A jednak, pomyślała. A jednak.
Może to kwestia uporu.
Zamknęła hełm i uruchomiła panel komunikacyjny.
— Kadet Sula do Centrum Operacyjnego. Spróbuję jeszcze raz. Zakończyła transmisję, ręce natychmiast powędrowały do kontrolek i nim zdążyła zmienić zdanie, zaczęła uruchamiać dysze korekcyjne. Tym razem wykonała to szybko, bez nadmiernej ostrożności z odchyleniami i kołysaniem, działała w trzech płaszczyznach jednocześnie. Nie myśl, tylko rób, powiedziała sobie w duchu.
Zawroty głowy. Grawitacja szarpie ją za usta i policzki. Skafander zaciska się na kończynach. Sula koncentruje wzrok na tańczącym pomarańczowym pasie, całkowicie skupiona, by utrzymać ten pas nieruchomo w miejscu.
Pomarańczowy horyzont poruszał się teraz tylko w dwóch płaszczyznach. Do gardła podszedł jej piekący kwas, zepchnęła go, zacisnęła szczękę i napięła mięśnie karku, by wtłoczyć krew do mózgu. Teraz horyzont poruszał się tylko w jednej płaszczyźnie, podskakiwał jak dziób łódki na falach. Suli udało się wygasić również ten ruch. Żołądek nagle podskoczył jej do gardła, ale wepchnęła go z powrotem na miejsce.
— Displej: odwróć kąt. — Komenda wyszła z ust Suli jak wątła modlitwa. W jednej chwili kąt się odwrócił i Sula zobaczyła „Północnego Zbiega” znieruchomiałego na tle czerni, z pomarańczowym jaskrawym dywanem umocowanym z tyłu. Popchnęła obie kontrolki — jacht podpełznął bliżej. Sula czuła, jak przyśpieszenie wydziera jej łzy z oczu i rozmazuje po twarzy. Na szczęście łzy nie mogły zniekształcić wirtualnego obrazu w mózgu.
Ale grawitacja to zrobiła. Pomarańczowy dywan nieco wypłowiał. Widzenie Suli ciemniało. Ledwo mogła dostrzec błyszczący czarny dziób „Zbiega”, wślizgujący się pod szalupę. Wyhamowała, mając nadzieję, że udało jej się zwolnić ruch statku do powolnego pełznięcia, i gdy jej pole widzenia nadal ciemniało, krzyknęła:
— Zaczepy: wysunąć się!
I jacht, i szalupa były wykonane z warstw żywicznego polimeru usztywnionego wzdłużnymi włóknami poliwęglowymi. Do tego materiału nie mogły przywrzeć chwytaki magnetyczne. Jednak wzdłuż kadłuba biegły pasy demagnetyzujące, naładowane elektrycznie, by odepchnąć promieniowanie.
Nastąpił huk, gdy kadłuby dwóch statków się zetknęły. Nagłownik powiadomił Sulę, że chwytaki skutecznie przywarły. Sula, manipulując kontrolkami silników manewrowych, próbowała wygasić wariacki kołowrót obu statków w kosmicznej pustce.
— Displej: zgaś sztuczny horyzont! Displej: pokaż płaszczyznę ekliptyki! — wykrzyczała zdławionym głosem.
Układ dwóch złączonych łodzi miał oczywiście większą masę niż sama szalupa i ospałej reagował na sterowanie. Sula ledwie widziała płaszczyznę ekliptyki, choć zielona siatka, rzutowana do jej centrów wzroku, świeciła w górze, wokół, wszędzie…
Gdy Sula pokonała zarzucający na boki ciężar połączonych łodzi, poczuła przerażenie: jeszcze coś dodatkowo stawiało opór. To silniki jachtu znów pracowały. A więc Blitsharts z nią walczył. Wściekłość na taką zdradę zalała jej serce. To ona z trudem stabilizuje chaotyczny ruch statku, robi wszystko, by nie stracić przy tym przytomności… Miała ochotę wyć z frustracji i gniewu.
Szalupa trzęsła się i jęczała, gdy siły grawitacyjne walczyły w jej kadłubie. Nagle Sula triumfalnie krzyknęła, gdy zaczął powracać jej wzrok; zobaczyła, że płaszczyzna ekliptyki toczy się wokół niej nieskomplikowanym ruchem. Sterując silnikami, Sula wygasiła oscylacje statku. Zwycięstwo! Krata płaszczyzny znieruchomiała, wyciągnęła się jak dywan pod stopami, prowadzący od horyzontu do horyzontu.
Silniki statku Blitshartsa włączyły się po raz ostatni, ale Sula bez trudności dokonała korekty lotu, lekko tylko zirytowana na ten końcowy akt buntu.
