Выбрать главу

– To znaczy?

– Mniejsza o to. Powiem ci później.

– Nie wypiłeś kawy.

– Kawy? A, rzeczywiście… – Kamil w zamyśleniu wpatrywał się w filiżankę.

Nagle, zesztywniały wewnętrznie, spojrzał spod oka na Idę. Oczy Idy z wyrazem napięcia i oczekiwania prowadziły jego dłoń, którą sięgnął po filiżankę.

Ujął ucho naczynia palcami i niosąc je do ust, wylał całą zawartość na kolana. Była na szczęście chłodna.

– Och, przepraszam! Pochlapałem ci fotel! Jestem zmęczony. Właściwie nie powinienem już dziś pić kawy. Wybacz, Ido. Pójdę już! Dobranoc.

Pozostawił ją, zaskoczoną, z jakimś nie wypowiedzianym słowem na ustach.

W swojej kabinie pośpiesznie zdjął spodnie i z mokrej kawowej plamy wyżął kilka kropel do szklanego naczyńka.

,,To ona. Nie do wiary, ale to ona. Dlaczego? – powtarzał w myślach, wracając z laboratorium analitycznego. – Wtedy i teraz ten sam środek nasenny".

Zdobył nareszcie to, o czym myślał przez cały dzisiejszy dzień – jakiś ślad, punkt zaczepienia. Teraz jednak napadły go wątpliwości. Czy dwukrotna próba uśpienia go przez Idę musi mieć związek z przypadkami Erwina i Mufiego? Czy ta miła, zrównoważona dziewczyna wygląda na wariatkę, która chce obezwładnić załogę astrolotu?

Umysł Kamila działał ospale. Kilkanaście godzin bez odpoczynku dawało się we znaki. Ale teraz nie mógł pozwolić sobie na chwilę słabości. Wydobył z kieszeni dwie pastylki agenu i połknął. Sięgnął do notatnika, przerzucił kilka ostatnich stron, a potem z głową wspartą na dłoni, snuł dalej łańcuch przypuszczeń, notując od czasu do czasu urywki myśli.

A jednak wszystko zaczyna się układać w logiczny ciąg wydarzeń. Przypuśćmy, że ktoś (nie szaleniec, ale po prostu „ktoś") chce zakłócić tok podróży astrolotu. Najpierw fałszuje dane namiarowe. Jak wrobi, zastanowię się później. Na pewno jest na to sposób. A zatem, astrolot zbacza z kursu, po wystartowaniu z Kappy, oczywiście.

Erwin jest dobrym nawigatorem. Nie ufa jednostronnym namiarom standardowym. Sprawdza kurs różnym i metodami. Odkrywa nieścisłości. W chwili gdy jest już pewien omyłki i chce mi o tym zameldować, zostaje unieszkodliwiony. To logiczne.

Potem – Muf i. Erwin wspomniał mu o swoich podejrzeniach. Mufi nie zdąża przekazać pilotowi obliczeń. Zostaje zaskoczony przy pulpicie komputera. Jego obliczenia skasowano, on sam zapada w śpiączkę.

Idą – z tytułu swych funkcji – kręci się zwykle w okolicach sekcji komputerów. Ona też - ponad wszelką wątpliwość, usiłuje dwukrotnie uśpić mnie, ponieważ zdaje sobie sprawę, że mimo wszystko musiały jednak do mnie dotrzeć szczątkowe informacje o fałszywym kursie. Więc Idą. Tylko ona. Fakty układają się ładnie. Ale środki? Jak wprawia ludzi w stan bezwładu, z którego wyprowadzić ich nie potrafią nasi lekarze? A cele, motywy?

Jakimi motywami może kierować się uczestnik wyprawy międzygwiezdnej, który powoduje odchylenie kursu statku od planowanej trasy? Jeśli nie jest szaleńcem, to… Nie, to zupełny nonsens! Co powinienem teraz zrobić? Przede wszystkim dowiedzieć się, jak wygląda sprawa odchylenia kursu statku. Wprowadzić poprawkę i wrócić na właściwy szlak. Ale do tego potrzeba nawigatorów i pilotów, do których mógłbym mieć zaufanie.

Steve? Nie mam podstaw, by mu nie ufać, ale on też był na Kappie. Podobnie jak Idą. Zaraz, zaraz. A ci dwaj, uśpieni na Kappie? Dlaczego ich unieszkodliwiono? Przecież zmiana kursu nastąpiła później, nie mogli niczego wiedzieć.

