Выбрать главу

Kamil patrzył z niedowierzaniem to na Briana, to na znak ostrzegawczy na drzwiach rozdzielni.

– Spójrz! – Brian zbliżył palec do przewodu, z którego strzeliła znów błękitna iskra.

– Daj spokój, zabraniam takich eksperymentów. Przepisy bezpieczeństwa nakazują używanie rękawic.

– W porządku. Gdzieś tu powinny być rękawice… -Brian rozejrzał się wokoło, ale rękawic nie znalazł. Kamil patrzył przez chwilę spod oka na te poszukiwania.

– Zastanawia mnie twoja niechęć do używania sprzętu ochronnego – powiedział po chwili. – Ale przyszedłem tu w innej sprawie. Powiedz mi, co robiłeś w chwili, gdy nastąpiło to niezwykłe uszkodzenie silników i niespodziewany manewr astrolotu?

Brian nie odpowiedział od razu. Kiwnął ręką na Kamila i poprowadził go wąskim przejściem wśród aparatury.

– Rozumiem, do czego zmierzasz. Ja też pomyślałem

o tym – powiedział, zatrzymując się przed kwadratową tablicą pełną wyłączników i lamp kontrolnych. – To są awaryjne wyłączniki poszczególnych sekcji silników głównych. Aby zatrzymać którykolwiek z nich, trzeba przestawić odpowiedni wyłącznik w położenie zerowe. W normalnych warunkach ciąg silników regulować może pilot ze swego stanowiska w sterowni, po wyłączeniu automatycznego naprowadzenia. Jednak w przypadku uszkodzenia układu sterowania lub jakiejkolwiek awarii w obrębie sterowni można użyć tych wyłączników. Konstrukcja automatyki nie przewiduje innej możliwości wpływania na pracę silników głównych. W chwili awarii byłem tutaj, na stanowisku kontroli. Wyłączniki miałem w polu widzenia, w odległości kilku metrów. Niemożliwe, by ktokolwiek ich dotykał…

– Dlaczego ktoś miałby ich dotykać? – Kamil spojrzał z uwagą na twarz inżyniera. – Przecież to było przypadkowe uszkodzenie?

– Od początku wydawało mi się, że ten przypadek był zbyt… celowy. Szukając uszkodzenia, znalazłem zwarcie, które spowodowało przełączenie silników na osiem dziesiątych pełnej mocy. Nie znalazłem jednak przyczyny uprzedniego wyłączenia części silników! Przypomnij sobie, co się wówczas kolejno wydarzyło: najpierw zamilkły cztery silniki drugiego sektora. Spowodowało to obrót astrolotu dokładnie o taki kąt, by atakujący nas obiekt znalazł się w strumieniu fotonów! Dopiero potem wzrosła moc pozostałych silników… Otóż, będąc pewny, że nikt nie ruszał wyłączników awaryjnych, sprawdziłem wszystkie dostępne odcinki kabli sterowania.

Brian poprowadził Kamila wzdłuż przejrzystej, plastykowej rury, kryjącej w sobie pęki barwnych przewodów. Wiązka kabli przenikała przez kilka ścianek działowych, zmieniając kilkakrotnie kierunek.

– Tutaj jest otwór w ścianie rury. Zwykle jest on zasłonięty okrągłą płytką, którą jednak łatwo można usunąć. – Brian zdjął pokrywkę i sięgnął do wnętrza rury. Wybrał dwa spośród pęku przewodów, pokryte zieloną powłoką izolacyjną. Przyciągnął je w stronę otworu i nieco załamał.

Na powierzchni izolacji rozwarły się dwie poprzeczne szczeliny, sięgając w głąb, aż do połyskujących czerwonawo miedzianych żył kabli.

– Zwarcie tych przewodów powoduje rozłączenie styków przekaźnika w drugim sektorze napędu. Wystarczyło naciąć izolację i zewrzeć przewody na kilka sekund, aby silniki przestały działać. A potem…

Brian otworzył małą szafkę rozdzielczą i pokazał Kamilowi rząd zacisków, mocujących końcówki kilkunastu przewodów.

– Potem można było obluzować nieco tę nakrętkę, aby koniec przewodu uwolnił się i dotknął metalowej ścianki. To właśnie było przyczyną nagłego skoku mocy silników.

– Twierdzisz więc, że ktoś celowo wykonał ten manewr, zwierając odpowiednie punkty w układzie sterowania?

– Uważam to za wysoce prawdopodobne.

– Kto mógł to zrobić, twoim zdaniem?

