– Wiesz… – Christine przeżuwała swoje myśli. – Sporo zastanawiałam się nad jej książką. Pośród mnóstwa nonsensów jest tam kilka perełek na temat tego, jakie ciężkie potrafi być życie. Co sprawia, że mam wątpliwości, czy naprawdę jest tak niewiarygodnie szczęśliwa, jak kazała wierzyć światu.
– Widzisz? – Maddy machnęła kieliszkiem. – Sukces nie oznacza automatycznie szczęścia.
– Ale też go nie wyklucza – sprzeciwiła się Amy. – Uważam, że szczęście wiąże się ze znalezieniem złotego środka. Może po prostu musisz zrozumieć, że sukces także coś daje, nie tylko pożera ciebie i umniejsza innych. A przede wszystkim nie musisz poświęcać przyjaźni dla spełnienia marzeń. Ludzie, którzy cię kochają, będę się cieszyć z twojego sukcesu, a nawet przeżywać go razem z tobą.
– Boże, kocham tę kobietę – odezwała się Christine. – Jest taka cholernie mądra. I ma rację, Mad. Ci z nas, którzy cię kochają, będą się tylko cieszyć.
– I tym samym wracamy do Joego. – Maddy zagapiła się w pusty kieliszek. – Co mam zrobić? Naprawdę go zraniłam.
Amy uścisnęła ją za rękę.
– Przeproś go.
Christine wzruszyła ramionami.
– Nie odrzuca cię ten pomysł?
– Nie, kiedy się tak wydurniłam. – Maddy westchnęła. – Mam tylko nadzieję, że sobie z tym poradzimy.
– Jeśli cię kocha, to tak. – Christine obróciła się na stoliku, żeby przejrzeć ich zapasy. – A jak na razie mamy wino, czekoladę i Johnny’ego Deppa.
– Orlanda Blooma – sprzeciwiła się Amy. – On ma najsłodsze oczy na świecie.
– Dobra, dla ciebie słodki, dla mnie niegrzeczny, a Maddy ma ogórka.
– Christine! – Amy zarumieniła się.
– Na oczy! – Christine zamrugała jak chodzące niewiniątko. – Dlatego go dostałaś, nie?
Maddy uśmiechnęła się do przyjaciółek. Kochała je tak bardzo, że aż jej się płakać zachciało. Znowu. Dobrze, że Amy przyniosła ogórka.
Rozdział 22
W dniu otwarcia wystawy Maddy stała pośrodku galerii w Taos i czuła się jak ogłuszona. Tłum niemal się przelewał, ludzie obijali się o siebie, wędrując od stołu z jedzeniem do baru. Głosy buzowały równie radośnie jak szampan, a w światłach rozbłyskiwało tyle biżuterii, że można by otworzyć na miejscu filię Tiffany’ego. Zjawili się tu ze względu na Ricka – piękni, bogaci i nawet sławni – nic nie wiedząc o Madeline ani nawet nie interesując się nią. Ludzie przepływali przed jej oczami.
– Wygląda na to, że sprzedałaś następny obraz. – Christine skinęła w stronę jednego ze sprzedawców, który przyczepił karteczkę „sprzedany” to ramy obrazu.
Para stojąca obok niego praktycznie promieniała z dumy. Promieniała. Na myśl, że jest posiadaczem oryginału. Maddy zamrugała ze zdumienia.
– Chyba muszę więcej popracować.
– Tak myślisz? – Christine uśmiechnęła się do niej. – Te nowe obrazy są naprawdę niesamowite. Jak dotychczas to najlepsze twoje prace. Chyba muszę się pospieszyć, jeśli chcę kupić Wschód w kanionie.
– Nie jest na sprzedaż. – Maddy spojrzała na obraz, który wisiał na wyróżnionym miejscu. – Postanowiłam podarować go Joemu, żeby powiesił nad kominkiem w jadalni. Tam jest jego miejsce.
„Tam jest jego miejsce”.
Gdy patrzyła na obraz, na barwy lśniące w świetle, aż ją skręcało, aby wrócić do obozu.
Rick stanął za nią i uścisnął za ramiona.
– Sprzedaliśmy pięćdziesiąt reprodukcji, kochana. Gratuluję. Pocałował ją w policzek i ruszył dalej, wołając kogoś po imieniu.
Ta nowina sprawiła, że aż się zatoczyła.
– Rety!
– Chcesz usiąść? – zatroskała Amy.
