Выбрать главу

Wychodząc z sekcji napędu Kamil spotkał Mufiego, który oczekiwał go w przejściu, przy schowkach na skafandry.

– Zaniosłem Piotra do gabinetu lekarskiego. Zdaje się, że nie jest z nim najgorzej. Brian założył mu maskę tlenową i to go uratowało – powiedział Mufi, kiedy Kamil ściągał skafander.

– A Brian?

– Zdaje się, że nic mu nie jest.

– To dziwne. Przebywał tam co najmniej pięć minut bez maski.

– Jak to bez maski? – zdziwił się Mufi. – Może swoją założył Piotrowi? Myślałem, że po prostu chwycił tylko maskę ze schowka, gdy my zakładaliśmy kompletne skafandry próżniowe.

– W schowku nie brakowało żadnej maski. Spójrz, te nie były używane. Są opakowane fabrycznie. Ta, którą Brian założył Piotrowi, musiała pochodzić z kompletu awaryjnego, znajdującego się na dole.

– To dziwne. Nie wyobrażam sobie, jak można było dotrzeć tam bez maski.

– I wrócić! – dodał Kamil. – A poza tym on zdążył pozamykać zawory i przełączyć obieg chłodziwa na rezerwowy wymiennik.

Kamil zatrzasnął szafkę ze skafandrami i razem z Muf im poszli do ambulatorium. Piotr leżał na tapczanie, lekarz pochylał się nad nim. Obok stała Idą. Kamil dostrzegł w jej twarzy troskę i niepokój. Patrzyła na

Piotra.

– Czy są jakieś komplikacje? – spytał Kamil.

Lekarz spojrzał przez ramię.

– Nie, wszystko będzie w porządku. To tylko niedotlenienie spowodowane skurczem oskrzeli podrażnionych gazem.

Piotr poruszył się, odetchnął głębiej i otworzył oczy. Mufi i Kamil wyszli z gabinetu lekarskiego. Idą podążyła za nimi.

Brian siedział przed pulpitem dyspozytorskim.

– Jak się czujesz? – zagadnął go Kamil wchodząc.

– W porządku, dowódco – odpowiedział, nie podnosząc głowy. – Posłałem Toma i Annę na dół, żeby zrobili porządek z tym wymiennikiem. Uciekło nam ze sto kilogramów ciekłego sodu, więc kazałem odpowietrzyć całą sekcję napędu, żeby się nie utlenił.

– Udzielam ci nagany za nieużywanie sprzętu ochronnego – powiedział Kamil.

Brian spojrzał na niego ukradkiem, ale widząc poważną minę zastępcy dowódcy, znów opuścił wzrok.

– Nic się nie stało – bąknął. – Kiedyś nurkowałem, wytrzymuję długo bez oddychania.

– Nie próbuj mi wmówić, że przez tyle czasu wstrzymywałeś oddech. Czy to ty założyłeś maskę Piotrowi?

– Tak. Kiedy go znalazłem, słaniał się na nogach. Ścianka zewnętrzna wymiennika puściła widocznie dopiero wtedy, gdy się zbliżył. Frigenit buchnął mu prosto w twarz. Założyłem mu maskę, ale on mimo to stracił przytomność. Musiał nałykać się sporo tego paskudztwa.

– Mogło cię spotkać to samo. A poza tym, gdyby to był pożar, trzeba by odpowietrzyć całe pomieszczenie, i co wtedy? Nie wolno podejmować zbędnego ryzyka!

– Wiedziałem od razu, że to wymiennik! Nie było czasu, należało szybko działać, każda sekunda była droga – tłumaczył gorliwie Brian – gdyby Piotr upadł w kałużę ciekłego sodu, byłoby z nim naprawdę bardzo źle!

Kamil nie mógł temu zaprzeczyć, ale wciąż nie rozumiał, w jaki sposób Brianowi udała się ta wariacka akcja.

Nazajutrz wstąpił do lekarza i spytał, jak to właściwie

jest z tym frigenitem.

– Nie jest trujący, ale już przy małym stężeniu w powietrzu powoduje skurcze krtani i oskrzeli, utrudniając oddychanie. Poza tym działa drażniąco na błony śluzowe.

– Czy na oczy też?

– Oczywiście. Powoduje obfite łzawienie.

– Czy zawsze? – upewniał się Kamil. – Czy w każdym przypadku drażni oko?

– Z wyjątkiem przypadku, gdy jest ono sztuczne -zażartował lekarz.

W dwa dni po awarii układu chłodzenia Kamil odwiedził Piotra w jego kabinie. Piotr otrzymał tygodniowe zwolnienie z obowiązków. Dokładne badanie lekarskie wykazało kilka niegroźnych wprawdzie, ale bolesnych skaleczeń odłamkami metalu.

