Выбрать главу

Kamil czuł, że wkracza na wydeptany przez samego siebie szlak myślowej rutyny, szukając analogii i prawidłowości w działaniach nieznanego przeciwnika. Przyłapując się na tym, zaniechał dalszych dociekań i przewidywań. Postanowił zaczekać na nowe fakty. Na razie bowiem nic nie zakłócało zwykłego porządku. Program lotu nie był naruszony, a zdwojona dokładność kontroli jego przebiegu gwarantowała, że każde zakłócenie -celowe lub przypadkowe – zostanie natychmiast wykryte.

Wykluczenie Luisa z załogi nie pociągnęło za sobą praktycznie żadnych skutków – jeśli pominąć uwolnienie Idy z aresztu domowego, ale to było dla Kamila raczej ulgą niż kłopotem. Zgodnie ze swoim planem nie zwitalizował dublera na miejsce Luisa, organizując pracę w sekcji napędu w dwuosobowym składzie, na dwie zmiany. Pragnął w ten sposób ograniczyć do minimum liczebność załogi czuwającej, aby tym łatwiej mieć wszystko i wszystkich pod dyskretną obserwacją.

Bardzo szybko przekonał się, że jego obawy dotyczące dobrych stosunków między nim i Idą były bezpodstawne. Dziewczyna rzeczywiście odniosła się z pełnym zrozumieniem do postępowania Kamila. Wyglądało na to, że podziela jego poglądy na sprawę „śpiączki" i innych nieprzewidzianych wydarzeń. Kamil wprawdzie nie dzielił się z nią swymi spostrzeżeniami – po

prostu dla zasady, bo założył sobie, że nie będzie nikogo wtajemniczał bardziej, niż to konieczne. Jednakże Idą sama zdawała się trafiać w tok jego myśli i wygłaszała poglądy, z którymi w duchu musiał się zgadzać.

Podczas dyżurów Idy w Sekcji Komputerów Kamil zaglądał tam często i na długo. Przestał już nawet walczyć z sobą i ze swą chęcią przebywania w pobliżu tej dziewczyny. Lubił ją coraz bardziej, a może nawet bardziej, niż lubił… Choć zawsze ostrożny i trzeźwy, w tym przypadku chwilami zatracał ten swój sceptycyzm i każde jej dłuższe spojrzenie tłumaczył sobie jako objaw wzajemnej sympatii.

Wstrząsem dla Kamila stało się odkrycie, że jest o nią zazdrosny. Początkowo była to zazdrość bezosobowa, dotycząca absolutnie wszystkich, dla których Idą, zgodnie ze swą naturą, była uprzejma i miła. Później dopiero – zupełnie bez udziału świadomości – skoncentrował swą zazdrość na osobie Piotra. Wydawało mu się, że tych dwoje łączy jakaś szczególna więź, choć właściwie nie potrafiłby wskazać żadnej podstawy do takich przypuszczeń. Drażniły go ich przelotne spotkania, krótkie wymiany słów na zupełnie obojętne lub zgoła służbowe tematy, czy wreszcie nawet wzmianki Idy na temat Piotra.

Kamil zwalczał w sobie, jak potrafił, głupie uczucie bezpodstawnej zazdrości, ale szło to niezbyt łatwo. Czuł, że brak mu odporności psychicznej w tej właśnie dziedzinie. Dotychczas – w okresie poprzedzającym start ekspedycji, a także w czasie jej trwania – dziewczyny były dla Kamila obiektami należącymi do drugiego planu w jego polu widzenia. Widział nie Idę, Krystynę czy Annę – a przede wszystkim – cybernetyka, elektronika, mechanika…

Kolegami jego w czasie studiów i przygotowań byli wyłącznie mężczyźni. Wymagał tego szczególny charakter funkcji szefa zabezpieczenia załogi w astrolocie, a tym bardziej charakter owej drugiej specjalności, o której nie mówiło się głośno: specjalisty do spraw Kontaktu.

Gdy Kamil poznał Idę, tuż przed startem wyprawy w kierunku Hares, był od niej młodszy o dwa lata. Wydała mu się od razu wyjątkową dziewczyną, lecz w euforii pierwszych dni podróży nie miał nawet czasu poznać jej bliżej. Później widywali się w czasie trzymiesięcznych okresów pełnienia przez nią służby, poprzedzielanych całymi latami anabiozy. W chwili startu z układu Tamiry Kamil był już o kilka lat starszy od Idy, lecz mimo to wciąż widok dziewczyny onieśmielał go nieco. Teraz, po uwolnieniu jej z kilkudniowego „aresztu domowego" i oczyszczeniu z podejrzeń, Kamil starał się, jak mógł, zatuszować ewentualne złe wrażenie. Każdą wolną chwilę spędzał, o ile to było możliwe, w pobliżu jej stanowiska, szukając niekiedy pretekstu do dłuższych rozmów.