Czyżby wszystko zaczęło się wcześniej? Oni coś wiedzieli! Dowiedzieli się o tym właśnie tam, na planecie układu Tamiry. Kto pozostał jeszcze z tej siódemki, którą sobie wytypowałem jako podejrzaną? Idą, Anna, Piotr, Krystyna, Brian. Ewentualnie także Steve, choć jego należy raczej wykluczyć. Muszę jutro porozmawiać ze Stevem…

Kamil odczuwał dokuczliwą senność. Pastylki przestawały działać. Wiedział, że musi jeszcze coś zrobić, coś postanowić. Jeśli zaśnie, jeśli pozwoli sobie na chwilę bezczynności, może wydarzyć się coś nieodwracalnego.

Wyszedł z kabiny, zamykając starannie drzwi na klucz. Systematycznie obszedł wszystkie stanowiska. Dyżurni specjaliści byli na swoich miejscach. Zmiennicy odpoczywali w kabinach mieszkalnych. Statek żył normalnym trybem.

Na końcu zapukał do kabiny Idy. Nikt nie odpowiedział, pchnął więc drzwi. Nie były zamknięte, lecz Idy nie znalazł w środku. Stał przez chwilę, niezdecydowany, w progu, wreszcie wycofał się na korytarz.

Spostrzegł ją, wracającą z kąpieli. Miała wilgotne włosy. Była ciasno owinięta płaszczem kąpielowym.

– Nie śpisz? – spytała wesoło, podchodząc blisko i patrząc mu w oczy.

– Nie wypiłem przecież tej kawy! – powiedział szorstko i w tej samej chwili spostrzegł, jak jej zielonkawe oczy umknęły gdzieś w bok. – Nie wypiłem twojej kawy – powtórzył.

– Wybacz! – powiedziała przymilnie, chwytając jego dłoń. – Nie mogłam patrzeć, jak niszczysz swój organizm. Chciałam ci pomóc. Powinieneś nareszcie wypocząć!

Kamil zawahał się, patrząc w jej piękne oczy. Milczał przez chwilę, zachwiany w powziętych przekonaniach. Czyżby tylko o to jej chodziło? Chciała podstępem dopomóc mu zasnąć? A tamci? Prawda, ich nie usypiano pastylkami, tylko po prostu…

– Nie, Ido – powiedział, biorąc się w garść – teraz już za późno na dociekanie. Proszę, wejdź do kabiny i nie wychodź, dopóki ci nie pozwolę.

Pchnął ją lekko. Weszła bez oporu. Kamil zaszyfrował zamek według własnego kodu i zatrzasnął za nią drzwi.

„Przekonamy się" – pomyślał i wrócił do swojej kabiny.

7

Obudził się po ośmiu godzinach twardego snu. Wywołał sterownię i wysłuchał meldunku dyżurnego pilota. Według jego relacji lot był zgodny z założonym kierunkiem, trwało rozpędzanie astrolotu z przyspieszeniem półtora,,g". Kamil zapytał o Steve'a. Powiedziano mu, że odpoczywa, lecz za pół godziny ma objąć służbę.

Steve już nie spał; gdy Kamil wszedł do jego kabiny, liczył coś przy pomocy kieszonkowego arytmometru. Minę miał nieco zakłopotaną.

– Wiesz – powiedział, nie podnosząc głowy znad stołu i notując coś na skrawku papierowej taśmy – oni obaj mieli chyba rację. Tu jest jakaś nieścisłość…

– Może wyjaśnisz mi wreszcie, o co właściwie chodzi? – zniecierpliwił się Kamil. – Wszyscy od wczoraj bąkają coś o nieścisłościach kursu, a statek leci dalej. Wytłumacz mi, dlaczego nie wprowadzicie poprawki kursu, dopóki zboczenie jest niewielkie?

– Posłuchaj – powiedział Steve, pociągając Kamila w stronę krzesła. – Usiądź i posłuchaj. Wiesz zapewne, na czym opiera się nawigacja kosmiczna?

– Tyle to chyba wiem. Kierunek ruchu wyznacza się przez pomiar kątów między osią astrolotu a kierunkami co najmniej trzech dostatecznie jasnych, odległych gwiazd lub galaktyk.

– Najprościej mówiąc, na ekranie namiarowym te trzy kierunkowe obiekty muszą zajmować stale to samo

położenie – dokończył Steve. – Ten warunek jest zachowany przez cały czas, od chwili startu z okolic Kappy. Wszelkie odchylenia od właściwego kierunku są samoczynnie korygowane przez układ dysz sterujących. Zresztą, gwiazda będąca celem naszej podróży, choć zbyt słaba, by mogła służyć za przewodnika dla automatycznych urządzeń sterowniczych, jest już dobrze widoczna na ekranach dzięki silnej emisji w podczerwieni. Dopóki zachowujemy właściwy kierunek, gwiazda ta znajduje się, oczywiście, dokładnie w środku ekranu, w punkcie przecięcia pionowej jego osi z poziomą.