Poza tym założyła się z Christine i Amy. Jeśli ucieknie do Teksasu, nie wystawiając w galerii przynajmniej jednej pracy, dziewczyny odpuszczą sobie swoje postanowienia. Cholera! Dlaczego się na to zgodziła? Cóż, teraz nie mogła się wycofać.
Zresztą, zakładając, że jej teoria jest wyssana z palca, Joe najprawdopodobniej równie chętnie jak ona chciał zapomnieć o przeszłości. Może nawet ucieszy się na jej widok. Jedyny sposób, aby się tego dowiedzieć, to wejść tam i spotkać się z nim. A teraz nadszedł dobry moment, bo będą sami. Zyskają odrobinę prywatności przynajmniej przy pierwszym spotkaniu.
„Po prostu zrób to” – rozkazała sobie.
Wzięła głęboki wdech i zmusiła się, żeby zrobić krok. A potem następny. Nim się zorientowała, stała w drzwiach. Siadł przy biurku i pracował na komputerze. Odgłos klawiatury zagłuszał jej kroki do chwili, gdy stanęła niemal przy biurku. Podniósł wzrok i… zamarł.
Jej usta drżały, gdy się uśmiechnęła.
– Cześć, Joe. Kupa lat.
– Maddy?
Gapił się na nią bezmyślnie. Był nieznośnie przystojny z tą opalenizną i brązowymi oczami. Poczuła, że się rumieni.
– Hm, miło cię widzieć.
Skoczył na równe nogi tak gwałtownie, że krzesło przewróciło się do tyłu i uderzyło o podłogę. Jego oczy pałały wściekłością.
– Co tu robisz, do cholery?! Cała krew odpłynęła jej z twarzy. Nie spodziewał się jej.
I zdecydowanie nie ucieszył się na jej widok.
Rozdział 3
Adrenalina buzowała w ciele Joego. Jego zmysły były w pełnym pogotowiu i natychmiast ogarnął cały obraz: ognisto-rude włosy, twarz w kształcie serca, zielone oczy, pełne usta i figura klepsydry, które na zawsze określiły mu standardy kobiecej urody. Pod żółtą bluzką i długą, rdzawą spódnicą z szerokim, skórzanym paskiem na biodrach była jeszcze bardziej apetyczna niż wcześniej.
– Prze-przepraszam – wyjąkała. – Myślałam…
Spojrzał z powrotem na jej twarz i zobaczył pobladłą skórę, przez co oczy i włosy jeszcze mocniej się odcinały. Czy to był równie wielki szok dla niej jak dla niego?
– Co tu robisz? – zapytał ponownie.
Ledwie mógł myśleć, krew głośno szumiała mu w uszach.
– Mam tu pracować. Nowy koordynator od plastyki i rzemiosła.
– Co będziesz?! – Wrzasnął głosem żołnierza w czasie walki. Ale to nie był front ani wojna. Nie musiał przekrzykiwać huku strzałów, a jego ciału nie groził postrzał. Stał w jednym z najbezpieczniejszych miejsc na świecie, w biurze obozu jego matki. Zapach sosny i szałwi napływał przez otwarte okna i drzwi. Na dworze śpiewał ptak.
A przed nim stała Maddy.
Maddy Howard. Nie Madeline Mills, jak brzmiało nazwisko kobiety, którą zatrudniła matka. Odpowiedź uderzyła go niczym pocisk prosto w pierś. Matka to ukartowała. Zrobiła specjalnie!
– Zabiję ją!
– Przepraszam. – Maddy przynajmniej miała dość przyzwoitości, aby się zarumienić. – Myślałam, że wiesz.
– Powiedziała ci, że prowadzę jej obóz? Wspomniała, że będziesz pracować dla mnie?
– Oczywiście. Zakładałam, że chciałeś… – Zrobiła krok w tył, w stronę drzwi, gotowa do ucieczki. – To ewidentnie jakaś pomyła. Może powinnam po prostu…
Wychodziła.
Jego puls wskoczył na wyższe obroty. Joe nie chciał nigdy więcej widzieć Maddy, ale teraz, kiedy się tu zjawiła, jeszcze bardziej olśniewająca niż kiedyś, jak jakaś piekielna ożywiona fantazja, nie chciał, żeby tak po prostu odeszła. Jezu, czy to aż tak zakręcone? To takie żenujące zdać sobie sprawę, że nadal jej pragnął. Piętnaście lat po tym, jak go odrzuciła, nadal jej pragnął.
– To zdecydowanie pomyłka – starał się mówić jak najspokojniej. – I chyba rzeczywiście, najlepiej jeśli po prostu…
Wskazał w stronę drzwi, tłumacząc sobie, że tak będzie najlepiej. Już się odwróciła i odchodziła ze spuszczoną głową. Jeszcze kilka kroków, a znowu zniknie z jego życia. Niewidzialna pięść chwyciła go za serce.
