Выбрать главу

Sula z powagą przypatrywała się symulacji, która właśnie pokazywała ten manewr. Wyglądał bardzo prawdopodobnie, ale Sula wiedziała z doświadczenia, że to, co na symulacji wydawało się realne, nie zawsze miało związek z rzeczywistością. Obraz przełączył się na Martineza.

— Są dwa problemy — stwierdził. — Po pierwsze, silniki sterujące „Północnego Zbiega” włączają się sporadycznie i gdy przybędziesz na miejsce, koziołkowanie jachtu może się okazać jeszcze bardziej chaotyczne.

Świetnie, pomyślała Sula. Zrobię wszystko idealnie, a tu włączą się silniki Blitshartsa i nastąpi kolizja.

— Po drugie — Martinez nabrał tchu — chodzi o zachowanie przytomności. Gdy spróbujesz naśladować ruchy jachtu, twoja szalupa będzie poddana serii dużych przyśpieszeń, chaotycznych obrotów, kiwnięć i skrętów. Wiąże się to z poważnym niebezpieczeństwem utraty przytomności.

No, wspaniale. Sula zamknęła oczy i oparła potylicę o wyściełane wnętrze hełmu.

Ostatnie słowa Martineza rozbrzmiewały w słuchawkach:

— To ty jesteś na miejscu. Całkowicie od ciebie zależy, czy podejmiesz się tego manewru. W imieniu lorda Dowódcy Floty Macierzystej przekazuję, że nikt nie będzie cię winić, jeśli dojdziesz do wniosku, że operacja jest zbyt ryzykowna.

Sula otworzyła oczy. Lord Dowódca Floty Macierzystej…

Nie wywierano żadnej presji. Musiała tylko wykonać zadanie — lub wykazać tchórzostwo, zabić się albo wszystko spieprzyć bez żadnej możliwości rehabilitacji — na oczach człowieka, który dowodził największą częścią floty, obroną stolicy i od którego zależała jej osobista przyszłość.

Wielkie dzięki.

Z displeju uporczywie patrzył na nią Martinez.

— Cały czas będę wysyłał aktualne dane z tutejszych czujników, ale oczywiście otrzymasz je ode mnie z godzinnym opóźnieniem. Bardzo żałuję, ale nie mogę udzielić ci zbyt dużej pomocy. W istocie możesz liczyć tylko na siebie. Powodzenia.

Pojawił się pomarańczowy znak końca przekazu. Ręka Suli zastygła nad guzikiem transmisji.

— Dziękuję za wysłanie mnie w misję, w której mogę albo samobójczo zginąć, albo okryć się niesławą. Może się tu pojawisz i sam wszystko zrobisz, jak jesteś taki mądry. — Sula dość długo trzymała uniesioną dłoń, nacisnęła guzik transmisji i powiedziała:

— Kadet Caroline Sula do porucznika Martineza, Centrum Operacyjne. Wiadomość otrzymałam. Dziękuję.

Gdyby była głupia, tak daleko by nie zaszła.

* * *

Suli udało się zachować przytomność podczas następnego długiego przyśpieszenia, gdy jej szalupa zanurkowała nad biegunem północnym Vandrith i wykonała manewr procowy, dzięki któremu pomknęła na południe prosto w ślad Blitshartsa. Sulę bolały szczęki, tak mocno je cały czas zaciskała.

Zaczęła otrzymywać dane od laserów śledzących „Północnego Zbiega” i mogła teraz uaktualnić Martinezową symulację koziołkującego jachtu. Do jego ruchu dołączyło dodatkowe kołysanie z pewnością musiały zadziałać silniki korekcyjne, co komplikowało całą akrobację.

Zastanawiała się, co powoduje losowe uruchamianie silników. To, co widziała, nie miało sensu: jeśli zapuszczono automatyczny program korekcji nachylenia pionowego i poziomego, mający stabilizować tor łodzi, silniki korekcyjne musiałyby włączać się w sposób regularny i bardziej celowy, a w rezultacie oscylacje by zanikły, zamiast się zwiększać.

A może Blitsharts próbuje od czasu do czasu interweniować? Budzi się na krótko i uruchamia silniki manewrowe, ale jest tak zdezorientowany, że tylko pogarsza sytuację.

To też nie wyjaśniało wszystkiego, ale na razie Sula nie miała lepszej hipotezy.

Przyglądała się symulacji. Zjadła parę odżywczych batonów i krótko się zdrzemnęła. Potem, gdy już nie była w stanie dłużej wytrzymać ciśnienia pęcherza, zsiusiała się do skafandra.

