Выбрать главу

Teraz Paweł musiał zająć się pogrzebem i – czy chciał, czy nie – iść do księdza proboszcza.

Spotkał go na podwórku plebani przy samochodzie. Ksiądz proboszcz zaprosił go do chłodnej i mrocznej kancelarii, gdzie usiadł za błyszczącym politurą biurkiem. Długo szukał odpowiedniej strony w księdze zgonów i wpisał tam starannie dane starego Boskiego. Paweł stał przy drzwiach, a że nie lubił czuć się jak petent, sam podszedł do krzesła przy biurku i usiadł.

– Ile to będzie kosztowało? – zapytał.

Ksiądz proboszcz odłożył pióro i spojrzał na niego uważnie.

– Nie widziałem cię od lat w kościele.

– Jestem niewierzący, proszę pana.

– Twojego ojca też trudno było spotkać na mszy.

– Chodził na pasterkę.

Ksiądz proboszcz westchnął i wstał. Zaczął przemierzać kancelarię, strzelając palcami.

– Mój ty Boże – powiedział – na pasterkę. To za mało na porządnego katolika. „Pamiętaj, abyś dzień święty święcił”, tak jest napisane czy nie?

– Nie zajmowałem się tym, proszę pana.

– Gdyby przez ostatnich dziesięć lat zmarły uczestniczył w każdej niedzielnej mszy świętej i dawał na tacę przysłowiową złotówkę, wiesz, ile by się tego nazbierało?

Ksiądz proboszcz liczył przez chwilę w myślach, a potem powiedział:

– Pogrzeb będzie kosztował dwa tysiące. Paweł poczuł, jak krew uderza mu do głowy.

Zobaczył wszędzie czerwone plamki.

– To ja to wszystko pierdolę – powiedział i zerwał się z krzesła.

W jednej sekundzie był przy drzwiach i chwycił za klamkę.

– No dobra, Boski – usłyszał od biurka. – Niech będzie dwieście.

Czas Zmarłych

Kiedy Stary Boski umarł, znalazł się w Czasie Zmarłych. W jakiś sposób ten czas przynależał do cmentarza w Jeszkotlach. Na murze cmentarnym znajdowała się płyta, na której nieporadnie wyryto:

Bóg widzi Czas ucieka Śmierć goni Wieczność czeka.

Kiedy Boski umarł, zrozumiał zaraz, że popełnił błąd, że umarł źle, nieuważnie, że pomylił się w umieraniu i że będzie musiał jeszcze raz to wszystko przejść. Zrozumiał też, że jego śmierć jest snem, podobnie jak życie.

Czas Zmarłych więził w sobie tych, którzy naiwnie sądzili, że śmierci nie trzeba się uczyć, tych, którzy oblewali śmierć jak egzamin. A im bardziej świat posuwał się do przodu, im bardziej wychwalał życie, im mocniej przywiązywał do życia, tym większy tłok panował w Czasie Zmarłych i tym gwarniejsze stawały się cmentarze. Dopiero tutaj bowiem zmarli powoli przytomnieli po życiu i okazywało się, że stracili dany im czas. Po śmierci odkrywali tajemnicę życia, i było to odkrycie daremne.

Czas Ruty

Ruta gotowała na święta bigos i wrzuciła do niego garść kardamonu. Wrzuciła kardamon dlatego, że jego ziarna były piękne – miały idealny kształt, połyskiwały czarno i pachniały. Nawet ich nazwa była piękna. Brzmiała jak nazwa dalekiej krainy – Królestwo Kardamonu.

W bigosie kardamon stracił czarny połysk, za to jego zapach przeniknął kapustę.

Ruta czekała z wigilijną kolacją na męża. Położyła się na łóżku i malowała paznokcie. Potem wyciągnęła spod łóżka niemieckie gazety, które znosił do domu Ukleja, i przeglądała je ciekawie. Najbardziej podobały się jej fotografie dalekich krajów. Były na nich widoki egzotycznych plaż, pięknie opaleni mężczyźni i zgrabne, gładkie kobiety. Ruta zrozumiała w całej gazecie jedno słowo: „Brasil”. Ten kraj to Brasil. W Brasil płynęła wielka rzeka (sto razy większa niż Czarna i Białka razem wzięte) i rósł ogromny las (tysiąc razy większy niż Wielki Las). W Brasil miasta opływały we wszelkie bogactwa, ludzie wyglądali na szczęśliwych i zadowolonych. Nagle Ruta zatęskniła do matki, choć był środek zimy.

Ukleja przyszedł późno. Kiedy stanął na progu w futrze przysypanym śniegiem, Ruta od razu poznała, że jest pijany. Nie spodobał mu się zapach kardamonu ani nie smakował mu bigos.

