Выбрать главу

,Jakie naiwne są kobiety" – myślał Michał.

Miał wrażenie, że jego Misia została, niby rzecz, wpisana w życiowe, ambitne plany Pawła Boskiego. Z całkowitym wyrachowaniem: przez to, że była jedyną córką, praktycznie jedynaczką, bo przecież Izydor się nie liczył. Że będzie miała piękny posag, że jest z zamożniejszej rodziny, że jest taka inna, elegancka, pięknie ubrana, delikatna.

Michał niby mimochodem wspominał czasem przy żonie i córce o starym Boskim, który w życiu powiedział może sto, może dwieście słów i cały swój czas przesiedział na dachu pałacu, o siostrach Pawła

– niewydarzonych i nieładnych.

– Stary Boski to porządny człowiek – mówiła Genowefa.

– Cóż, nie odpowiada się za swoje rodzeństwo

– dodawała Misia i patrzyła znacząco na Izydora. -W każdej rodzinie jest ktoś taki.

Michał udawał, że czyta gazetę, kiedy jego wystrojona córka szła w niedzielę po południu na tańce z Pawłem. Mizdrzyła się przed lustrem z godzinę. Widział, jak pociąga brwi ciemnym ołówkiem matki i ukradkiem delikatnie maluje usta. Widział, jak stojąc bokiem przed lustrem sprawdza efekt stanika, jak skrapia się za uchem swoimi pierwszymi fiołkowymi perfumami, które wyprosiła na siedemnaste urodziny. Nie odzywał się, gdy Genowefa z Izydorem wyglądali za nią przez okno.

– Paweł wspomniał mi o małżeństwie. Powiedział, że chciałby się już oświadczyć – powiedziała którejś takiej niedzieli Genowefa.

Michał nawet nie chciał jej do końca wysłuchać.

– Nie. Jest jeszcze za młoda. Oddajmy ją do Kielc, do lepszej szkoły niż ta w Taszowie.

– Ona wcale nie chce się uczyć. Ona chce wyjść za mąż. Czy ty tego nie widzisz?

Michał kręcił głową.

– Nie, nie, nie. Jeszcze za wcześnie. Po co jej chłop i dzieci, niech użyje życia… Gdzie będą mieszkać? Gdzie Paweł będzie pracował? Przecież on też chodzi do szkół. Nie, trzeba jeszcze czekać.

– Na co czekać? Aż trzeba będzie brać ślub w pośpiechu, na gwałt?

Wtedy Michał wymyślił dom. Że zbuduje córce duży, wygodny dom na dobrej ziemi. Że obsadzi go sadem, zaopatrzy w piwnice i ogród. Taki dom, żeby Misia nie musiała odchodzić, żeby mogli tam mieszkać wszyscy razem. Będzie w nim wystarczająco dużo pokoi dla wszystkich, a ich okna będą wychodzić na cztery strony świata. I będzie to dom na podmurówce z piaskowca i o ścianach z prawdziwej cegły, którą ociepli się z zewnątrz najlepszym drewnem. I będzie miał parter i piętro, i strych, i piwnice, i oszklony ganek, i balkon dla Misi, żeby sobie z niego w Boże Ciało oglądała procesję sunącą po polach. W tym domu Misia będzie mogła mieć dużo dzieci. Będzie tam też służbówka, bo Misia powinna mieć służbę.

Następnego dnia zjadł obiad wcześniej i obchodził Prawiek w poszukiwaniu miejsca na dom. Myślał o Górce. Myślał o błoniach nad Białka. Całą drogę kalkulował, że budowa takiego domu potrawa co najmniej trzy lata i o ten czas opóźni małżeństwo Misi.

Czas Florentynki

W Wielką Sobotę Florentynka wybrała się z jednym ze swoich psów do kościoła, żeby poświęcić jedzenie. Włożyła do koszyka słoik mleka, które żywiło ją i jej psów, bo tylko to miała w domu. Przykryła słoik świeżymi liśćmi chrzanu i barwinkiem.

W Jeszkotlach koszyki ze święconką stawia się na bocznym ołtarzu Matki Boskiej Jeszkotlowskiej. To kobieta powinna zajmować się jedzeniem – zarówno jego przyrządzaniem, jak i błogosławieniem. Bóg-mężczyzna ma ważniejsze sprawy na głowie: wojny, kataklizmy, podboje, dalekie wyprawy… Kobiety zajmują się jedzeniem.

Ludzie nieśli więc koszyki pod boczny ołtarz Matki Boskiej Jeszkotlowskiej i czekali w ławkach na księdza z kropidłem. Każdy siedział z dala od drugiego i w milczeniu, bo kościół w Wielką Sobotę jest ciemny i głuchy jak jaskinia, jak betonowy schron przeciwlotniczy, jak grobowiec zamordowanego Syna Bożego.