Выбрать главу

Rzeczy, które nie ukazywały swej wewnętrznej poczwórnej struktury od razu, stanowiły dla Izydora wyzwanie. Kiedyś przyglądał się Witkowi, który próbował ujeździć młodego konia. Koń wierzgał i zrzucał go na ziemię. Izydor pomyślał, że układ zwany potocznie „człowiekiem na koniu" tylko z pozoru wydaje się dwu-elementowy. Rzeczywiście, istnieje przede wszystkim człowiek oraz koń. Istnieje także trzecia całość, a mianowicie człowiek na koniu. Gdzie więc jest to czwarte?

To centaur, coś więcej niż człowiek i koń, to człowiek i koń zarazem, dziecko człowieka i konia, człowieka i kozy, zrozumiał nagle Izydor i poczuł znowu ten sam, dawno zapomniany już niepokój, który zostawił mu kiedyś Iwan Mukta.

Czas Misi

Misia długo nie chciała obciąć swoich długich siwych włosów. Kiedy przyjeżdżały Lila i Maja, przywoziły ze sobą specjalną farbę i w ciągu wieczora przywracały włosom dawny kolor. Miały oko do kolorów -wybierały dokładnie taki, jaki potrzeba.

Któregoś dnia coś jej się nagłe stało i kazała sobie obciąć włosy. Kiedy farbowane kasztanowe pukle opadły na podłogę, Misia spojrzała w lustro i zrozumiała, że jest starą kobietą.

Wiosną odpisała młodej dziedziczce, że nie przyjmie letników.

Ani w tym roku, ani w następnym. Paweł próbował protestować, ale nie słuchała go. Nocą budziło ją nagłe łomotanie serca i pulsowanie krwi. Puchły jej ręce i nogi. Patrzyła na swoje stopy i nie poznawała ich. „Miałam kiedyś smukłe palce i cienkie kostki. Moje łydki napinały się, gdy szłam na wysokich obcasach" -myślała.

Latem, kiedy przyjechały dzieci, wszystkie oprócz Adelki, zabrały ją do lekarza. Miała nadciśnienie. Musiała łykać tabletki i nie wolno jej było pić kawy.

– Co to za życie bez kawy – mruknęła Misia, biorąc z kredensu swój młynek.

– Mamo, jesteś jak dziecko – powiedziała Maja i wyjęła jej młynek z rąk.

Następnego dnia Witek kupił w peweksie wielką puszkę kawy bez kofeiny. Udawała, że jej smakuje, ale kiedy zostawała sama, mełła ziarna cennej kartkowej prawdziwej kawy i parzyła ją sobie w szklance. Z kożuszkiem, jak lubiła. Siadała w kuchni przy oknie i patrzyła na sad. Słyszała szelest wysokich traw – nie było już komu wykaszać ich spod drzew. Widziała z okna Czarną, księże łąki, a za nimi Jeszkotle, gdzie ludzie budowali wciąż nowe domy z białych pustaków. Świat nie był już tak ładny jak kiedyś.

Któregoś dnia, gdy pita swoją kawę, przyjechali jacyś ludzie do Pawła. Dowiedziała się, że Paweł wynajął ich do budowy grobowca.

– Dlaczego mi o tym nie powiedziałeś? – zapytała.

– Chciałem ci zrobić niespodziankę.

W niedzielę poszli oglądać głęboki wykop. Misi nie podobało się miejsce – koło grobu starego Boskiego i Stasi Papugowej.

– Dlaczego nie przy moich rodzicach? – zapytała. Paweł wzruszył ramionami.

– Dlaczego, dlaczego – przedrzeźniał ją. – Tam jest za ciasno.

Misi przypomniało się, jak kiedyś z Izydorem rozdzieliła małżeńskie łóżka.

Gdy szli już do domu, rzuciła okiem na napis przy wyjściu z cmentarza.

– „Bóg widzi. Czas ucieka. Śmierć goni. Wieczność czeka" – przeczytała.

Rok, który nadszedł, był niespokojny. Paweł włączał w kuchni radio i we trójkę, z Izydorem, słuchali komunikatów. Niewiele z tego rozumieli. Latem przyjechały dzieci i wnuki. Nie wszyscy. Antek nie dostał urlopu. Do późna w nocy siedzieli w ogrodzie, pili wino z porzeczek i dyskutowali o polityce. Misia odruchowo patrzyła na furtkę i czekała na Adelkę.

– Ona nie przyjedzie – powiedziała Ula.

We wrześniu dom znowu opustoszał. Całymi dniami Paweł objeżdżał na motorze swoje nie uprawiane pola i doglądał budowy grobowca. Misia wołała na dół Izydora, ale on nie chciał schodzić. Ślęczał nad arkuszami szarego papieru, na którym rysował nie kończące się tabele.

– Obiecaj, że kiedy umrę pierwsza, nie oddasz go do domu starców – powiedziała do Pawła.

– Obiecuję.

W pierwszy dzień jesieni Misia zmełła w młynku porcję prawdziwej kawy, wsypała ją do szklanki i zalała wrzątkiem. Wyjęła z kredensu pierniki. Kuchnię wypełnił cudowny zapach. Przysunęła krzesło do okna i piła kawę drobnymi łyczkami. Wtedy świat w umyśle Misi wybuchł, a jego drobne odłamki posypały się wkoło. Osunęła się na podłogę, pod stół. Rozlana kawa kapała jej na dłoń. Misia nie mogła się ruszyć, więc czekała, niby zwierzę złapane w sidła, aż ktoś przyjdzie i ją uwolni.