– Fakt. – Christine była tak samo pod wrażeniem, a niełatwo zaimponować komuś, kto wychował się w tak bogatej rodzinie jak ona. – Więc gdzie jest Joe? Nie możemy się doczekać, żeby go poznać.
– On… – Maddy zdołała przełknąć napływające łzy. – Nie przyjedzie.
– No proszę. – Christine zmrużyła oczy, próbując zobaczyć coś za ciemnymi okularami przyjaciółki.
– Dlaczego? – Amy przestała się uśmiechać i z troską zmarszczyła czoło.
– Wyjaśnię wam, jak wejdziemy do środka.
Chociaż powiedziała to spokojnie, przed Christine nic nie dało się ukryć. Zerwała okulary z twarzy przyjaciółki. Maddy doskonale wiedziała, że po dwóch dniach płaczu wyglądała potwornie.
Christine odwróciła się do Amy.
– Potrzebujemy awaryjnego zestawu babskiej pomocy. Natychmiast. Wzięłaś czekoladę, którą wpisałam na listę rzeczy do spakowania?
– Mówiłam, nie wolno mi jej jeść na diecie.
– Amy, kalorie się nie liczą, gdy wyjeżdżasz z miasta. – Christine pokręciła głową. – Nieważne. Musi tu być jakaś restauracja albo sklep z pamiątkami. Zobacz, co uda ci się załatwić.
Amy zagryzła usta, przyglądając się głównemu budynkowi.
– Dobra, dam radę.
– Nie musisz. – Maddy założyła okulary i zdała sobie sprawę, że głowa jej pęka. – Nic mi nie jest.
– Nie, zajmę się tym – upierała się Amy. – Gdzie jest sklep z pamiątkami?
– Zaraz za wejściem.
– A nasz pokój?
– Mieszkamy w Alta Vista. – Maddy wskazała na dwupiętrowy ceglany budynek, który przysiadł na końcu ścieżki ponad parkingiem. – Narożny apartament po lewej, na parterze.
– Jasne. – Amy odeszła pospiesznym krokiem, szukając w torebce portfela.
Christine otworzyła bagażnik. Maddy chciała jej pomóc wypakować bagaże, ale przyjaciółka ją pogoniła.
– Pacjentom nie wolno niczego dźwigać. Ty tylko prowadź.
– Ej, nie wygłupiaj się – Maddy zaprotestowała słabo, kiedy Christine popędziła ją przodem, niosąc walizki w obu rękach.
Ponieważ mieszkały na parterze, miały raczej patio niż balkon. Podwójne drzwi prowadziły do dwóch części, które można było oddzielić drzwiami lub połączyć w dużą całość. Ponieważ Joe nie przyjechał, Maddy otworzyła dzielące drzwi.
– Umieściłam was tutaj. – Maddy poprowadziła przyjaciółkę do części z dwoma łóżkami.
Sobie wzięła część z jednym podwójnym, mając cichą nadzieję, że Joe się zjawi.
– Fajna chata.
Christine rozejrzała się, kładąc walizki na łóżkach.
– Zachodni styl skrzyżowany z feng shui. Twoi nowi przyjaciele mają gust.
– Nie chcę nawet myśleć, ile ten pokój by kosztował, gdybyśmy musiały za niego płacić.
– Więc nie myśl. Najlepiej w ogóle nie myśl. Po prostu siadaj. Christine wskazała sofę przed kominkiem-paleniskiem w stylu indiańskiego kiva, a sama zajrzała do łazienki.
Ponieważ łatwiej było posłuchać niż się kłócić, Maddy usiadła i położyła głowę na oparciu sofy. Zasłon nie zaciągnięto, więc nie zdejmowała okularów słonecznych i zamknęła oczy. Minutę później usłyszała, że Christine wróciła. Piekąca czerwień pod powiekami zamieniła się w cudny błękit, gdy zasłony zamknęły się z cichym szelestem.
– Nie ruszaj się – kazała przyjaciółka.
Zdjęła Maddy okulary, tym razem delikatnie, i położyła jej na oczy wilgotną ściereczkę.
– Dziękuję… – głos jej się załamał, więc zamilkła.
– Po prostu siedź i odpoczywaj, a ja wypakuję kilka rzeczy. Porozmawiamy, jak Amy wróci.
