– I nie przyjął tego dobrze.
– Można to tak ująć. – Napiła się. – Właściwie to się nieźle wściekł. W pierwszej chwili oniemiałam. Nie mogłam zrozumieć, dlaczego tak się denerwuje. Przez całą drogę tutaj próbowałam to rozgryźć. Właściwie zaczęłam się kłócić z nim w myślach, bo zareagował absurdalnie. To nie było tak jak ostatnim razem, gdy zamiast niego wybrałam własne marzenia i niezależność, tylko całkiem odwrotnie. Postawiłam go na pierwszym miejscu. Nas. Ale coś, co powiedział, nieustająco chodziło mi po głowie w czasie mojej wewnętrznej tyrady i w końcu dotarło. Wreszcie zrozumiałam, co mówił.
– Co takiego? – zapytała Amy.
– Powiedział, że nie może być z kobietą, która ma o nim tak niskie mniemanie i uważa, że musi umniejszać siebie, aby on czuł się lepszy. I wreszcie zdałam sobie sprawę z czegoś potwornie upokarzającego.
– Czyli czego? – Amy patrzyła na nią okrągłymi oczami.
– Zamieniłam się we własną matkę!
– To naprawdę przerażająca myśl – stwierdziła Christine.
– Może nie dla każdego, ale dla mnie tak.
Maddy przypomniała sobie, jak Joe doznał takiego samego olśnienia, ale Mama Fraser była przynajmniej kimś, kogo ona chętnie by naśladowała.
– Co gorsza, potraktowałam Joego, jakby to był wielki, niepewny siebie frajer, czyli mój neandertalski ojciec. Nic dziwnego, że poczuł się urażony. Zraniłam go. – Zakryła oczy. – Zakłopotałam, zawstydziłam i naprawdę rozwścieczyłam.
– Maddy… – Christine uścisnęła jej kolano. – To nic dziwnego. Wszyscy nabieramy przekonań na temat związków, patrząc na własnych rodziców. Dorastamy, obserwując ich.
– Tak, ale ja dorastałam, przysięgając, że nigdy nie będę taka jak moja matka.
– Kochasz swoją matkę – odparła Christine.
– Oczywiście. Ale to nie znaczy, że zawsze ją lubię. I zdecydowanie jej nie szanuję. Jest inteligentną, utalentowaną i sympatyczną kobietą z niewiarygodnymi zdolnościami organizacyjnymi. Prowadziła dom tak wspaniale, że to wręcz zdumiewające. Ale to wszystko działo się za plecami ojca. Umniejszała to, co zrobiła, za to chwaliła ojca, choćby nie wiem jak głupio się zachował. „Och niesamowite, ten człowiek zdołał podnieść tyłek z fotela i przejść do jadalni o własnych siłach, żeby zjeść ten skromny posiłek, który przygotowałam. Czyż nie jest cudowny? Och nie, kochanie, nie wstawaj, ja przyniosę następne piwo. Przez cały dzień jeździłeś samochodem, podczas gdy ja zrobiłam zakupy, posprzątałam, ponaprawiałam, ugotowałam i zajęłam się dziesięcioma tysiącami obowiązków przy piątce twoich niewdzięcznych dzieciaków. Pozwól, że ci podam piwo”. Bla, bla, bla.
– Nie powinnaś tak ostro jej oceniać – powiedziała delikatnie Amy. – Wiele małżeństw działało tak od pokoleń.
– Właściwie nadal wiele małżeństw tak działa – potwierdziła Christine. – Myślę, że niektórym ludziom to odpowiada.
– Ja mówię o ekstremalnym przypadku – upierała się Maddy. – Takim, na którego widok człowiekowi robi się niedobrze. Mama śpiewała w chórze kościelnym, ale wyśmiewała wszelkie sugestie, żeby zaśpiewała solo. Pracowała przez jakiś czas w domu towarowym, ale odmówiła, gdy zaproponowano jej awans na kierownika. Należała do klubu ogrodniczego i trzy razy odmówiła, gdy proszono ją, aby została prezesem. Dorastałam, obwiniając o to wszystko ojca i przysięgając, że nigdy, ale to przenigdy nie pozwolę, aby mężczyzna zrobił mi coś takiego.
– Chcesz teraz powiedzieć, że to nie była wina ojca?
– Tak i nie. Dochodzę do tego. Pierwszą część łatwiej zrozumieć. Stchórzyłam, gdy Joe poprosił mnie wtedy o rękę, bo nie chciałam wychodzić za mąż zaraz po szkole i przez resztę życia podporządkowywać się jakiemuś mężczyźnie. Zamierzałam harować, pójść do college’u i być niezależną kobietą. Malarką, która osiągnęła sukces. Chciałam być sama sobie panią. W mojej głowie te dwie rzeczy się połączyły. Ślub z Joem równał się zostaniu moją matką.
