Выбрать главу

Kiedy wracał do pałacu, mijał kościół, więc zaszedł do niego, ale nic w nim nie znalazł. Zobaczył obraz Matki Boskiej Jeszkotlowskiej, lecz nie było w kościele żadnego Boga, który byłby w stanie przywrócić dziedzicowi nadzieję.

Czas Matki Boskiej Jeszkotlowskiej

Matka Boska Jeszkotlowska, zamknięta w ozdobnych ramach obrazu, miała ograniczony widok na kościół. Wisiała w bocznej nawie i przez to nie mogła zobaczyć ani ołtarza, ani wejścia z kropielnicą. Kolumna zasłaniała jej ambonę. Widziała tylko przechodzących -pojedynczych ludzi, którzy wstąpili do kościoła pomodlić się, albo też całe ich sznureczki, gdy sunęli pod ołtarz po komunię. W czasie mszy widziała dziesiątki ludzkich profili – męskich i kobiecych, starczych i dziecięcych.

Matka Boska Jeszkotlowska była czystą wolą pomocy temu, co chore i ułomne. Była siłą boskim cudem wpisaną w obraz. Kiedy ludzie zwracali do niej swoje twarze, gdy poruszali ustami, zaciskali ręce na brzuchu lub składali je na wysokości serca, Matka Boska Jeszkotlowska dawała im siłę i moc zdrowienia. Dawała ją wszystkim, bez wyjątku, nie z miłosierdzia, lecz dlatego, że taka była jej natura – dawać moc zdrowienia tym, którzy jej potrzebują. Co działo się dalej – o tym decydowali ludzie. Jedni pozwalali tej sile zadziałać w sobie i ci zdrowieli. Wracali potem z wotami – odlanymi ze srebra, miedzi lub nawet złota miniaturami wyleczonych części ciała, z koralami, naszyjnikami, którymi przystrajano obraz.

Inni pozwalali, żeby moc wyciekła z nich, jak z dziurawego naczynia, i wsiąkła w ziemię. A potem tracili wiarę w cuda.

Podobnie było z dziedzicem Popielskim, który pojawił się przed obrazem Matki Boskiej Jeszkotlowskiej. Widziała, jak ukląkł i próbował się modlić. Ale nie mógł, więc wstał ze złością i patrzył na drogocenne wota, na jaskrawe kolory świętego malowidła. Matka Boska Jeszkotlowska widziała, że bardzo potrzebował dobrej, pomocnej siły dla swego ciała i duszy. i dała mu ją, zalała go nią, skąpała w niej. Dziedzic Popielski był jednak szczelny niby szklana kula, więc dobra siła spłynęła po nim na zimną kościelną posadzkę i wprawiła kościół w delikatne, ledwo wyczuwalne drżenie.

Czas Michała

Michał wrócił latem dziewiętnastego roku. To był cud, bo w świecie, w którym wojna nadwerężyła wszelkie prawa, często zdarzają się cuda.

Michał wracał do domu trzy miesiące. Miejsce, z którego wyruszył, znajdowało się niemal po drugiej stronie kuli ziemskiej – miasto nad brzegiem obcego morza, Władywostok. Uwolnił się więc od władcy wschodu, króla chaosu, ale ponieważ cokolwiek istnieje poza granicami Prawieku, jest zamazane i płynne jak sen, Michał nie myślał już o tym, wchodząc na most.

Był chory, wycieńczony i brudny. Twarz zarosła mu czarną szczeciną, a we włosach hulały stada wszy. Zniszczony mundur rozbitej armii wisiał na nim jak na kiju i nie miał ani jednego guzika. Błyszczące guziki z carskim orłem Michał wymienił na chleb. Miał też gorączkę, biegunkę i męczące uczucie, że nie istnieje już ten świat, z którego wyruszył. Nadzieja wróciła mu, gdy stanął na moście i zobaczył Czarną i Białkę, łączące się ze sobą w nieustającym weselu. Rzeki pozostały, most pozostał i pozostał także upał kruszący kamienie.

Z mostu zobaczył Michał biały młyn i czerwone pelargonie w oknach.

Przed młynem bawiło się dziecko. Mała dziewczynka z grubymi warkoczami. Mogła mieć trzy, cztery lata. Wokół niej z powagą dreptały białe kury. Kobiece ręce otworzyły okno. „Zdarzy się najgorsze" – pomyślał Michał. Odbite w poruszonej szybie słońce na chwilę go oślepiło. Michał ruszył do młyna.

Spał cały dzień i całą noc, a we śnie liczył wszystkie dni ostatnich pięciu lat. Jego zmęczony, zamroczony umysł mylił się i błądził w sennych labiryntach, dlatego Michał musiał swoje liczenie zaczynać wciąż od nowa. Przez ten czas Genowefa uważnie oglądała sztywny od kurzu mundur, dotykała przepoconego kołnierza, zanurzała ręce w kieszeniach pachnących tytoniem. Pieściła sprzączki plecaka, ale nie śmiała go otworzyć. Potem mundur zawisł na płocie, tak że musieli go zobaczyć wszyscy, którzy przechodzili koło młyna.