Maddy poddała się zmęczeniu i została tak, jak siedziała, starając się odzyskać kontrolę nad rozszalałymi uczuciami. Usłyszała zgrzyt rozpinanego suwaka walizki, szukanie w rzeczach, kroki i strzał korka wyciąganego z butelki wina. I wtedy drzwi na patio otworzyły się, wpuszczając namacalny wręcz powiew radosnej energii i słonecznego światła.
– Misja wykonana – zameldowała Amy. – I tylko raz źle skręciłam, gdy szukałam kuchni.
– Nie mieli czekolad w sklepie z pamiątkami? – zdziwiła się Christine.
– Mieli. I to bardzo dobre. Ale szukałam też tego.
– Aż tak bardzo zależy ci na utrzymaniu diety?
– Nie, to dla Maddy. Christine wybuchnęła śmiechem.
Zaciekawiona Maddy uniosła rożek okładu. Zobaczyła Amy w drzwiach na patio, która z dumą trzymała w jednej ręce garść czekolad, w drugiej ogromnego ogórka. Nie mogła się powstrzymać i też się zaśmiała.
– Więc… – Christine zapanowała nad sobą. – To ma pocieszyć Maddy, zastępując jej Joego?
– Co? – Amy zmarszczyła czoło, a potem zrobiła się purpurowa, gdy w końcu zrozumiała. – Ty! – Skrzywiła się do Christine, zamykając za sobą drzwi i ponownie pogrążając pokój w półmroku. – To na jej oczy. Ogórek pomoże pozbyć się opuchlizny.
– Ach. – Christine wyszczerzyła zęby, nalewając wina do hotelowych szklanek na wodę. – Dobra, dorzuć to do reszty zestawu ratunkowego.
Maddy wyprostowała się, poprawiając zmoczone okładem włosy. Christine postawiła butelkę wina na stoliku do kawy, obok zestawu do manikiuru, laptopa, który właśnie się włączał, i małego stosu DVD.
– Przywiozłaś filmy? – Maddy uniosła brew.
– Miałam nadzieję, że wykopiemy na jeden wieczór Joego i urządzimy sobie babski seans filmowy, śliniąc się do Orlando Blooma i Johnny’ego Deppa.
Maddy zacisnęło się gardło.
– Twoje życzenie się spełniło.
– O cholera.
Christine zgarbiła się, a Amy podeszła szybko do sofy i objęła Maddy.
– Już dobrze.
Przyjaciółka poklepała ją po plecach. Maddy poddała się i wtuliła w opiekuńcze objęcia. Potężny, upokarzający szloch wstrząsnął jej ciałem.
– Przepraszam – zdążyła wykrztusić po kilku dłuższych chwilach.
– Nie musisz. – Amy uspokajała ją, gładząc po plecach. – Cokolwiek się stanie, jesteśmy przy tobie. Możesz przy nas płakać, skoro potrzebujesz.
– Dziękuję. – Maddy pociągnęła nosem i wyprostowała się. Christine usiadła przed nią na stoliku do kawy, trzymając w ręku kieliszek czerwonego wina.
– Trzymaj. Wypij.
– Dzięki. – Maddy upiła łyk i złapała ją lekka czkawka.
– A teraz to. – Christine podsunęła jej do płowy odpakowaną tabliczkę czekolady.
Czekolada była ciemna i mocna. Smakowała tak cudownie, że Maddy jęknęła z nieoczekiwaną rozkoszą. Amy miała rację, mieli tu dobre słodycze.
– A teraz – Christine rzuciła surowo – powiedz nam, co ten łajdak zrobił, żebyśmy wiedziały, czy zasługuje na dalsze życie.
Czekolada zamieniła się w ustach Maddy w trociny. Zdołała ją spłukać łykiem wina.
– To nie on. To ja. O Boże, byłam taka głupia!
Pochyliła się gwałtownie, opierając przedramiona na udach. Kieliszek i czekolada w magiczny sposób zniknęły, dzięki czemu mogła schować twarz w dłoniach.
– Bardzo, bardzo głupia. Amy poklepała ją po plecach.
– Możesz nam powiedzieć, co się stało?
– Pod warunkiem, że Christine nie powie „a nie mówiłam”.
– Obiecuję na moją przysięgę Hipokratesa.
– Cóż, miałaś rację. – Usiadła prosto i znowu przyjęła wino. – Powinnam była już dawno temu porozmawiać z Joem. Nie o tym, że go kocham, bo do tego naprawdę dochodziliśmy, ale o propozycji Sylvii.
– Ach. – Christine uniosła brew. – Dowiedział się.
– O tak.