U Piotra siedziały już trzy osoby, w małej kabinie było dość ciasno. Kamil zatrzymał się w otwartych drzwiach.

– Jak się czuje chory? – spytał.

– Tylko nie „chory" – obruszył się Piotr. – Czuję się doskonale. Przekonaj Bunna, żeby pozwolił mi wrócić do pracy.

– Nie śpiesz się, Piotrze. Pracy wystarczy i dla ciebie, to dopiero początek podróży -powiedział Kamil – a na drugi raz nie zapominaj o instrukcji bezpieczeństwa i używaj właściwego sprzętu ochronnego.

Piotr spuścił oczy, jakby przyznając się do swej nieostrożności.

– Zdaje się – ciągnął Kamil – że będę zmuszony zarządzić szkolenie w zakresie bezpieczeństwa pracy. Brian też postąpił nieprawidłowo i tylko dzięki przypadkowi nic mu się nie stało.

– Kiedy zobaczyłem, co się dzieje na tablicy kontrolnej, od razu wiedziałem, że nie można zwlekać -usprawiedliwiał się Piotr. – Chciałem zamknąć uszkodzony rurociąg i włączyć rezerwowy wymiennik. Nie zdążyłem, osłony puściły i frigenit wydostał się na zewnątrz. Czy wiesz, co by się mogło stać, gdyby Brian nie zamknął tego rurociągu? Mielibyśmy przestój co najmniej tygodniowy!

– No i cóż z tego? Tydzień to prawie nic w porównaniu z czasem trwania naszej podróży. Czy tak bardzo musimy się spieszyć? Życie każdego z nas jest zbyt cenne.

– Nie lubię, kiedy w mojej sekcji coś nawala. Choćby

i przez tydzień… – mruknął Piotr.

Kamil uśmiechnął się do siebie. Wiedział, że między poszczególnymi specjalistami trwa nieustanna, cicha rywalizacja. Kamil był z tego zadowolony. Pomagała ona w utrzymaniu dobrego nastroju wśród załogi. Zaangażowanie i ambicje zawodowe były niezwykle cenne, nie mogły jednak powodować naruszania dyscypliny i zasad bezpieczeństwa.

Bunn wstał z fotela i mijając Kamila, ujął go pod rękę.

– Chodź – powiedział. – Zostawmy go z dwiema

miłymi dziewczynami, to mu na pewno wyjdzie na zdrowie.

– Zaczekaj – mruknął Kamil. – Nie dowiedziałem się jeszcze, jak przebiega usuwanie skutków awarii. Anno, kiedy będziecie gotowi uruchomić wymiennik?

– Właściwie już jesteśmy gotowi. Automaty spawalnicze zakończyły pracę. Jeszcze tylko próba ciśnieniowa – i będzie można włączyć obieg sodu.

– Dobrze, dziękuję… – powiedział Kamil, patrząc na Annę.

Była drobną, jasnowłosą kobietą, powolną w ruchach i zawsze bardzo zasadniczą w słowach. Chwilami miał wrażenie, że Anna ma nieco zwolniony refleks, że zbyt długo zastanawia się nad odpowiedzią na zadane pytanie. Ale to było tylko wrażenie. Testy psychologiczne nie potwierdzały tego i Kamil bez obawy mógł ufać, że Pierwszy Mechanik astrolotu nie zawiedzie w żadnej sytuacji. Przekonał się o tym zresztą teraz, przy okazji pierwszej poważniejszej awarii. W trudnych warunkach, bez wstrzymania ruchu urządzeń, Anna doskonale i w szybkim tempie dała sobie radę z poważnym uszkodzeniem.

Przeniósł wzrok na drugą z kobiet siedzących w kabinie Piotra. Spotkał jej spojrzenie i zmieszał się trochę, dość niespodziewanie dla samego siebie.

,,Za bardzo podoba mi się ta dziewczyna" – pomyślał.

– A u ciebie, Ido, wszystko w porządku? – spytał, by usłyszeć jej głos.

– Komputery raczej nie wybuchają – odpowiedziała z poważną miną.

Uśmiechnął się do niej i szybko wyszedł za Bunnem.

– Z Piotrem jest już zupełnie dobrze – powiedział Bunn. – Na początku myślałem, że będzie znacznie gorzej. Był nieprzytomny, a gdy próbowałem go ocucić, zdradzał objawy szoku nerwowego. Nie mówiłem ci o tym, bo po prostu nie przywiązywałem do tego większej wagi, ale to wyglądało dość groźnie…

– To znaczy?

– No… po prostu nie poznawał mnie, mówił od rzeczy i wyglądał na przerażonego. Dopiero kiedy przyszła Idą, uspokoił się i wrócił do równowagi.