Выбрать главу

Wnuki dziedzica Popielskiego ucichły dopiero w lesie, nie dlatego, że popsuł im się humor, ale dlatego, że las w ciemnościach wydawał się straszny i potężny. Odważnie chciały iść na Wodenicę, lecz ciemność powstrzymała te zamiary. Wodenica była miejscem nawiedzonym. Pójdą w olszyny, tam gdzie rośnie najwięcej paproci. Wypiją wino i zapalą zakazanego papierosa, jak chłopi z Prawieku.

Dzieci szły w stronę rzeki rzędem, trzymając się za ramiona.

Było tak ciemno, że wyciągnięte przed siebie dłonie majaczyły w czerni ledwie rozpoznawalną plamą. Tylko niebo wydawało się jaśniejsze od świata spowitego w ciemności – podziurawiony gwiazdami majestat niebiańskiego durszlaka.

Las zachowywał się jak zwierzę, które broni do siebie dostępu – strząsał na nich rosę, wysyłał puszczyka, kazał zającowi poderwać się nagle spod ich nóg.

Dzieciaki weszły w olszyny i po omacku zrobiły sobie piknik. Rozbłysły ogniki papierosów. Wino, pite po raz pierwszy w życiu z gwinta, dodawało odwagi. Potem rozbiegły się po paprociach, aż któreś z nich znalazło wśród nich coś błyszczącego. Las zaszumiał zaniepokojony. Znalazca zawołał innych. Był podniecony.

– Chyba go mam, chyba go mam – powtarzał.

Wśród splątanych krzaków jeżyn, w wilgoci paprociowych liści migotało coś srebrnego. Dzieci rozgarnęły kijami te wielkie liście i w świetle latarek zobaczyły błyszczącą puszkę po konserwie. Rozczarowany znalazca wziął ją na kij i rzucił daleko w krzaki.

Wnuki dziedzica usiadły jeszcze na chwilę, żeby dokończyć wino, a potem wróciły na drogę.

Wtedy dopiero puszka po konserwie zakwitła, rzucając wokół niesamowity, srebrny blask.

Widziała to Kłoska, która w noc przesilenia zawsze zbierała zioła, lecz była już za stara, żeby mieć życzenia, i wiedziała, ile kłopotów można sobie narobić kwiatem paproci. Obeszła go więc z daleka.

Czas dziedzica Popielskiego

– Czy nie napiłabyś się, Misiu, ze mną herbaty, jak już skończysz? – zapytała Misie córka Popielskich, która miała wciąż panieńską figurę.

Misia wyprostowała się nad miskami pełnymi brudnych naczyń i wytarła ręce w fartuch.

– Herbaty nie, ale kawy chętnie.

Poszły z tacą pod kosztelę i siadły po obu stronach stołu. Lila z Mają kończyły zmywanie.

– Musi ci być ciężko, Misiu. Wydać tyle obiadów, pozmywać tyle naczyń… Jesteśmy ci bardzo wdzięczni za ten wysiłek. Gdyby nie wy, nie mielibyśmy gdzie przyjeżdżać. A przecież to nasze rodzinne okolice.

Panienka Popielska, która kiedyś, dawno, dawno temu, biegała ze swoimi wielkim psami po łąkach, westchnęła smutno.

– A gdyby nie wy, my nie wyżylibyśmy z pensji Pawła. To wynajmowanie pokoi to mój wkład w utrzymanie rodziny.

– Nie wolno ci tak myśleć, Misiu. Przecież kobieta pracuje w domu, rodzi dzieci, zajmuje się gospodarstwem, sama wiesz najlepiej…

– Ale nie zarabia, nie przynosi pieniędzy.

Do stołu zlatywały się osy i zlizywały delikatnie czekoladową polewę z piernika. Misi nie przeszkadzały, ale panienka Popielska bała się os.

– Gdy byłam mała, osa ugryzła mnie w powiekę. Byłam wtedy sama z ojcem, mama pojechała do Krakowa… to mógł być trzydziesty piąty, trzydziesty szósty. Ojciec wpadł w panikę, biegał po domu i wrzeszczał na mnie, a potem zawiózł mnie dokądś samochodem. Ledwo to pamiętam, do jakichś Żydów w miasteczku…

Panienka Popielska oparła brodę na dłoni, a jej wzrok powędrował gdzieś między liście jabłoni i lip.

– Dziedzic Popielski… to był nieprzeciętny człowiek – powiedziała Misia.

Piwne oczy panienki Popielskiej zaszkliły się i wyglądały jak krople spadziowego miodu. Misia domyśliła się, że jej prywatny, wewnętrzny strumień czasu, taki, jaki nosi w sobie każdy człowiek, zawrócił i w przestrzeni pomiędzy liśćmi drzew wyświetla jej teraz obrazy z przeszłości.

Popielscy, kiedy wyjechali do Krakowa, klepali biedę. Żyli ze sprzedawanych ze ściśniętym sercem sreber. Liczna rodzina Popielskich, rozrzucona po całym świecie, pomagała trochę kuzynom, o ile możliwe było dostarczenie im dolarów czy złota. Dziedzic Popielski został oskarżony o współpracę z okupantem, jako że handlował z Niemcami drzewem. Kilka miesięcy przesiedział w więzieniu, ale zwolniono go w końcu ze względu na zaburzenia psychiczne, które podpłacony psychiatra trochę, ale niewiele, wyolbrzymił.