Выбрать главу

Co gorsza: na displejach były rozmazane włosy i farba przypominająca krew. Przerażona Sula pomyślała, że może Blitsharts został zamordowany. Ktoś go zaszlachtował — czym? Co mogło spowodować taką okropność?

Próbowała odemknąć luk; poczuła rosnący opór. Jakiś obiekt upadł i wklinował się za luk, przeszkadzając w jego otwarciu.

Sula na ślepo sięgnęła za drzwi dłonią w rękawiczce. Przeszkoda była początkowo poza jej zasięgiem i Sula musiała wzlecieć w śluzie i przesuwać dłonią po krawędzi luku. Bolały ją obite mięśnie, poruszanie się w skafandrze próżniowym sprawiało trudność. Oddech w hełmie chrypiał, na czole wystąpiły kropelki potu. Wreszcie Sula znalazła obiekt blokujący drzwi: był wilgotny, okrwawiony, włochaty i martwy.

Pies Pomarańcza. Choć w stłuczonej masie krwawego mięsa nie dało się rozpoznać psa. Prawdopodobnie podczas koziołkowania jachtu biedne zwierzę było ciskane po kokpicie jak pocisk, poddane serii strasznych przyśpieszeń.

To pies walił jak maczuga po wnętrzu jachtu, tłukąc instrumenty i rozmazując wszędzie własną krew. Uderzając w kontrolki silników manewrowych, powodował nieregularne ruchy jachtu.

Odkrywszy Pomarańczę, Sula straciła nadzieję, że Blitsharts żyje. Znalazła go w fotelu akceleracyjnym, był przypięty, miał uniesioną przyłbicę, hełm otwarty na próżnię. To nie kapitan, to Pomarańcza uruchamiał silniki manewrowe. Twarz Blitshartsa, pomazana krwią psa, tkwiła nienaruszona za obramowaniem hełmu. Twarz miał ściągniętą, oskarżającą. Nie żył od pewnego czasu.

Mówiono, że śmierć z niedotlenienia jest niezła, że gdy mózg cierpi na głód tlenu, człowiek odczuwa euforię, a ostatnie chwile są wypełnione ekstatyczną rozkoszą.

Sula miała inne wspomnienia. Pamiętała skurcze ciała, walenie piętami, spazmy przepony, gdy płuca domagały się tlenu…

Pamiętała swój płacz, gdy przyjaciółka walczyła o życie. Pamiętała trzymaną w dłoniach poduszkę, miękką jak ciało.

Poduszkę, którą przycisnęła do twarzy przyjaciółki, by wszystko zakończyć.

* * *

Enderby wywołał Martineza z Centrali Operacyjnej na początku zmiany, ale pozwolił mu śledzić postępy akcji ratunkowej podczas przerw w wysyłaniu i rejestrowaniu korespondencji floty.

Martinez oglądał więc na displejach, jak Sula hamuje swój statek, osiągając prędkość jachtu, jak podlatuje bliżej, by się lepiej przyjrzeć koziołkującemu „Zbiegowi”.

Martinez miał nikłą nadzieję, że kadet Sula nie podejmie próby. Nie chciał, żeby ktoś zginął, realizując jego plan.

Potem nadeszła wiadomość adresowana specjalnie do niego. Sula — a wyglądała przy tym bardzo atrakcyjnie, mimo przesłaniającej twarz przyłbicy — powiedziała: „Nigdy się tak dotychczas nie wkręcałam”, wyginając przy tym lekko brwi, a w jej zielonych oczach zapłonęły szelmowskie ogniki.

Martinez sądził, że udało mu się stłumić wybuch śmiechu, ale gdy pochwycił karcące spojrzenie Enderby’ego, pokrył rozbawienie maską powagi.

Twarz Suli zniknęła z displeju. Martinez obserwował sygnały telemetryczne, gdy Sula zaczynała manewry silnikami, próbując zsynchronizować ruch szalupy z koziołkowaniem jachtu. Zaciskał palce na wyimaginowanych kontrolkach. Serce skoczyło mu do gardła, gdy zobaczył, jak włączają się silniki „Zbiega” i jacht napiera na szalupę niczym olbrzymi wieloryb atakujący łódź rybacką. Uciekaj, uciekaj, myślał gniewnie i strach szarpnął mu nerwy, gdy doszło do zderzenia. Odetchnął dopiero, kiedy Sula już w bezpiecznej odległości ustabilizowała szalupę.