– Nie. – Zaśmiała się. Kręciło jej się w głowie. – Nic mi nie jest. Christine przechyliła głowę i przyjrzała się jej.
– Dobrze, że postanowiłaś poradzić sobie z lękiem przed sukcesem.
Maddy przycisnęła rękę do żołądka.
– Przyznając, że nie pozbędę się go tak od razu.
– Dojdziesz do tego. A na razie… – Christine zatrzymała kelnera ze srebrną tacą pełną kieliszków z szampanem. Kiedy już wszystkie trzy miały kieliszki, uniosła swój. – Za moją piękną, utalentowaną i cudowną przyjaciółkę Madeline. Życzę sukcesu i radości.
– Ja też – przyłączyła się Amy.
Kieliszki zadzwoniły wesoło, gdy się nimi trąciły.
– Dziękuję. – Serce Maddy się zacisnęło. – Cieszę się, że obie mogłyście tu być. Gdyby nie wy, nie sądzę, żebym poradziła sobie w ciągu ostatnich dni.
– I od tego właśnie są przyjaciele. – Christine przechyliła lekko kieliszek.
– Szczęściara ze mnie, że wybrałam sobie dobrych. – Maddy uśmiechnęła się do obu.
– Wiesz jednak, co to znaczy. – Christine odwróciła się do Amy. – Wykonała swoje zadanie: jej prace są w galerii.
– Zdecydowanie. – Amy rozejrzała się. – To chyba znaczy, że my musimy wziąć się do naszych zadań.
– Aha. – Christine uśmiechnęła się zalotnie do przystojniaka, który je mijał, a potem westchnęła rozczarowana, gdy objął innego faceta. – To zaczyna być przygnębiające. Wszystkie wyglądamy powalająco, a każdy przystojny facet w zasięgu wzroku to gej.
– To wy dwie wyglądacie rewelacyjnie – sprzeciwiła się Amy, podziwiając lodowato niebieską sukienkę koktajlową Christine odsłaniającą całe kilometry nóg.
– Amy, jeśli ktokolwiek dziś wygląda wspaniale, to właśnie ty – upierała się Maddy.
Wybrała czarną, długą suknię i dodała srebrny drobiazg wart fortunę, który wypożyczyła z galerii. A potem namówiła Amy na swoją krótką, czerwoną sukienkę. Maddy uśmiała się na widok miny przyjaciółki, gdy ta zdała sobie sprawę, że sukienka pasuje. I więcej, że wygląda w niej olśniewająco.
– Więc… – Christine rozejrzała się po sali. – Amy, zdecydowałaś już, gdzie pojedziesz w ramach swojego zadania?
– To zależy, jakie przyjdzie zlecenie.
Podniecenie zapłonęło w oczach Amy, które Christine podkreśliła stosownym makijażem.
– Ale zawsze chciałam pojechać do jakiegoś tropikalnego miejsca. Coś w stylu Karaibów.
– To wspaniała myśl – przytaknęła Christine.
– Myślę o rejsie. Dopóki będę na statku, nie zgubię się. Maddy zmrużyła oczy.
– Nie jestem pewna, ale to chyba oszustwo. Co powiesz na to, Christine?
– Niech mnie piorun strzeli! – Christine złapała ją za rękę, wpatrując się w stronę drzwi. – Przysięgam na Boga, że jeśli ten też jest gejem, to rezygnuję z facetów.
Maddy odwróciła się. Serce jej zamarło. Hałasy przycichły, światła przygasły, gdy patrzyła, jak mężczyzna rozgląda się po sali. Ich spojrzenia spotkały się. Uśmiechnął się.
– Joe – szepnęła z ulgą i radością.
– Joe? – powtórzyła Christine.
Maddy nie musiała patrzeć, by wiedzieć, że przyjaciółka uniosła z aprobatą brew.
– No proszę, proszę. Zdecydowanie nie przesadzałaś. Podszedł prosto do niej, manewrując w tłumie. Nadzieja sprawiła, że serce zabiło jej mocniej.
Stanął przed nią.
– Cześć.
– Przyjechałeś.
Z całego serca chciała go uściskać i poczuć, jak ją obejmuje, położyć głowę na jego piersi i usłyszeć bicie jego serca. Zakłopotał się.
– Przypomniałem sobie, że ci powiedziałem, że nie przegapiłbym tej wystawy. Pułkownik powiedział mi kiedyś, że prawdziwy mężczyzna zawsze dotrzymuje słowa.
Jeszcze mocniej poczuła, jak za nim tęskniła.