Gdy wszyscy trzej znaleźli się znów w korytarzu galerii dziobowej, Piotr podszedł bez słowa do Kamila. Wszyscy trzej weszli do klatki windy i zjechali nią na poziom załogowy. Z wyjątkiem pilotów cała załoga oczekiwała ich na korytarzu. Astronauci w ciszy odprowadzali ich wzrokiem aż do wnętrza przetrwalni.
13
Kamil raz jeszcze rozważył swoją decyzję i doszedł do przekonania, że nie mógł popełnić błędu. To Piotr przecież, właśnie on, mógł być zawsze tam, gdzie zdarzały się przypadki „śpiączki". Piotr, na którego nikt nie zwracał specjalnej uwagi, zawsze zaszyty w gąszczu urządzeń sekcji napędowej, trzymający się z dala od reszty załogi, nawet wtedy, gdy nie pełnił służby. Piotr, zawsze uprzejmy, bezkonfliktowy, nie rzucający się w oczy. Ostatni, którego można by podejrzewać o czyny gwałtowne, obłęd czy jakiekolwiek działanie wbrew interesom ogółu.
Czy był znakomicie zamaskowanym przybyszem z innej planety?
Czy może zwykłym człowiekiem, którego opanowały nieznane siły, paraliżujące wolę i nakazujące posłuszeństwo?
Kamil nie miał wątpliwości, że wszystko, co zdarzyło się w astrolocie, miało na celu porwanie, uprowadzenie statku wraz z załogą. Dokąd? Tego nie można było wywnioskować na podstawie dotychczasowych wydarzeń…
Kamil przewertował dwukrotnie wszystkie dane na temat Piotra, jakie znalazł w kartotece osobowej. Życiorys Piotra nie miał żadnych niejasnych miejsc. Piotr od dziecka był chłopcem zdolnym, bystrym, pełnym inicjatywy. Nie było z nim kłopotów. Do celu dążył zawsze z dużym zapałem i wytrwałością, a celem jego już we wczesnej młodości stał się zawód inżyniera kosmicznej służby międzygwiezdnej. Studia i praktyka zawodowa wykazały jego pełną przydatność do dalekich lotów. Kiedy kompletowano załogę dla wyprawy w kierunku gwiazdy Bernarda, był jednym z kandydatów. Zabrakło mu nieznacznej ilości punktów w eliminacjach testowych, lecz nie zraził się tym i próbował jeszcze dwukrotnie stawać do konkursu przy okazji innych wypraw. Przez cały czas pracował na statkach Służby Międzyplanetarnej, uzupełniał swoje kwalifikacje. Z wyprawy do 61 Cygni zrezygnował sam, choć został zakwalifikowany. Rezygnację motywował sprawami osobistymi.
W skład załogi udającej się w kierunku Hares wszedł bez żadnego trudu, pokonując wszystkich współzawodników w sposób zdecydowany. Był rzeczywiście znakomitym specjalistą w dziedzinie napędów i jednym z głównych konsultantów projektu silnika typu gamma.
Kamil westchnął, przerzucając klatki mikrofilmu, na których osoba Piotra rysowała się w tak znakomitych barwach… Czyżby człowiek ten od dzieciństwa opętany był obsesyjną myślą o uprowadzeniu statku kosmicznego? Przecież nawet drobne zaburzenia psychiczne bywają bez trudu wykrywane podczas drobiazgowych badań poprzedzających odlot wyprawy. Ponadto, po każdej witalizacji ze stanu przetrwalnikowego, już w czasie wyprawy, wszyscy poddawani byli testom psychologicznym i badaniom lekarskim!
W życiorysie Piotra nie sposób byłoby dopatrzyć się jakiegoś punktu zwrotnego, jakiegoś niezwykłego wydarzenia, którym można by poprzeć domysły Kamila. Czyżby więc wszystko zaczęło się tu, w astrolocie? Albo na Kappie?
Tak czy inaczej, Kamil uznał, że niebezpieczeństwo jest zażegnane albo przynajmniej zawieszone na czas dowolnie długi. Zdawał sobie sprawę, że może zdarzyć się coś nowego – jeśli bowiem działały tu jakieś obce, zewnętrzne siły, to, być może, nie dadzą za wygraną. Ale z upływem czasu, gdy nie działo się nic nadzwyczajnego, coraz bardziej wątpił w tę hipotezę. Z Piotrem poszło wszystko tak gładko, że trudno byłoby przypisywać mu jakieś pozaludzkie właściwości… Z wyjątkiem, oczywiście, nie wytłumaczonej do tej pory umiejętności pozbawiania ludzi świadomości. W dziedzinie zjawisk parapsychologicznych Kamil nie czuł się zbyt pewnie. Co gorsza, wśród obecnych w astrolocie specjalistów nie było właściwie nikogo, kto mógłby pokusić się o zbadanie tego fenomenu. Lekarze nie ukrywali swej bezsilności, a psychologia nie miała tu właściwie praktycznego zastosowania.