– Wydaje mi się – powiedział Kamil wchodząc do Sekcji Komputerów – że nareszcie wszystko wróciło do normy. Chciałbym teraz zająć się sprawą uśpionych kolegów. Może wreszcie uda się nam znaleźć sposób na przywrócenie im świadomości. Będę musiał zwitalizować kilku naukowców, może zdołają coś zdziałać. Czasu mamy sporo.

– Jesteś optymistą, Kamilu! – Idą powiedziała to z ledwo dostrzegalnym uśmiechem. Siedziała przed pulpitem komputera, długie włosy spływały po błękitnej tkaninie kombinezonu. Wyglądała wyjątkowo ładnie i Kamil od razu stracił wątek, zapominając, z czym przyszedł.

– Optymistą? A pewnie że tak! – powiedział, nie odrywając od niej oczu. – Pesymiści nie powinni wyruszać w dalekie podróże. Ja osobiście wierzę, że uda się nam ta wyprawa. Czy bez takiego przekonania mógłbym w niej uczestniczyć?

– Kosmos zupełnie nie zwraca uwagi na to, w co wierzymy lub nie wierzymy – powiedziała Idą cicho. -Wszystko, co nas w nim czeka, to nie są żadne niespodzianki i pułapki, zastawiane na nas. Po prostu Kosmos

jest taki, jaki jest, pełno w nim rzeczy i zjawisk, których istnienia człowiek nie potrafi wykryć, dopóki nie spotka ich na swej drodze.

– Na to nie ma rady. Tylko literacka fantazja może pozwolić sobie na przewidywanie tego, co odległe o dziesiątki lat świetlnych.

– Jeśli chcesz, opowiem ci, jak wygląda Zimna Gwiazda – powiedziała Idą nagle.

Kamil spojrzał na nią z lekkim zdziwieniem.

– Ach, prawda – uśmiechnął się. – Mówiłaś mi, że lubisz bajki. Na temat Zimnej Gwiazdy powstało wiele opowiadań fantastycznonaukowych albo wprost fantastycznobajkowych.

– Tego na pewno nie znasz.

– Opowiedz. Może nie znam – powiedział, siadając obok niej. Było mu obojętne, o czym opowie Idą – byle mógł słyszeć jej głos i patrzeć na nią z bliska.

– Wydarzyło się to w siedemnastym okresie dziewiątego cyklu, w cztery rotacje po powrocie Wielkiej Wyprawy…

– A cóż to za dziwne miary czasu? – roześmiał się Kamil. – Kiedy to właściwie było?

– Od razu widać, że nie interesowała cię zbytnio fantastyka naukowa. – Idą pokiwała głową z politowaniem. – Tak się właśnie pisze, żeby nie było wiadomo, kiedy. Słuchaj dalej.

„Potężny grawistat ostro hamował, zataczając szeroką pętlę wokół zimnej gwiazdy klasy „Ro-a", którą ze względu na niewielkie wymiary i niską temperaturę powierzchni należałoby raczej zaliczyć do planet, gdyby nie „drobny" szczegół: obiekt ten był samotnym ciałem, nie krążącym wokół żadnej „prawdziwej" gwiazdy.

Był jednak gwiazdą, mimo że w skali temperatur zajmował skrajną pozycję w klasie,,Ro-a". Na jego powierzchni istniała nawet woda w stanie ciekłym i lotnym. Ta właśnie woda, tworząc mglisty, gęsty woal wokół gwiazdy, nie pozwalała dojrzeć jej powierzchni.

Załoga grawistatu, obserwując w podczerwieni zwały mgły, starała się sprowadzić swój pojazd na niską orbitę – nie na tyle niską jednakże, by zawadzała ona o rozrzedzone górne warstwy atmosfery.

Nie wystrzelono sond automatycznych. Można było z góry przewidzieć, że nie zdołają powrócić, podobnie jak kilkanaście poprzednich, wysłanych jeszcze w czasie lotu.

Strumień promieniowania cieplnego, bijący od gwiazdy, świadczył o tym, że w jej wnętrzu dopala się – a może rozpala dopiero – egzotermiczna reakcja, której natura nie była jeszcze znana uczonym przybyłym w komorach witalnych grawistatu.

Teraz, gdy pojazd krążył wokół zimnej gwiazdy, lokatory falowe obmacywały jej powierzchnię poprzez warstwę nieprzejrzystej atmosfery. Wyniki tych badań, analizowane przez komputery wespół z umysłami najtęższych specjalistów, były niezbyt jasne i niekompletne. Rodziły się z nich przeciwstawne teorie i poglądy.