– Dlaczego nigdy nie zrobisz uszek i barszczu? Przecież to Wigilia! – wrzasnął. – Ty umiesz się tylko pieprzyć. Wszystko jedno z kim, z ruskimi, z Niemcami czy z tym półgłówkiem Izydorem. Tylko to ci w głowie, ty suko!

Podszedł do niej na chwiejnych nogach i uderzył ją w twarz. Upadła. Ukląkł przy niej i próbował się do niej dostać, ale jego sina męskość nie chciała go słuchać.

– Nienawidzę cię – wycedziła przez zęby i plunęła mu w twarz.

– Bardzo dobrze. Nienawiść jest tak samo silna jak miłość.

Udało jej się wywinąć spod pijanego cielska. Zamknęła się na klucz w pokoju. Po chwili w drzwi uderzył garnek z bigosem. Rucie nie przeszkadzała krew płynąca z rozciętej wargi. Przymierzała przed lustrem sukienki.

Całą noc zapach kardamonu sączył się przez szpary do jej pokoju. Pachniały nim futra i szminki. To był zapach dalekich podróży i egzotycznej Brazylii. Ruta nie mogła spać. Kiedy przymierzyła wszystkie sukienki i dopasowała do nich wszystkie buty i kapelusze, wyciągnęła spod łóżka dwie walizki i włożyła do nich to, co miała najcenniejszego: dwa drogie futra, kołnierz ze srebrnego lisa, pudełko z biżuterią i gazetę z Brazylią. Ubrała się ciepło i cicho, na palcach, przeszła z walizkami przez stołowy pokój, gdzie na kanapie chrapał rozwalony Ukleja.

Wyszła za Taszów i trafiła na szosę kielecką. Kilka kilometrów ciężko brnęła w śniegu, wlokąc walizki, aż w końcu rozpoznała w ciemnościach miejsce, gdzie należało wejść w las. Zerwał się wiatr i zaczął sypać śnieg.

Ruta podeszła do granicy Prawieku, odwróciła się, stanęła twarzą do północy i odnalazła w sobie to uczucie, które pozwala przejść przez wszelkie granice, zamknięcia i bramy. Chwilę pieściła je w sobie. Zamieć rozpętała się na dobre i Ruta weszła w nią od początku do końca.

Czas Gry

Kiedy Gracz znajduje wreszcie wyjście do Piątego Świata i niezdecydowany, co robić dalej, szuka pomocy w instrukcji, jaką jest Ignis fatuus, czyli Pouczająca gra na jednego gracza, znajduje następującą historyjkę:

„W Piątym Świecie Bóg rozmawia sam ze sobą, gdy szczególnie doskwiera mu samotność.

Przygląda się z upodobaniem ludziom, a szczególnie jednemu z nich, zwanemu Hiobem. «Gdybym mu tak zabrał wszystko, co ma, to, na czym opiera tę swoją pewność, gdybym go obrał ze wszystkich dóbr, warstwa po warstwie, czy wtedy dalej byłby tym, kim jest teraz? Czy nie jąłby mi złorzeczyć i bluźnić? Czy szanowałby mnie i kochał pomimo to?»

Spogląda Bóg z góry na Hioba i odpowiada sobie: «Z pewnością nie. On mnie poważa tylko dlatego, że obdarzam go dobrem. Zabiorę Hiobowi to, co mu dałem.»

I Bóg obiera Hioba jak cebulę. I płacze nad nim ze współczucia. Najpierw pozbawia go wszystkiego, co Hiob miał: domu, ziemi, stada kóz, ludzi do pracy, gajów i lasów. Potem zabiera mu tych, których kochał: dzieci, kobiety, bliskich i krewnych. Wreszcie odejmuje Hiobowi to, co czyniło go tym, kim był: zdrowe ciało, zdrowe zmysły, nawyki i przywiązania.

Patrzy teraz na swe dzieło i musi zmrużyć boskie oczy. Hiob jaśnieje tym samym światłem, którym jarzy się Bóg. A może nawet blask Hioba jest większy, bo Bóg musi zmrużyć swoje boskie oczy. Przestraszony, w pośpiechu zwraca więc Hiobowi wszystko po kolei, a nawet przydaje mu jeszcze nowych dóbr. Ustanawia pieniądz dla ich wymiany, a wraz z pieniądzem sejfy i banki, daje piękne przedmioty, mody, pragnienia, pożądania. I nieustanny lęk. Zasypuje tym wszystkim Hioba, aż jego światło powoli zaczyna przygasać i wreszcie znika.”

Czas Lili i Mai

Dziewczynki urodziły się tego roku, kiedy w taszowskim szpitalu umarł na serce Michał, a Adelka poszła do liceum. Miała im za złe, że się urodziły. Nie mogła, tak jak chciała, siedzieć do woli nad książką. Matka wołała ją z kuchni roztrzęsionym głosem i prosiła o pomoc.