– Więc – Christine podniosła rękę – ponieważ zmieniłaś zdanie co do ślubu z Joem, zmieniłaś także co do reszty.
– Tak!
Amy zmarszczyła brwi.
– Jakim cudem nie byłaś taka przy Nigelu?
– Nie wiem. – Maddy pomasowała skronie. – Może dlatego, że on był skrajnie różny od mojego ojca, podczas gdy Joe jest bardziej męski i nie aż tak inny. Ale w sumie nie przypomina mojego ojca.
– Przyszło mi coś do głowy! – Christine zacisnęła usta. – Ale chyba ci się nie spodoba.
– Co takiego? – Maddy ściągnęła czoło, widząc wahanie przyjaciółki. – Możesz mi powiedzieć. Nie mogę już dziś gorzej o sobie pomyśleć.
– Byłaś taka też przy Nigelu. – Christine wzruszyła przepraszająco ramionami. – Tyle że to było mniej widoczne. On sam miał wielkie sukcesy zawodowe i pochodził ze względnie zamożnej rodziny. Dzięki temu miałaś dość wysoką poprzeczkę do przeskoczenia, nim twój sukces przerósłby jego. Choroba zagroziła jego pozycji zawodowej. Niektóre kobiety rzuciłyby się wtedy do pracy nad własną karierą, aby wyrównać niższe zarobki męża. Ale ty, prowadząc jego firmę, całą energię przelałaś na chronienie jego sukcesu. To może być prawdziwa przyczyna, dla której porzuciłaś własną karierę. Poprzeczka za bardzo się obniżyła.
– O cholera, masz rację. – Maddy schowała twarz za dłonią. – I w tym miejscu wszystko zaczyna się bardziej komplikować. To nie dotyczy tylko mężczyzn. Kobiet też. Joe próbował mi to pokazać, ale dopiero teraz zobaczyłam, jaki to poważny problem.
Opuściła rękę.
– A teraz czuję się, jakby ktoś zerwał mi opaskę z oczu. Nagle patrzę na matkę i jakbym zobaczyła ją po raz pierwszy. Może mama nie pozwalała sobie na robienie tych wszystkich rzeczy, na które było ją stać, z tego samego powodu, dla którego mnie zawsze mdli, gdy zaczyna mi dobrze iść. Mój sukces mógłby zranić czyjeś uczucia albo sprawić, że ludzie przestaną mnie lubić. Może to dlatego nie śpiewała solo z chórem kościelnym. Może dlatego to małżeństwo, które z boku wyglądało na całkiem niesprawiedliwe, pasowało im obojgu. Tata dostał niewolnicę i kogoś, kogo mógł chłostać słowami, dzięki czemu czuł się bardziej męski, a mama miała dobrą wymówkę, żeby trzymać się z boku. Bardzo to pokręcone?
– Nieźle – zgodziła się Christine – ale jak mówiłam, im dwojgu to pasowało.
– Ale mnie aż skręca na samą myśl. – Maddy czuła niesmak aż w żołądku. – Nie chcę tak żyć.
– Nie musisz. – Christine odwinęła kolejną tabliczkę czekolady. – Pierwszy krok do przełamania wzorca to rozpoznanie go. Albo, jak to ujęła Jane w swojej książce, stawienie czoła wewnętrznemu lękowi.
– Tyle że się myliła. Nie boję się odrzucenia.
– Boisz się sukcesu. – Christine podsunęła czekoladę.
– Co to za lęk? – Maddy Odłamała kawałek.
– Całkiem powszechny, jak podejrzewam – odezwała się Amy.
– Ale dlaczego? To takie głupie.
– Sukces zmienia życie. – Christine wzruszyła ramionami. – Czasem jest to niewygodne. Wymaga odpowiedzialności i poświęcenia, naraża na niezasłużoną krytykę. Zmienia także sposób patrzenia na siebie i innych.
– Aha. – Maddy włożyła kawałek czekolady do ust. – Ludzie zaczynają cię nienawidzić.
– Tylko małoduszni, egoistyczni i niepewni siebie. Dowcip polega na tym, żeby zorientować się, że twój sukces nikomu niczego nie odbiera.
– Ale może okraść ciebie. Spójrz na Jane. Gotowa była poświęcić wszystko, aby spełnić marzenie, i poświęciła nas.
– Nie musiała – odparła Amy.