Выбрать главу

Książeczka Ignis fatum, czyli Pouczająca gra na jednego gracza była po prostu instrukcją gry napisaną po łacinie i po polsku. Dziedzic przerzucił ją strona po stronie i wszystko to wydało mu się bardzo skomplikowane. Instrukcja opisywała po kolei każdy możliwy wynik rzutu kostką, każdy ruch, każdy pionek-figurkę i każdy z Ośmiu Światów. Opis wydawał się niespójny i pełen dygresji, aż w końcu dziedzic pomyślał, że oto ma przed sobą dzieło wariata.

„Gra jest rodzajem drogi, na której raz po raz pojawiają się jakieś wybory – brzmiały pierwsze słowa.

– Wybory dokonują się same, ale czasem gracz odnosi wrażenie, że podejmuje je świadomie. Może go to przerazić, wtedy bowiem poczuje się odpowiedzialny za to, gdzie się znajdzie i co go spotka.

Gracz widzi swoją drogę jak pęknięcia na lodzie

– linie, które w zawrotnym tempie rozdwajają się, kręcą i zmieniają kierunek. Albo jak błyskawicę na niebie, która szuka sobie drogi przez powietrze w sposób niemożliwy do przewidzenia. Gracz, który wierzy w Boga, powie: «wyroki boskie», «palec boży» – ta wszechmocna i potężna końcówka Stworzyciela. Jeśli zaś w Boga nie wierzy, powie: «przypadek», «zbieg okolicznością. Czasem gracz użyje słowa «mój wolny wybór», ale z pewnością powie to ciszej i bez przekonania.

Gra jest mapą ucieczki. Zaczyna się w centrum labiryntu. Jej celem jest przejście wszystkich sfer i uwolnienie się z pęt Ośmiu Światów."

Dziedzic Popielski przerzucił skomplikowany opis pionków i strategii rozpoczęcia Gry, aż doszedł do charakterystyki Pierwszego Świata. Przeczytał:

„Na początku nie było żadnego Boga. Nie było ani czasu, ani przestrzeni. Było tylko światło i ciemność. I to było doskonałe."

Miał poczucie, że zna skądś te słowa.

„Światło poruszyło się w sobie i rozbłysło. Słup światła wdarł się w ciemność i znalazł tam nieruchomą od zawsze materię. Uderzył w nią z całą siłą, aż obudził w niej Boga. Bóg jeszcze nieprzytomny, jeszcze niepewny, czym jest, rozejrzał się wokół, a ponieważ nikogo poza sobą nie ujrzał, uznał, że jest Bogiem. I sam dla siebie nie nazwany, sam dla siebie niepojęty, zapragnął się poznać. Kiedy po raz pierwszy przyjrzał się sobie, padło Słowo – Bogu wydało się, że poznanie jest nazywaniem.

Oto turla się Słowo z ust Boga i rozbija na tysiąc części, które stają się nasionami Światów. Od tej chwili Światy rosną, a Bóg odbija się w nich jak w lustrze. Badając zaś swoje odbicie w Światach, widzi siebie coraz więcej, coraz lepiej siebie poznaje, i to poznanie wzbogaca go, a więc wzbogaca i Światy.

Bóg poznaje siebie poprzez przepływ czasu, bo tylko to, co nieuchwytne i zmienne, jest najbardziej podobne Bogu. Poznaje się poprzez skały, które gorące wynurzają się z morza, poprzez zakochane w słońcu rośliny, przez pokolenia zwierząt. Kiedy pojawia się człowiek. Bóg doznaje olśnienia, po raz pierwszy umie nazwać w sobie kruchą linię nocy i dnia, tę subtelną granicę, od której jasne zaczyna być ciemnym, a ciemne – jasnym. Odtąd przygląda się sobie oczami ludzi. Widzi tysiące swoich twarzy i przymierza je niczym maski, i – jak aktor – na chwilę staje się maską. Modląc się ustami ludzi sam do siebie, odkrywa w sobie sprzeczność, w lustrze bowiem odbicie bywa realne, a realność przechodzi w odbicie.