– Zgodnie z przewidywaniami, badania nie wyjaśniły niczego – powiedział Kamil. Steve pokiwał głową.
– Przez kilka ostatnich dni nie zdarzyło się nic nowego – powiedział. – Boję się, że nasz przeciwnik obmyśla jakąś akcję. Ma niewiele czasu. Za dwa miesiące nastąpi wymiana załogi.
– Nie zmienię załogi, dopóki nie rozwiążę tej zagadki! – powiedział Kamil. – Ale nie mów o tym nikomu. Niech nasz przeciwnik myśli, że ma mało czasu. W pośpiechu może zrobić coś, co go zdemaskuje.
Steve popatrzył w główny ekran nawigacyjny.
– Czy zamierzasz skorygować ustawienie kamer? To odchylenie utrudnia trochę przeliczenia kursu.
– Mogę wysłać kogoś na zewnątrz. Zrobię to zaraz. Anna jest w tej chwili na służbie. Poślę ją i Briana. Za godzinę będziesz miał wszystko ustawione jak należy.
Kamil wydał polecenia przez telefon. Sam także postanowił przespacerować się w Kosmosie. Z Anną i Brianem wsiadł do windy, która wyniosła ich do dziobowej części astrolotu. Stąd można było wyjść na zewnątrz, na powłokę statku. Gdy byli już gotowi do wyjścia, Kamil zatelefonował do sterowni. Steve wyłączył napęd. Przez komorę śluzy cała trójka wyszła w ciemność. Zapłonęły światełka latarki wbudowane w hełmy skafandrów. Magnetyczne przylgi trzymały mocno i pewnie, ale przepisy bezpieczeństwa nakazywały mimo wszystko używanie tradycyjnej liny zabezpieczającej, więc trzy cienkie, lecz mocne linki, zaczepione o uchwyty przy pasach, rozwijały się powoli za idącymi. Anna i Brian zajęli się ustawianiem kamer, a Kamil obserwował ich pracę, spoglądając od czasu do czasu na rozgwieżdżoną kopułę nad głową. Czuł się trochę nieswojo. Teraz rozumiał, co miał na myśli Steve, gdy mówił, że wyobraźnia może człowieka przyprawić o zachwianie równowagi psychicznej w tak dalekiej podróży. Odczuł to jeszcze dobitniej, gdy wyłączywszy magnesy butów, powoli odpływał od skorupy statku na kilkudziesięciometrową odległość, na jaką pozwoliła długość linki asekuracyjnej. Gdy teraz spojrzał wokół siebie, poczuł nieprzepartą chęć natychmiastowego powrotu, wręcz fizyczną potrzebę przylgnięcia, przytulenia się całym ciałem do metalowej powierzchni kadłuba, jako jedynego dostępnego miejsca oparcia w tej bezgranicznej pustce.
Kamil spostrzegł, że dłonie jego bezwiednie zaciskają się na uwiązanej do pasa linie, jakby w obawie, że odczepi się ona i pozostawi go bezbronnego i bezradnego w przestrzeni.
Szarpnął lekko za linę i poczuł, że zaczyna powoli płynąć w kierunku astrolotu. Z tęsknotą oczekiwał twardego dotknięcia kadłuba, metalicznego uderzenia magnesów o stalowy pancerz statku. I wtedy właśnie przyszła mu do głowy ta myśl… Gdy tak zawieszony w przestrzeni, całym sobą pragnął połączyć się z czymś solidnym i trwałym, po raz pierwszy pomyślał o meduzowatym intruzie, który spłonął w ogniu dysz fotonowych, jak o żywej istocie…
Istocie, może bezrozumnej, ale żywej i samotnej, pragnącej znaleźć w tej pustce jakieś oparcie, jakiś okruch bratniej materii…
Kamery teleskopów zostały ustawione z właściwą precyzją. Steve sprawdził to dokładnie, manewrując astrolotem na wszystkie możliwe sposoby. Kamil wydał zakaz wychodzenia na zewnątrz statku bez jego zezwolenia i zaplombował śluzy wyjściowe, aby uniemożliwić w ten sposób dalsze niespodzianki.
Gdy po powrocie do astrolotu, siedząc w swej kabinie, zajęty był rozwijaniem hipotezy na temat antymate-rialnego obiektu, przyszła Krystyna.
Widywał ją rzadko. Jako elektronik, Krystyna przebywała czasem w kabinie radiowej, ale znacznie częściej buszowała w królestwie elementów elektronicznych, za stalowymi płytami oddzielającymi stanowiska operatorskie od gąszczu barwnych przewodów i mikroskopijnych podzespołów, tworzących subtelne unerwienie astrolotu.
