To wspomnienie uderzyło najmocniej.
Spojrzał na jej usta. Wystarczyło, żeby pochylił się do przodu parę centymetrów, a mógłby posmakować jej słodkich, pełnych ust. Westchnęła cicho, jakby czytała w jego myślach.
– Madeline? – Z parkingu dobiegł głos jego matki.
Joe natychmiast wyprostował się na sekundę przed tym, kiedy starsza kobieta, utykając, weszła na tyle szybko, na ile pozwalała jej laska. Z kruchymi kośćmi i delikatnymi, siwymi włosami wyglądała jak każda osiemdziesięcioparolatka, ale błękitne oczy miała nieustająco lśniące.
Uśmiech rozświetlił jej pomarszczoną twarz.
– Jesteś! Harold przy bramie powiedział mi, że przyjechałaś. – Wyciągnęła wolną rękę. – Jak dobrze cię widzieć!
Joe stał sztywno i milczał, patrząc, jak kobiety się objęły. Miał ochotę podnieść matkę, wynieść na zewnątrz i ostro zapytać, co sobie myślała, zatrudniając Maddy i nie ostrzegając go. Nie była ani głupia, ani nieczuła. Jak mogła to zrobić?
– Mnie też miło panią widzieć. – Maddy przymknęła oczy, ciesząc się z objęć. – Tak mi pani brakowało.
– To twoja wina – zbeształa ją Mama.
– Proszę, niech pani nie zaczyna – Maddy szepnęła tak cicho, że Joe ledwie to usłyszał.
Mama odsunęła się na odległość ramienia.
– I tylko patrzcie na nią. Jeszcze piękniejsza. – Zerknęła na Joego. – Nie uważasz, że jeszcze wypiękniała?
Maddy zarumieniła się i wbiła wzrok w podłogę.
– Mamo… – powiedział z całym spokojem, na jaki było go stać. Dla całego świata mogła być Mamą Fraser, ale od dnia sfinalizowania adopcji dla niego stała się mamą. – Mogę cię prosić na słówko?
– Oczywiście. – Uśmiechnęła się i czekała.
– Na zewnątrz.
– A tu nie możesz? – zapytała tak niewinnie, że mało mu głowa nie eksplodowała.
Maddy Spiorunowała go wzrokiem.
– Chce pani kazać, żeby mnie pani zwolniła.
– A dlaczego miałabym to robić, skoro dopiero tu przyjechałaś? – Mama ścisnęła dłoń Maddy. – Nie mogłam się doczekać, żebyś tu przyjechała, moja droga.
– A ja wręcz przeciwnie – wtrącił się Joe. – Właściwe to chciałbym się dowiedzieć, skąd w ogóle Maddy wiedziała, że szukamy kogoś do pracy.
– Bo do niej napisałam, rzecz jasna – oznajmiła matka, jakby to było najbardziej oczywiste na świecie. – Potrzebowaliśmy nowego koordynatora od rzemiosła, a wiedziałam, że ona idealnie się nada. Poza tym uznałam, że taka praca będzie dobra dla kobiety, która dopiero co owdowiała. Jeden z powodów, dla którego kupiłam obóz po śmierci Pułkownika, to fakt, że nic tak nie łagodzi żalu jak towarzystwo młodych ludzi.
– Owdowiała? – Joe spojrzał na Maddy.
Była wdową? Nie wiedział nawet, że wyszła za mąż. Te parę razy, kiedy jego matka wspomniała jej imię, on albo zmieniał temat, albo wychodził z pokoju. Chociaż – co za głupek! – to tłumaczyło zmianę nazwiska. Jak mógł na to nie wpaść!
– Zgadza się, kochanie. – Smutek przyćmił oczy jego matki. – Domyślam się, że z początku jej obecność tutaj może być trochę niewygodna, ale oboje jesteście dorośli i wiem, że jesteś prawdziwym mężczyzną, który sobie z tym poradzi. Poza tym będzie mi miło mieć Maddy pod ręką. Pozostałe dziewczyny są takie młode. Tęsknię za kobietą, z którą mogłabym porozmawiać. Taką, która wie, co to znaczy stracić męża.
Joe już wiedział, że przepadł. Co mógłby powiedzieć? „Nie, nie jestem prawdziwym mężczyzną i nie poradzę sobie z tym”? Albo: „Wiem, że uratowałaś mnie od życia za kratami albo na ulicy, ale nie, nie pozwolę ci na towarzyszkę, która pomoże ci poradzić sobie z żałobą”? Nie mógł nawet powiedzieć: „Daj spokój, mamo, Pułkownik umarł lata temu”, bo sam każdego dnia za nim tęsknił.
