– Co to było?
– Jakieś bardzo złożone operacje logiczne. Trudno mi to przetłumaczyć na jeżyk kodu zewnętrznego, nie zarejestrowałam tego na taśmie, bo nie byłam przygotowana na coś podobnego. Ale sprawdziłam dokładnie jeszcze raz wszystkie urządzenia peryferyjne. Żadne z nich nie było włączone.
– Skąd wiec przychodziły rozkazy?
– Zbadałam to. W układzie wejściowym znalazłam ukryty kabel, którego nie ma w schemacie… Ten kabel prowadzi do jednej z komór w sektorze siódmym i znika w otworze prowadzącym do sekcji anten zewnętrznych. Prześledziłam połączenia. Wydaje mi się, że komputer może odbierać rozkazy z zewnątrz, przesyłane w formie sygnałów radiowych… Czy nie wiesz, co to może oznaczać?
Kamil nie odpowiedział. Kusząca hipoteza sama rodziła się w jego umyśle. Komputer! Nie człowiek, lecz komputer, opanowany przez Obcych z Kosmosu! W ten sposób można pokierować statkiem według zupełnie dowolnego programu! Po chwili zrozumiał, że to zupełnie absurdalny pomysł… Czy komputer potrafiłby poprzestawiać kamery? Czy mógłby zaatakować człowieka? Nonsens! A śpiączka? A wydarzenia na Kappie? Nie, to na nic, taka hipoteza nie pasuje do niczego!
Tym niemniej, „nielegalny" kabel sterowania komputerem jest faktem, który coś oznacza. Tylko co?
– Kiedy to zauważyłaś, Kris? To, że komputer samodzielnie działa?
– Przed godziną może… Gdy ustawialiście kamery na kadłubie…
Kamil zerwał się, tknięty nagłą myślą.
– Chodź ze mną – powiedział, pociągając Krystynę za rękę ku wyjściu. – Albo… nie, lepiej zostań w swojej kabinie i nie otwieraj nikomu, dopóki nie wrócę!
Pobiegł w kierunku małych drzwiczek, prowadzących do Sekcji Automatyki. Pchnął je i skradając się cicho, przemierzył kilka wąskich korytarzyków. Na stanowisku kontroli nie było nikogo, w głębi mrocznej wnęki, przy szafach rozdzielczych Kamil dostrzegł czyjeś plecy, zasłaniające otwartą rozdzielnię elektryczną. Podszedł cicho i stanął za plecami Briana. Spojrzał ponad jego ramieniem w głąb szafy rozdzielczej i zdrętwiał.
Brian miał obie dłonie zaciśnięte na szynach, doprowadzających prąd do bezpieczników.
Kamil cofnął się o krok i chrząknął.
Brian odwrócił się gwałtownie, puszczając szyny. Rozległ się krótki syk i błękitna smuga wyładowania błysnęła na chwilę pomiędzy nagim przewodem elektrycznym i dłonią inżyniera. Brian patrzył na Kamila zupełnie spokojnie, jakby nic się nie stało.
– Zaskoczyłeś mnie… – uśmiechnął się pokazując dłonie. – Przyznaję się, nie założyłem rękawic ochronnych, ale przy tak wysokiej częstotliwości prądu niebezpieczeństwo porażenia jest znikome, mimo groźnych na pozór efektów wizualnych.
Kamil patrzył z niedowierzaniem to na Briana, to na znak ostrzegawczy na drzwiach rozdzielni.
– Spójrz! – Brian zbliżył palec do przewodu, z którego strzeliła znów błękitna iskra.
– Daj spokój, zabraniam takich eksperymentów. Przepisy bezpieczeństwa nakazują używanie rękawic.
– W porządku. Gdzieś tu powinny być rękawice… -Brian rozejrzał się wokoło, ale rękawic nie znalazł. Kamil patrzył przez chwilę spod oka na te poszukiwania.
– Zastanawia mnie twoja niechęć do używania sprzętu ochronnego – powiedział po chwili. – Ale przyszedłem tu w innej sprawie. Powiedz mi, co robiłeś w chwili, gdy nastąpiło to niezwykłe uszkodzenie silników i niespodziewany manewr astrolotu?
Brian nie odpowiedział od razu. Kiwnął ręką na Kamila i poprowadził go wąskim przejściem wśród aparatury.
