Выбрать главу

– Nie wierzę w to – powiedział Izydor z przekonaniem.

Zakonnik wstał, więc Izydor podniósł się także.

– Wróć do nas, kiedy poczujesz potrzebę.

– Nie podoba mi się to – powiedział Izydor do Misi, gdy wszedł do kuchni.

Potem położył się na swoim łóżku, które stało dokładnie na środku stryszku, tuż pod lufcikiem. Mały prostokąt nieba był obrazem, świętym obrazem, który mógłby wisieć w kościele.

Zawsze wtedy, gdy Izydor widział niebo i cztery strony świata, miał ochotę się modlić, lecz im był starszy, tym trudniej przechodziły mu przez umysł słowa znanych modlitw. W głowie pojawiały się za to myśli, które dziurawiły modlitwę i rwały ją na strzępy. Próbował więc w skupieniu wyobrazić sobie w gwiaździstym obrazie postać niezmiennego Boga. Wyobraźnia zawsze tworzyła wizerunek dla rozumu nie do przyjęcia. Raz był to rozparty na tronie starzec o wzroku tak surowym i zimnym, że Izydor zaraz mrugał powiekami i przepędzał go z ram lufcika. Innym razem Bóg był jakimś rozwianym, fruwającym duchem, tak zmiennym i nieokreślonym, że przez to nie do zniesienia. Czasami pod postać Boga podszywał się ktoś realny, najczęściej Paweł, i wtedy Izydorowi odchodziła ochota do modlitwy. Siadał na łóżku i machał nogami w powietrzu. A potem odkrył, że to, co mu w Bogu przeszkadza, to boska płeć.

I wtedy, nie bez pewnego poczucia winy, ujrzał go w ramkach lufcika jako kobietę, Bożycę, czy jak ją tam nazwać. Przyniosło mu to ulgę. Modlił się do niej z łatwością, której nie czuł nigdy przedtem. Mówił do niej jak do matki. Trwało to jakiś czas, ale w końcu zaczął tej modlitwie towarzyszyć nieokreślony niepokój, który odzywał się w ciele falami gorąca.

Bóg był kobietą, potężną, wielką, wilgotną i parującą jak ziemia na wiosnę. Bożyca istniała gdzieś w przestrzeni podobna do burzowej chmury pełnej wody. Jej potęga była przytłaczająca i przypominała Izydorowi jakieś dziecięce doznanie, którego się bał. Za każdym razem, kiedy się do niej zwracał, odpowiadała mu uwagą, która go kneblowała. Nie mógł już dalej mówić, modlitwa traciła wszelki wątek, wszelką intencję, od Bo-życy niczego nie można chcieć, można ją tylko chłonąć, oddychać nią, można się w niej rozpłynąć.

Któregoś dnia, gdy Izydor wpatrywał się w swój kawałek nieba, doznał olśnienia. Zrozumiał, że Bóg nie jest ani mężczyzną, ani kobietą. Poznał to, gdy wypowiadał słowo „Boże". W tym słowie znajdowało się rozwiązanie problemu płci Boga. „Boże" brzmiało tak samo jak „słońce", jak „powietrze" jak „miejsce" jak „pole", jak „morze", jak „zboże", jak „ciemne",,jasne", „zimne", „ciepłe"… Izydor z przejęciem powtarzał odkryte prawdziwe boskie imię i za każdym razem wiedział coraz więcej i więcej. Boże było więc młode, a jednocześnie istniało od początku świata albo i wcześniej (bo „Boże" brzmi tak samo, jak „zawsze"), było niezbędne dla wszelkiego życia (jak „pożywienie"), znajdowało się we wszystkim („wszędzie"), lecz gdy się je próbowało znaleźć, nie było go w niczym („nigdzie"). Boże było pełne miłości i radości, ale bywało też okrutne i groźne. Miało w sobie wszystkie cechy, przymioty, które są obecne w świecie, i przyjmowało postać każdej rzeczy, każdego zdarzenia, każdego czasu. Tworzyło i niszczyło albo pozwalało, żeby stworzone niszczyło się samo. Było nieprzewidywalne jak dziecko, jak ktoś szalony. W pewien sposób było podobne do Iwana Mulety. Boże istniało w sposób tak oczywisty, że Izydor dziwił się, jak mógł kiedyś nie zdawać sobie z tego sprawy.

To odkrycie przyniosło mu prawdziwą ulgę. Gdy o tym myślał, gdzieś w środku rozpierał go śmiech. Dusza Izydora chichotała. Przestał też chodzić do kościoła, co spotkało się z uznaniem Pawła.

– Nie sądzę jednak, żeby cię przyjęli do partii – powiedział kiedyś przy śniadaniu, żeby rozwiać ewentualne nadzieje szwagra.

– Paweł, zupy mlecznej nie trzeba gryźć – zwróciła mu uwagę Misia.

Bo też Izydor miał gdzieś i partię, i chodzenie do kościoła. Potrzebował teraz czasu na myślenie, wspominanie Ruty, na czytanie, na naukę niemieckiego, na pisanie listów, kolekcjonowanie znaczków, na wpatrywanie się w swój lufcik i powolne, leniwe przeczuwanie porządku wszechświata.