– Chryste, Maddy, nigdy nie byłaś dobra w myśleniu, ale tym razem przeszłaś samą siebie.
Dlaczego do cholery nadal mówił? „Zamknij się, idioto, i daj jej odejść”.
– Skąd myśl, że możesz tak sobie tu przyjechać i pracować dla mnie przez lato, jakby między nami nigdy nic nie było?
Zatrzymała się. Podniosła głowę. Gdy się odwróciła, jej oczy płonęły.
– Może stąd, że to było lata temu, a ja uznałam, że dorosłeś na tyle, by się z tym pogodzić.
– Oczywiście, że mam to już za sobą – warknął i zamierzał usiąść, aby udowodnić, do jakiego stopnia obecność Maddy jest mu obojętna.
Tyle że krzesło nie stało na miejscu i niewiele brakowało, a wylądowałby na tyłku, ale złapał równowagę. To byłoby piękne, co? Szarpnął krzesło z podłogi i z hukiem odstawił na miejsce. Opadł na nie i na oślep zaczął przerzucać papiery.
– To, że już mi przeszło, nie oznacza, że chcę, abyś dla mnie pracowała. Z tego, co pamiętam, nie byłaś najbardziej odpowiedzialną osobą na świecie.
– Nie byłam odpowiedzialna! – Poczuła ucisk w gardle. – Joe, wtedy byłam niemalże… niemalże dzieckiem.
– Dzieckiem? – Ogarnął jej kształtne ciało ostrym spojrzeniem. – Nie tak to zapamiętałem.
I rzeczywiście: wszystko pamiętał. Pamiętał, jak wyglądała nago, jak pachniała jej skóra, jak się śmiała, nawet kiedy się pieścili… nawet, kiedy z zapałem nastolatka poruszał się w niej mocno. Pamiętał doskonale, jakie to było uczucie.
Chryste. Dostał wzwodu.
Przesunął ręką po twarzy.
– Nie chcę cię tutaj.
– Twoja matka mnie zatrudniła.
– A ja zwalniam.
– Z powodu tego, co wydarzyło się, gdy byliśmy głupimi nastolatkami?
– Nie. – Zazgrzytał zębami. Nie chciał na nią patrzeć. – Ponieważ nie nadajesz się do tej pracy.
– Na stanowisko koordynatora od plastyki i rzemiosła? – Jej głos stał się wyższy o oktawę. – Mam dyplom ze sztuk pięknych. Jakim cudem nie mam kwalifikacji, aby uczyć rzemiosła na obozie letnim?
– Znam cię, Maddy. – Przerzucił ponownie papiery, robiąc bałagan w poukładanych stosach. – W szkole średniej miałaś trzy razy pracę i z każdej cię wyrzucili.
– Bo zawsze mnie namawiałeś, abym się urwała i żebyśmy pojechali nad jezioro. – Kiedy nadal na nią nie patrzył, podeszła do biurka i oparła o nie ręce. – Czy nie przyszło ci do głowy, że mogę być inną osobą niż wtedy? Wiesz, ludzie się zmieniają.
Spojrzał prosto w jej zielone oczy, tak piękne, że aż go serce bolało.
– Nie, nie aż tak.
– Najwyraźniej. – Złość dodała koloru jej policzkom. – Nadal jesteś uparty jak osioł i… i… egoistyczny jak wtedy, kiedy miałeś osiemnaście lat. Boże, co ja w tobie widziałam?
– Myślę, że oboje znamy odpowiedź na to pytanie. – Miał ochotę powiedzieć coś okrutnego, co by ją zraniło do żywego, ale słowa uwięzły mu w gardle. – Nie możesz tu pracować. Koniec dyskusji.
– Nie możesz mnie zwolnić! – wrzasnęła.
Jakie to typowe dla Maddy. Wystarczy powiedzieć jej, że czegoś nie może, i nagle jest to jedyna rzecz, którą koniecznie i absolutnie musi zrobić, choćby się waliło, paliło.
– To nie jest twój obóz. Tylko twojej matki.
– Tak, ale prowadzę go dla niej. – Wstał z krzesła, oparł dłonie na biurku i stanął z nią nos w nos. – I mówię…
Jej zapach uderzył go jak cios prosto w brzuch. Dziki, słodki aromat, który dotarł prosto do jego mózgu i uwolnił zabarykadowane wspomnienia. Smak jej ust. Dotyk jej palców na skórze. Wyraz jej twarzy, kiedy siadała mu na kolanach. Brzmienie jej głosu, gdy mówiła „kocham cię”.