Od chwili umieszczenia Piotra w przetrwalniku, Kamil zarządził zaostrzoną dyscyplinę załogi. Opuszczenie, nawet na krótki czas, stanowisk pracy wymagało meldowania o tym dowodzącemu astrolotem. Także wszelkie wędrówki po statku, poza własną kabiną i pomieszczeniami przeznaczonymi do ogólnego użytku załogi, zostały ograniczone. Załoga przyjęła z pełnym zrozumieniem te zarządzenia. Wydarzenia ostatnich dni poruszyły wszystkich i wywołały wiele dyskusji i domysłów.
Kamil ograniczył liczebność czuwającej załogi do niezbędnego minimum. Niektóre stanowiska, nie wymagające ciągłego dyżuru, pozostawił nawet bez obsady, wychodząc z założenia, że w razie konieczności można w krótkim czasie witalizować odpowiedniego specjalistę. Postępowanie takie było zresztą zgodne z ogólną zasadą „oszczędzania czasu aktywności", sprowadzającą się do tego, by każdy z członków załogi w jak najmniejszym stopniu postarzał się w czasie podróży.
Na trzeci dzień po unieszkodliwieniu Piotra Kamil dokonał inspekcji stanowisk pracy i z zadowoleniem stwierdził, że wszystko wróciło do normy. Dyżurowały cztery osoby: w sterowni – pilot i nawigator, w sekcji napędu – noikleonik oraz automatyk, kontrolujący sprawność urządzeń kontrolno-sterowniczych. Pozostali specjaliści byli do dyspozycji w razie potrzeby, lecz przebywali w swoich kabinach lub w bibliotece.
Wracając z obchodu statku, Kamil odwiedził Idę. Przywitała go uprzejmie, ale najwyraźniej była w kiepskim nastroju. Milczała, choć usiłował wciągnąć ją w rozmowę na tematy dalekie od podróży kosmicznych.
– Masz pewnie dość tej podróży? – spytał w pewnej chwili. – Chciałabyś być już z powrotem w domu?
Spojrzała na niego jakby spłoszona nieco tym nagłym pytaniem.
– A ty?.- powiedziała po chwili. – Czy nie chciałbyś wrócić na Ziemię?
– Kiedyś – tak, na pewno. Ale jeszcze nie czas o tym myśleć. Czy chcesz odpocząć w przetrwalniku?
– Nie, nie – powiedziała szybko. – Nie lubię tego miejsca, źle na mnie działa… Kamil roześmiał się.
– Jak to? Działa znakomicie! Zatrzymuje czas! Dla kobiety ma to chyba jakieś znaczenie!
– Czasu mam jeszcze sporo – powiedziała w zamyśleniu.
– Trudno zaprzeczyć. Wyglądasz wspaniale. Ale właśnie przetrwalnikowi w poważnej mierze zawdzięczasz, że wyglądasz tak samo, jak dwadzieścia lat temu, gdy opuszczaliśmy Układ Słoneczny. Miałaś wtedy chyba nie więcej niż dwadzieścia pięć lat… A teraz masz dwadzieścia pięć i parę miesięcy. Czy to nie wspaniałe, tak oszukiwać czas?
– Cała ziemska cywilizacja opiera się na oszukiwaniu czasu – powiedziała wstając. – Dzięki temu w moim wieku biologicznym jestem już znakomitym, jak twierdzisz, cybernetykiem. Ale mimo wszystko czas nie pod każdym względem pozwala się oszukać. Można skrócić czas kształcenia człowieka, przedłużyć czas jego aktywności i sprawności, ale każdy ma ograniczoną ilość lat do przeżycia. I to jest przygnębiające.
– Wiesz o tym od dziecka. Czy wciąż rozmyślasz na ten temat? Czy gnębi cię to tak bardzo, że nie potrafisz ani na chwilę zapomnieć?
– Od kiedy jestem z dala od naszego, prawdziwie naszego, świata, muszę o tym myśleć, bo wciąż wydaje mi się, że już nie zdążę, nie zdołam wrócić tam, skąd wyruszyłam.
Idą przerwała i stała przez chwilę zwrócona bokiem do Kamila, patrząc w podłogę. Obserwował ją i jak zwykle czuł nieprzepartą chęć wyznania jej swoich myśli, swojej narastającej wciąż sympatii do niej i podziwu dla niezwykłej urody.
– Jeszcze do niedawna byłam pewna, że istnieje szansa, poważna szansa powrotu tam, gdzie za wszelką cenę chciałabym wrócić. Ale z dnia na dzień coraz bardziej wydaje mi się, że to nierealne… – powiedziała cicho.