Выбрать главу

Kiedy Kłoska kolebiąc się szła po grubym żwirze podjazdu, gwizdali za nią cieśle na dachu. Wtedy zadarła spódnicę i pokazała im goły tyłek.

Przystanęła za parkiem i chwilę zastanawiała się, dokąd pójść.

Po prawej miała Jeszkotle, po lewej – las. Pociągał ją las. Kiedy tylko weszła między drzewa, poczuła, że wszystko pachnie inaczej: mocniej, wyraźniej. Szła w stronę opuszczonego domu na Wydymaczu, gdzie czasem nocowała. Dom był pozostałością jakiejś spalonej osady, teraz zarósł go las. Jej spuchnięte od ciężaru i upału nogi nie czuły twardych szyszek. Przy rzece poczuła pierwszy, rozlany, obcy ciału ból. Powoli zaczęła ogarniać ją panika. „Umrę, teraz umrę, bo nie ma nikogo, kto mógłby mi pomóc" – myślała przerażona. Stanęła na środku Czarnej i nie chciała zrobić kroku dalej. Zimna woda obmywała jej nogi i podbrzusze. Z wody zobaczyła zająca, który zaraz schował się pod paprocie. Zazdrościła mu. Zobaczyła rybę, kluczącej między korzeniami drzewa. Zazdrościła jej. Zobaczyła jaszczurkę, która wpełzła pod kamień. I też jej zazdrościła. Znowu poczuła ból, tym razem silniejszy, bardziej przerażający. „Umrę – pomyślała – teraz po prostu umrę. Zacznę rodzić i nikt mi nie pomoże." Chciała położyć się w paprociach nad rzeką, bo potrzebowała chłodu i ciemności, ale, wbrew całemu ciału, szła dalej. Ból powrócił po raz trzeci i Kłoska wiedziała już, że niewiele zostało jej czasu.

Zwalony dom na Wydymaczu składał się z czterech ścian i kawałka dachu. Wewnątrz leżał gruz porośnięty pokrzywami. Cuchnęło wilgocią. Po ścianach wędrowały ślepe ślimaki. Kłoska rwała wielkie liście łopianu i ścieliła sobie nimi legowisko. Ból wracał coraz bardziej niecierpliwymi falami. Kiedy przez moment stał się nie do wytrzymania, Kłoska zrozumiała, że musi zrobić coś, żeby wypchnąć go z siebie, wyrzucić na pokrzywy i liście łopianu. Zacisnęła szczęki i zaczęła przeć. „Ból wyjdzie tędy, którędy wszedł" – pomyślała Kłoska i usiadła na ziemi. Podniosła spódnicę. Nie zobaczyła nic szczególnego: ściana brzucha i uda. Ciało było wciąż zwarte i zamknięte w sobie. Kłoska próbowała tamtędy zajrzeć w siebie, ale przeszkadzał jej brzuch. Drżącymi z bólu dłońmi próbowała więc wyr macać to miejsce, którędy powinno wyjść z niej dziecko. Czuła opuszkami palców obrzmiały srom, szorstkie włosy łonowe, ale jej krocze nie czuło dotyku palców. Kłoska dotykała siebie jak czegoś obcego, jak rzeczy.

Ból potężniał! mącił zmysły. Myśli rwały się, niby zetlała tkanina. Słowa i pojęcia się rozpadały, wsiąkały w ziemię. Napęczniałe rodzeniem ciało przejęło całą władzę. A ponieważ ludzkie ciało żyje obrazami, zalały one na wpół przytomny umysł Woski.

Zdawało się Kłosce, że rodzi w kościele, na zimnej posadzce, tuż przed ołtarzem. Słyszała kojące buczenie organów. Potem zdawało jej się, że to ona jest organami i gra, że ma w sobie mnóstwo dźwięków i że gdy zechce, może je wszystkie naraz z siebie wydobyć. Poczuła się potężna i wszechmocna. A zaraz potem tę wszechmoc zniweczyła mucha, zwyczajne buczenie dużej fioletowej muchy tuż nad jej uchem. Ból uderzył Kłoskę z nową siłą. „Umrę, umrę" – jęczała. „Nie umrę, nie umrę" – jęczała za chwilę. Pot zlepiał jej powieki i szczypał w oczy. Zaczęła szlochać. Podparła się rękami i rozpaczliwie zaczęła przeć. A po tym wysiłku poczuła ulgę. Coś chlupnęło i wyskoczyło z niej. Kłoska była teraz otwarta. Opadła na liście łopianu i szukała wśród nich dziecka, ale nic tam nie było, tylko ciepła woda. Więc Kłoska zebrała siły i zaczęła przeć od nowa. Zaciskała oczy i parła. Brała oddech i parła. Płakała i patrzyła w górę. Między zmurszałymi deskami widziała bezchmurne niebo. I tam zobaczyła swoje dziecko. Dziecko podniosło się niepewnie i stanęło na nogach. Popatrzyło na nią tak, jak nikt jeszcze nigdy na nią nie patrzył: z ogromną, niewyrażalną miłością. To był chłopczyk. Podniósł z ziemi gałązkę a ona zamieniła się w małego zaskrońca. Kłoska była szczęśliwa. Położyła się na liściach i wpadła w jakąś ciemną studnię. Wróciły myśli i spokojnie, z gracji przepływały przez jej umysł. „A więc dom ma studnię”. Więc w studni jest woda. Zamieszkam w studni, bo| jest w niej chłodno i wilgotno. W studniach bawią sin dzieci, a ślimaki odzyskują wzrok i dojrzewa zboże. Będę miała czym karmić dziecko. Gdzie jest dziecko?”