– Chyba tylko… ja! – uśmiechnął się Brian. – Nikt inny nie zna tak dobrze układów sterowania. Jednakże ja nie mógłbym tego zrobić z dwóch co najmniej powodów. Po pierwsze – nie musiałbym uciekać się do takich sposobów, mając w zasięgu ręki awaryjne wyłączniki. Po drugie – bez znajomości wzajemnego położenia, prędkości i przyspieszeń astrolotu i ścigającego obiektu, bez odpowiednich przeliczeń, wykonanych przy użyciu komputera, nie zdołałbym określić chwili, w której należy dokonać manewru, czasu jego trwania i kilku innych danych, niezbędnych dla osiągnięcia tak znakomitego rezultatu.

Kamil dokładnie obejrzał wszystkie zakamarki wokół miejsca, gdzie stali.

– Dokąd prowadzi to przejście? – spytał wskazując na małe, zamknięte drzwiczki w ścianie.

– Do sekcji napędu. To jest przejście ewakuacyjne, zwykle nie używane.

Gdy wracali – w kierunku wyjścia z sekcji automatyki, Kamil przez cały czas milczał, przetrawiając jeszcze raz w myślach te nowe fakty, które niezbicie potwierdzały jego przypuszczenie, lecz w dalszym ciągu nie przynosiły jasnej odpowiedzi na pytanie: kto?

Byłem już prawie pewien, że to Brian. Teraz jednak zaczynam wątpić. Owszem, mógł to zrobić. Ale po co miałby zostawiać ślady w postaci nacięć kabla, jeśli to samo osiągnąć można przez proste przełączenie na tablicy wyłączników?

Zaraz, zaraz. A jeśli te nacięcia miały być dowodem, że zrobił to ktoś inny? Jeśli mają odwrócić podejrzenia od osoby Briana? Może dlatego tak skwapliwie objaśnił mi, w jaki sposób ktoś mógł to zrobić bez jego udziału i bez jego wiedzy.

Stanowisko Briana niema bezpośredniego połączenia z komputerem. Jeśli jednak istnieje wykryty przez Krystynę kabel łączący antenę zewnętrzną z wejściem komputera, to któż może zaręczyć, że nie istnieją inne połączenia, dotychczas nie ujawnione?

Komputer dysponował pełnym zestawem danych o locie nieznanego obiektu. Kilka informacji, przekazanych maszynie, wystarczyłoby dla otrzymania precyzyjnych wskazówek dotyczących sposobu wykonania manewru.

Jednakże, to przecież nie Brian, lecz Piotr był najbardziej zaniepokojony pojawieniem się kosmicznego intruza. Wracając ze sterowni do sekcji napędu mógł bez trudu, przez nikogo nie zauważony, dotrzeć przez awaryjne przejście do wiązki kabli, zwykłym scyzorykiem spowodować zwarcie przewodów i odkręcić zacisk w szafce obok (Piotr zawsze nosi drobne narzędzia w kieszeniach kombinezonu - jakieś klucze i śrubokręty). Ale czy można przypuścić, że zna na tyle dokładnie całą automatykę?

A poza nimi dwoma, czy nie mógł tego dokonać ktokolwiek inny? W atmosferze emocji i podniecenia nikt nie patrzył na pozostałych, wszyscy śledzili przebieg wypadków rozgrywających się w próżni poza statkiem.

Tylko Steve był wtedy przez cały czas w zasięgu mojego wzroku. Jego mogę zdecydowanie skreślić z mojej listy. Dobre i to.

A jednak wciąż kołacze mi się po głowie historia z frigenitem. Do tego jeszcze te dziwne zabawy Briana z wyładowaniami elektrycznymi…

11

Kilka dni, następujących po odkryciu przez Krystynę dziwnych zjawisk w komputerze, Kamil skwitował w dzienniku pokładowym zaledwie paroma zdaniami. Podróż przebiegała bez zakłóceń, astrolot nabierał prędkości – we właściwym już kierunku, nie zdradzając skłonności do samodzielnych, nie kontrolowanych manewrów.

Kamil podsumował sobie wszystkie nie wyjaśnione lub podejrzane zjawiska, które wydarzyły się od chwili lądowania na planecie Kappa. A więc po pierwsze -śpiączka, która unieruchomiła – kto wie, czy nie na zawsze – pięć osób, w tym trzech astronautów z załogi obsługującej statek. Nie było to wprawdzie tragedią dla wyprawy – ludzi tych można było w razie potrzeby zastąpić innymi, z przetrwalników. Jednak, gdyby śpiączka epidemicznie rozprzestrzeniła się wśród całej załogi, oznaczałoby to zagładę wyprawy.