— Spróbuję jeszcze raz — powiedziała. Wyglądała dość spokojnie w swym skafandrze, ale tym razem Martinez nie dostrzegł w jej oczach szelmowskiego ognika. Przekonała się, że nie ma żartów. Podziwiał u niej odwagę, ale zarazem rozpaczał z powodu jej lekkomyślności.

Musiał przyznać, że pięknie to przeprowadziła. Tym razem szybciej — uczyła się na błędach — manewrowała szalupą we wszystkich trzech płaszczyznach równocześnie. Potem nastąpiło zbliżenie statków, walka z wielką siłą inercji koziołkującego jachtu, wreszcie triumfalny lot połączonych łodzi przez cichy wspaniały kosmos.

Martinez miał ochotę tańczyć i krzyczeć z radości. Odruchowo spojrzał nawet na Enderby’ego, jakby pytając o pozwolenie, ale lord dowódca siedział cicho przy swoim biurku i lekko marszcząc czoło, myślał o tym, co widział na własnym displeju. Taniec nie był przewidziany w programie.

Podczas następnej transmisji Sula wyglądała na wyczerpaną, siedziała oklapła w fotelu, włosy oblepiały jej spoconą twarz. Martinez wyobrażał sobie, jaką bitwę stoczyła ze sobą. Oczy odzyskały poprzedni blask i był to blask zwycięstwa.

— Wchodzę na pokład.

Bitwa się skończyła i teraz na deser została inspekcja jachtu.

Gdy dotarła wiadomość, że w kokpicie Blitshartsa nie ma powietrza, Martinez przejął się tylko trochę. Miał parę godzin, by zanalizować sytuację, i doszedł do wniosku, że szanse, by żeglarz żył, są znikome.

Kolejny raport dotarł po okresie ciszy, gdy luk śluzy odciął możliwość transmisji.

— Blitsharts i pies nie żyją — nadawała Sula, znowu ze swej szalupy. Unosiła się tuż przed kamerą. — W kokpicie była nieszczelność, a on miał uniesioną przyłbicę i wyłączył prawie wszystkie alarmy w kabinie. Przypuszczam, że podczas wyścigu wszyscy tak robią — wyłączają alarmy zbliżenia, sygnały przyśpieszenia — i gdy zaczęło wyć ostrzeżenie o utracie hermetyczności, też je chyba uciszył, nie zwracając uwagi, co to takiego. W pewnym momencie uwolnił psa z fotela akceleracyjnego, ale zapewne wtedy już nie był przy zdrowych zmysłach, musiał je stracić tuż przed rozpoczęciem tego wielkiego przyśpieszenia. — Chyba wzruszyła ramionami w skafandrze. — Po transmisji dołączam nagranie z wnętrza „Północnego Zbiega”. Kadet Caroline Sula kończy meldunek.

Martinez obserwował to zafascynowany. Wypowiadając te słowa, kadet Sula była inną osobą niż kobieta, którą widział przedtem. Nie przypominała ani psotnego pilota, ani zmęczonego, zwycięskiego wojownika, ale osobę zagubioną, która znalazła się tam w nieodpowiednim czasie, jednocześnie starszą i młodszą — starszą, bo wydawała się zniszczona przez czas, krucha; młodszą, bo w jej spojrzeniu było coś bezbronnego, jak u zranionego dziecka.

Czy miała przedtem aż tak wielką nadzieję, że Blitsharts żyje? Może go znała, a nawet kochała…?

Martinez bardzo chciał jeszcze raz odtworzyć otrzymaną wiadomość, by lepiej zrozumieć, dlaczego reakcja Suli wydaje się tak przesadna.

— Poruczniku Martinez — zwrócił się do niego Enderby.

— Słucham, milordzie. — Martinez drgnął, zaskoczony.

— Proszę przekazać kadet Suli moje gratulacje. Ten udany manewr wymagał zarówno umiejętności, jak i odwagi.

Przez mózg Martineza przepłynęło zdziwienie.

— Tak, milordzie.

— Postanowiłem nadać jej Medal Zasługi… Drugiej Klasy — dodał Enderby po chwili wahania. Proszę przygotować mi odpowiednie dokumenty do końca dnia.

— Tak jest, lordzie dowódco.

A więc Enderby cały czas obserwował transmisję przy swoim biurku, jak zwykle nic nie dając po sobie poznać.

— Proszę zredagować dokument dla Służby Informacyjnej Floty — polecił Enderby — i przesłać mi go do akceptacji.