Krystyna weszła do kabiny Kamila i zatrzymała się tuż przy drzwiach. Była sympatyczną młodą kobietą o wyglądzie zastraszonej nieco studentki, co w zestawieniu z równie młodym wyglądem zastępcy dowódcy wydawało się dość śmieszne. Patrzyli na siebie przez chwilę, zanim Kamil podsunął jej fotel.
– Co słychać, Kris? – spytał swobodnym, wesołym tonem, choć wyczuwał, że Pierwszy Elektronik nie przybyła tu w celach wyłącznie towarzyskich.
Krystyna zamknęła drzwi i usiadła.
– Chciałam… Uważam, że powinnam powiedzieć ci o tym – zaczęła. – Nasz komputer zachowuje się dziwnie.
– Komputer? Popsuł się? – Kamil nie był nawet zdziwiony. Spodziewał się różnych rzeczy.
– Nie, chyba się nie popsuł, właściwie działa zupełnie dobrze, tylko że… Tylko że działa samodzielnie…
– Jak to? Bez rozkazów?
Krystyna niepewnie przytaknęła głową.
– Czy jesteś pewna, że tak jest naprawdę?
– Sprawdzałam jeden z głównych bloków operacyjnych. Musiałam w tym celu odłączyć wszystkie kanały wejściowe, żeby wprowadzić program testowy. I wtedy właśnie zauważyłam, że on sam…
– Co to było?
– Jakieś bardzo złożone operacje logiczne. Trudno mi to przetłumaczyć na jeżyk kodu zewnętrznego, nie zarejestrowałam tego na taśmie, bo nie byłam przygotowana na coś podobnego. Ale sprawdziłam dokładnie jeszcze raz wszystkie urządzenia peryferyjne. Żadne z nich nie było włączone.
– Skąd wiec przychodziły rozkazy?
– Zbadałam to. W układzie wejściowym znalazłam ukryty kabel, którego nie ma w schemacie… Ten kabel prowadzi do jednej z komór w sektorze siódmym i znika w otworze prowadzącym do sekcji anten zewnętrznych. Prześledziłam połączenia. Wydaje mi się, że komputer może odbierać rozkazy z zewnątrz, przesyłane w formie sygnałów radiowych… Czy nie wiesz, co to może oznaczać?
Kamil nie odpowiedział. Kusząca hipoteza sama rodziła się w jego umyśle. Komputer! Nie człowiek, lecz komputer, opanowany przez Obcych z Kosmosu! W ten sposób można pokierować statkiem według zupełnie dowolnego programu! Po chwili zrozumiał, że to zupełnie absurdalny pomysł… Czy komputer potrafiłby poprzestawiać kamery? Czy mógłby zaatakować człowieka? Nonsens! A śpiączka? A wydarzenia na Kappie? Nie, to na nic, taka hipoteza nie pasuje do niczego!
Tym niemniej, „nielegalny" kabel sterowania komputerem jest faktem, który coś oznacza. Tylko co?
– Kiedy to zauważyłaś, Kris? To, że komputer samodzielnie działa?
– Przed godziną może… Gdy ustawialiście kamery na kadłubie…
Kamil zerwał się, tknięty nagłą myślą.
– Chodź ze mną – powiedział, pociągając Krystynę za rękę ku wyjściu. – Albo… nie, lepiej zostań w swojej kabinie i nie otwieraj nikomu, dopóki nie wrócę!
Pobiegł w kierunku małych drzwiczek, prowadzących do Sekcji Automatyki. Pchnął je i skradając się cicho, przemierzył kilka wąskich korytarzyków. Na stanowisku kontroli nie było nikogo, w głębi mrocznej wnęki, przy szafach rozdzielczych Kamil dostrzegł czyjeś plecy, zasłaniające otwartą rozdzielnię elektryczną. Podszedł cicho i stanął za plecami Briana. Spojrzał ponad jego ramieniem w głąb szafy rozdzielczej i zdrętwiał.
Brian miał obie dłonie zaciśnięte na szynach, doprowadzających prąd do bezpieczników.
Kamil cofnął się o krok i chrząknął.
Brian odwrócił się gwałtownie, puszczając szyny. Rozległ się krótki syk i błękitna smuga wyładowania błysnęła na chwilę pomiędzy nagim przewodem elektrycznym i dłonią inżyniera. Brian patrzył na Kamila zupełnie spokojnie, jakby nic się nie stało.
– Zaskoczyłeś mnie… – uśmiechnął się pokazując dłonie. – Przyznaję się, nie założyłem rękawic ochronnych, ale przy tak wysokiej częstotliwości prądu niebezpieczeństwo porażenia jest znikome, mimo groźnych na pozór efektów wizualnych.