe stara się zerknąć nad jej ramieniem. Szybko się wycofała i odchyliła w bok.

– Wreszcie się spotykamy.

Derrick uniósł brwi, a ona zdała sobie sprawę, że wyciągnęła się na biurku jak piosenkarka na fortepianie.

– Więc, hm, to ty jesteś Maddy. – Uśmiech rozbłysnął białymi zębami. – Miło cię wreszcie poznać.

Rzucił kumplowi spojrzenie pełne aprobaty. Joe zmarszczył czoło.

– Na pewno wszystko w porządku?

– Jasne. – Uśmiechnęła się szeroko. – Całkowicie, na sto procent, wszystko pod kontrolą.

– Bo jeśli potrzebujesz pomocy, to mogę poprosić Mamę, żeby zajrzała…

– Nie! – Przywarła plecami do monitora. – Radzę sobie. Serio.

– Dobrze więc. – Zawahał się. – No to zostawiam cię na razie i pokażę Sokratesowi Chatę Wodza.

– W porządku. – Pomachała, kiedy ruszyli do drzwi. – Miło było cię poznać, Derrick.

Kiedy zniknęli jej z oczu, zeskoczyła z powrotem na krzesło i spojrzała na ekran.

Liczby przestały wariować. Ulżyłoby jej, gdy nie to, że teraz wszystkie kratki były puste.

Z bijącym sercem otworzyła pocztę mailową i machnęła list, modląc się, żeby chociaż jedna z przyjaciółek siedziała przy komputerze.

Wiadomość: Ratunku! Wszystko rozwalam i nie wiem, jak to powstrzymać!

Amy: Uspokój się. Jestem. Jak wygląda najnowsza katastrofa w księgowości?

Christine: Ja też jestem. Boże, Maddy, kiedy przestaniesz pogłębiać ten dołek i zaczniesz z niego wychodzić?

Amy: Nie słuchaj jej. Powiedz mi, co się stało, a ja spróbuję ci pomóc.

Christine: Stało się to, że ona NIE CHCE POROZMAWIAĆ Z JOEM!

Maddy: Słyszę echo? Tylko to ostatnio dociera: porozmawiaj Joem, porozmawiaj z Joem. Przepraszam bardzo, ale to nie takie proste! Zwłaszcza kiedy mieszam mu w księgowości. Tak strasznie chcę rzucić tę robotę, że zaraz zacznę wyć!

Christine: Więc mu powiedz!

Maddy: Co?! Mam powiedzieć „Joe, kocham cię, a przy okazji, rzucam tę robotę”? Tak, to doskonały początek dla małżeństwa, które razem prowadzi interes. Nie, najpierw muszę to naprawić. Pomóc mu rozkręcić obóz. I modlę się o dzień, kiedy stać go będzie na księgową, która to wszystko zrozumie. Może do tego czasu będę już mężatką w ciąży i odejdę z pracy, żeby zająć się dziećmi.

Christine: Nie wierzę, że to mówisz! Każda inna tak, ale ty, niezależna Maddy? Poza tym jeśli nie potrafisz powiedzieć „kocham cię”, to w życiu nie będziesz miała okazji powiedzieć „tak”.

Maddy: Mówiłam, dojdziemy do tego we właściwym czasie. Nie musisz tego mówić tak, jakbyśmy to ciągnęli latami, jestem tutaj raptem od trzech i pół miesiąca.

Amy: Przepraszam, możemy zająć się aktualnym problemem?

Maddy wykasowała wszystkie maile Christine i napisała do Amy: Boję się, że tym razem to coś poważnego. Widzisz, myślałam, że może kiedy otworzę pliki Carol, to zobaczę, jak prowadzi księgi letniego obozu, i zorientuję się, co robić. Chyba nacisnęłam coś, czego nie powinnam. Bo teraz… hm… wszystkie liczby w tych małych kratkach jakby, no… zniknęły.