Odłączyła displej wirtualny i dopiero gdy strząsnęła łzy i pot z twarzy, dojrzała kokpit. Zmęczona nabierała tchu i walczyła ze zbuntowanym żołądkiem. Poprosiła o diagnostykę statku. Nie było uszkodzeń ani dziur w kadłubie, a antymateria bezpiecznie spoczywała w zasobniku.
Sula uchyliła przyłbicę hełmu i wytarła twarz. Czuła piekący kwas w gardle i na języku. Popiła spory łyk wody. Może to uspokoi żołądek.
Ponownie wytarła twarz, uruchomiła konsolę komunikacyjną i rozpoczęła transmisję.
— Kadet Sula do Centrum Operacyjnego. Połączenie wykonano. Oba statki ustabilizowane. Za chwilę przyczepię się do śluzy „Północnego Zbiega” i spróbuję wejść.
Po skończonej transmisji, przed dalszą akcją, nieco odetchnęła. Poczekała, aż ustąpią zawroty głowy, aż żołądek przestanie wyrywać się do gardła. Potem odłączyła chwytaki, przewróciła szalupę do góry dnem i przesunęła ją naprzód wzdłuż kadłuba jachtu, aż połączyły się dwie śluzy grzbietowe.
Zamknęła przyłbicę i dotknęła guzika transmisji.
— Tu znów kadet Sula. Udało mi się złączyć śluzy. Wchodzę na pokład „Północnego Zbiega”.
Włączyła kamerę hełmu, by wszyscy w Centrum mieli ten sam widok co ona, wypięła się z fotela akceleracyjnego i uniosła w pozbawionej grawitacji kabinie. Starała się, by bezużytecznymi nogami nie zawadzić o jakieś kontrolki, obróciła się, odkręciła osłonę antyradiacyjną, blokującą wyjście z tyłu kokpitu, i wsunęła się do tunelu, łączącego kokpit z małą śluzą szalupy. Szczelnie zamknęła tunel za sobą, włączyła latarkę hełmu i wydała polecenie otwarcia zewnętrznego włazu.
Właz posłusznie się odsunął, ukazując błyszczący grzbietowy właz statku Blitshartsa. Sula podryfowała do włazu, spojrzała na panel kontrolek i kazała się śluzie otworzyć.
Urządzenia cicho wykonały polecenie. Sula podciągnęła się ku śluzie jachtu głową do przodu, postawiła stopy na jej brzegu i uchwyciła dźwignię, by otworzyć wejście. Dźwignia ani drgnęła. Panel kontrolek zaczął irytująco piszczeć. Sula spojrzała na displej śluzy i zaskoczenie zadzwoniło w jej nerwach.
— Centrum! To może chwilę potrwać — powiedziała. — W środku panuje całkowita próżnia.
TRZY
Na sercu Suli kładł się zimny ciężar. Wiedziała, co zastanie w środku. Wyłączyła alarm.
— Muszę zamknąć i rozhermetyzować śluzę — przekazała swoim dalekim widzom. — Przy zamkniętym luku nie będziecie odbierać transmisji, więc zrobię nagranie i prześlę później.
Zamknęła za sobą właz jachtu. Słyszała, jak powietrze z sykiem wpływa w próżnię; syk słabł, aż w śluzie nie pozostał żaden ośrodek mogący przenosić dźwięk. Sula zaparła się wygiętymi stopami o ściany śluzy i pociągnęła dźwignię. Wewnętrzny luk bezgłośnie otworzył się do środka i zaciął się na wpół otwarty.
W „Zbiegu” — inaczej niż w szalupie — luk wychodził bezpośrednio do kokpitu. Sula, z hełmem zakleszczonym między lukiem a zrębnicą śluzy, zobaczyła tył fotela akceleracyjnego jachtu. Hełm Blitshartsa tkwił w uprzęży. Lewa ręka unosiła się nad kontrolkami silników, jakby gotowa opaść i zainicjować kolejny chaotyczny manewr.
Sula przechyliła się i oświetlając sobie kokpit latarką hełmu, obejrzała wnętrze. Serce ścisnęło się jej z przerażenia.
Wnętrze kabiny było gustowne, wystrój dostosowano do potrzeb pilota, by wszystko znajdowało się w zasięgu ręki, by wzrok się nie męczył. Kolorystyka: kość słoniowa z czerwonymi, zielonymi i żółtymi pasami. Teraz jednak kabina wyglądała tak, jakby ktoś porozbijał ją młotem. Na ścianach i przyrządach było pełno wgnieceń i rys. Zniszczone były nawet te instrumenty, które z założenia konstrukcyjnego miały przetrzymać wielkie przyśpieszenia.