– Rozumiem, do czego zmierzasz. Ja też pomyślałem
o tym – powiedział, zatrzymując się przed kwadratową tablicą pełną wyłączników i lamp kontrolnych. – To są awaryjne wyłączniki poszczególnych sekcji silników głównych. Aby zatrzymać którykolwiek z nich, trzeba przestawić odpowiedni wyłącznik w położenie zerowe. W normalnych warunkach ciąg silników regulować może pilot ze swego stanowiska w sterowni, po wyłączeniu automatycznego naprowadzenia. Jednak w przypadku uszkodzenia układu sterowania lub jakiejkolwiek awarii w obrębie sterowni można użyć tych wyłączników. Konstrukcja automatyki nie przewiduje innej możliwości wpływania na pracę silników głównych. W chwili awarii byłem tutaj, na stanowisku kontroli. Wyłączniki miałem w polu widzenia, w odległości kilku metrów. Niemożliwe, by ktokolwiek ich dotykał…
– Dlaczego ktoś miałby ich dotykać? – Kamil spojrzał z uwagą na twarz inżyniera. – Przecież to było przypadkowe uszkodzenie?
– Od początku wydawało mi się, że ten przypadek był zbyt… celowy. Szukając uszkodzenia, znalazłem zwarcie, które spowodowało przełączenie silników na osiem dziesiątych pełnej mocy. Nie znalazłem jednak przyczyny uprzedniego wyłączenia części silników! Przypomnij sobie, co się wówczas kolejno wydarzyło: najpierw zamilkły cztery silniki drugiego sektora. Spowodowało to obrót astrolotu dokładnie o taki kąt, by atakujący nas obiekt znalazł się w strumieniu fotonów! Dopiero potem wzrosła moc pozostałych silników… Otóż, będąc pewny, że nikt nie ruszał wyłączników awaryjnych, sprawdziłem wszystkie dostępne odcinki kabli sterowania.
Brian poprowadził Kamila wzdłuż przejrzystej, plastykowej rury, kryjącej w sobie pęki barwnych przewodów. Wiązka kabli przenikała przez kilka ścianek działowych, zmieniając kilkakrotnie kierunek.
– Tutaj jest otwór w ścianie rury. Zwykle jest on zasłonięty okrągłą płytką, którą jednak łatwo można usunąć. – Brian zdjął pokrywkę i sięgnął do wnętrza rury. Wybrał dwa spośród pęku przewodów, pokryte zieloną powłoką izolacyjną. Przyciągnął je w stronę otworu i nieco załamał.
Na powierzchni izolacji rozwarły się dwie poprzeczne szczeliny, sięgając w głąb, aż do połyskujących czerwonawo miedzianych żył kabli.
– Zwarcie tych przewodów powoduje rozłączenie styków przekaźnika w drugim sektorze napędu. Wystarczyło naciąć izolację i zewrzeć przewody na kilka sekund, aby silniki przestały działać. A potem…
Brian otworzył małą szafkę rozdzielczą i pokazał Kamilowi rząd zacisków, mocujących końcówki kilkunastu przewodów.
– Potem można było obluzować nieco tę nakrętkę, aby koniec przewodu uwolnił się i dotknął metalowej ścianki. To właśnie było przyczyną nagłego skoku mocy silników.
– Twierdzisz więc, że ktoś celowo wykonał ten manewr, zwierając odpowiednie punkty w układzie sterowania?
– Uważam to za wysoce prawdopodobne.
– Kto mógł to zrobić, twoim zdaniem?
– Chyba tylko… ja! – uśmiechnął się Brian. – Nikt inny nie zna tak dobrze układów sterowania. Jednakże ja nie mógłbym tego zrobić z dwóch co najmniej powodów. Po pierwsze – nie musiałbym uciekać się do takich sposobów, mając w zasięgu ręki awaryjne wyłączniki. Po drugie – bez znajomości wzajemnego położenia, prędkości i przyspieszeń astrolotu i ścigającego obiektu, bez odpowiednich przeliczeń, wykonanych przy użyciu komputera, nie zdołałbym określić chwili, w której należy dokonać manewru, czasu jego trwania i kilku innych danych, niezbędnych dla osiągnięcia tak znakomitego rezultatu.
Kamil dokładnie obejrzał wszystkie zakamarki wokół miejsca, gdzie stali.
– Dokąd prowadzi to przejście? – spytał wskazując na małe, zamknięte drzwiczki w ścianie.
– Do sekcji napędu. To jest przejście ewakuacyjne, zwykle nie używane.
Gdy wracali – w kierunku wyjścia z sekcji automatyki, Kamil przez cały czas milczał, przetrawiając jeszcze raz w myślach te nowe fakty, które niezbicie potwierdzały jego przypuszczenie, lecz w dalszym ciągu nie przynosiły jasnej odpowiedzi na pytanie: kto?
Byłem już prawie pewien, że to Brian. Teraz jednak zaczynam wątpić. Owszem, mógł to zrobić. Ale po co miałby zostawiać ślady w postaci nacięć kabla, jeśli to samo osiągnąć można przez proste przełączenie na tablicy wyłączników?