Mama uśmiechnęła się do niego, a jej błękitne oczy rozbłysły.
– Tak naprawdę to nie masz nic przeciwko, prawda? Odpowiedział wymuszonym uśmiechem.
– Oczywiście, że nie.
– Dobrze więc. – Poklepała Maddy po dłoni. – Maddy, skarbie, przed biurem stoi mój meleks. Może pojedziesz za mną samochodem do Warsztatu, to pokażę ci, gdzie zamieszkasz.
– Ja… – Zawahała się i zerknęła w stronę Joego.
Nagle zmieniła zdanie? Znowu? „Teraz już za późno, kochana – chciał jej powiedzieć. – Wpadłaś w pułapkę tak samo jak ja”. Maddy poddała się.
– Świetny pomysł.
Kiedy kobiety wyszły, Joe opadł na krzesło i potarł twarz rękoma. „Cholera!”. A myślał, że ostatnie lato, gdy dowiedział się, że kolano ma załatwione na dobre i nigdy nie wróci do czynnej służby, było długie. Jednakże to lato zapowiadało się na najdłuższe w jego życiu.
Długie i bolesne.
Szczerze mówiąc, wolałby kolejną kulkę niż codziennie widzieć Maddy przez następne dwanaście tygodni.
Maddy miała ochotę skopać własny tyłek, kiedy jechała za samochodzikiem Mamy Fraser bitą, nierówną drogą wijącą się między cedrami i gigantycznymi głazami. Przyjazd tutaj był ogromnym błędem.
Powinna była wyjechać, kiedy tylko to zrozumiała. Właściwie zamierzała to zrobić, dopóki Joe jej nie rozzłościł.
Potarła czoło, na próżno próbując pozbyć się bólu głowy. Od lat nie straciła nad sobą panowania. A wystarczyły dwie minuty w towarzystwie Joego, aby słowa zaczęły wysypywać się z jej ust, nim zdążył je zarejestrować mózg.
Dlaczego, na Boga, Mama Fraser go nie uprzedziła? Jeśli ta kobieta zamierzała bawić się w Kupidyna, to zdecydowanie spudłowała.
Nagle Maddy poczuła się jak idiotka, że w ogóle myślała o pojednaniu. Kuliła się z zakłopotania, wspominając głupie marzenia, że spędzi spokojne lato z Joem. Równie dobrze może zamienić się w koszmar!
Dojechała do płaskiego terenu na zboczu góry. Mama zatrzymała się przed piętrowym budynkiem z cegły stojącym pośród osik. Wysiadłszy z samochodu, Maddy rozejrzała się po dolinie.
Widok dosłownie zaparł jej dech. Daleko poniżej rzeka odbijała błękitne niebo, meandrując między wysokimi, czarnymi topolami. Obóz podkreślał urodę krajobrazu rozrzuconymi rustykalnymi budynkami. Na horyzoncie piętrzyły się góry. Wszystkie te kształty i kontrasty porywały jej artystyczną duszę; aż palce świerzbiły, żeby złapać za pędzel.
– I co o tym myślisz? – zapytała Mama, opierając się na lasce, by przejść po twardej ziemi.
Słabowitość kobiety dobitnie przypomniała Maddy, ile lat upłynęło. Kiedy ostatni raz ją widziała, Mama była po sześćdziesiątce. Pułkownik żył. A Maddy nie znała jeszcze Nigela ani Christine i Amy. Minęło tyle lat, tyle życia. Co przyniesie następne dziesięć albo dwadzieścia lat?
Odwróciła się, żeby popatrzeć na dolinę.
– Stwierdziłabym, że tu jest pięknie, ale to za mało powiedziane.
– Są rzeczy, których same słowa nie oddadzą. To dlatego Bóg dał nam artystów. I dlatego ta ziemia przyciągnęła tu ich tylu. Nie mogę się doczekać, żeby zobaczyć, co obudzi w tobie.
„Jeżeli tu zostanę”. Maddy poczuła ciężar na sercu.
Matka Joego podeszła do samochodu i zajrzała przez okno na tylne siedzenie.
– Wygląda na to, że przywiozłaś nieco więcej niż standardowy plecak na obóz.
– Nigdy nie opanowałam sztuki pakowania tylko niezbędnych rzeczy.
– Cóż, przenieśmy to do twojego mieszkania.
– Mamo… – Maddy zatrzymała ją, gdy kobieta sięgała już do klamki. – Nie jestem pewna, czy to rozsądne…