Wydalanie — tego najbardziej nienawidziła. Skafander miał w kroczu grubą wkładkę absorbującą, wypakowaną warstwami hydrostatycznymi i bezmyślnie szczęśliwymi bakteriami, które przetworzą mocz w zdemineralizowaną wodę i nieszkodliwe sole.

Sula wiedziała to wszystko, wiedziała też, że ją oczyszczą, że będzie „świeższa niż wcześniej” — tak to określała instrukcja obsługi skafandra.

Wcześniej niż kiedy? — miała ochotę warknąć, nim ją upchali w gigantyczną, niezgrabną i sprawną również w próżni pieluchę. Gdybyż tylko dostarczyli mi toaletę jak się patrzy, to już sama bym sobie poradziła z odświeżeniem, i tyle, pomyślała.

Nim szalupa się odwróciła, by rozpocząć hamowanie, Sula włączyła radary, chcąc mieć lepszy widok koziołkującego jachtu. Potem szalupa obróciła się, bardzo precyzyjnie ustawiła silniki i rozpoczęła hamowanie.

Sula znów poczuła, że skafander delikatnie zaciska się wokół jej ramion i nóg, popychając krew do mózgu. Znów ciężar zwielokrotnionego przyśpieszenia przygniótł jej klatkę piersiową. Znów miała ciemność w oczach, a światło zawęziło się do małego tunelu prowadzącego prosto w przód.

Znowu poczuła poduszkę na twarzy, tłumiącą wpółuformowany krzyk.

Blitsharts, pomyślała, już ty lepiej postaraj się być przy życiu.

Enderby wcześnie poszedł do łóżka. O świcie przychodziła nowa zmiana — nie byli to ludzie, lecz Lai-owni, przedstawiciele nielotnego gatunku awian, wyżsi od ludzi, pokryci szarymi, przypominającymi pióra dropiatymi włosami, mieli groźne drapieżcze kły w wyciągniętych pyskach.

Lai-ownom flota zawdzięczała jedyną bitwę kosmiczną w swej historii. Inne gatunki w imperium Shaa zostały skutecznie zbombardowane przez przeważające siły, operujące z bezpiecznego kosmosu. Nawet te ludy, które znały technikę kosmiczną — na przykład prymitywne narody-plemiona na Ziemi — nie miały na tyle rozwiniętych kosmicznych sił zbrojnych, by choć na chwilę powstrzymać Shaa. Dla Lai-ownów natomiast, którzy sami byli nielotami, kosmos stanowił przedłużenie ich naturalnego środowiska, przestworzy, gdzie szybowali ich przodkowie. Zasiedlili planety swego układu i zbudowali flotę do obrony swych terytoriów.

Gdyby odkryli i potrafili wykorzystać wormhole, orbitujące wokół ich gwiazdy, to oni pierwsi skontaktowaliby się z Shaa, a nie odwrotnie.

Gdy agresorzy wylali się przez wormhole układu, Lai-owni sprawili im cięgi. Byli urodzonymi taktykami, mózgi mieli przystosowane do operowania w środowisku trójwymiarowym. Wcześniej prowadzili wojny między sobą, dzięki czemu dysponowali doktryną taktyczną opartą na doświadczeniu. Ich jedyne upośledzenie polegało na tym, że mieli lekkie, puste w środku kości, co umożliwiało ich przodkom latanie, ale które nie wytrzymywały dużych przyśpieszeń niezbędnych podczas walk w kosmosie.

Shaa sądzili, że pokonają opór obrońców w ciągu kilku godzin, lecz zniszczenie floty Lai-ownów zajęło im aż sześć dni, po czym przekazali żądanie kapitulacji. Bardzo ich zaskoczył jeden z pomysłów Lai-ownów: wykorzystanie szalupy, małego statku, który zaganiał atakujące pociski w kierunku celu i aktualizował ich instrukcje szybciej, niż mogły to zrobić duże statki, czyhające w oddaleniu o całe minuty świetlne.

Szalupy były przydatne w planowaniu potyczek, ale tylko nieliczne przetrwały realną walkę. Jednak od czasu wojny z Lai-ownami kadeci zaczęli rywalizować o prawo noszenia srebrnych naszywek pilota szalupy, które stały się symbolem pozycji i przepustką do modnego i wytwornego świata żeglarzy.

Zastanawiano się, jak wielu kadetów dążyłoby do zdobycia stopnia pilota szalupy, gdyby toczono prawdziwą wojnę. Martinez sądził, że niewielu.