Выбрать главу

W końcu jednak jej zainteresowanie Ziemią wygasło, ponieważ spełniła się przepowiednia Neldy.

Gredel podrosła, wszyscy uznawali ją za piękną i – jak przewidywała Nelda — kochano się w niej, i to jedynie ze złych powodów.

* * *

— Hej, Ziemianko! Ktoś tu się chce z tobą widzieć!

Stoney był podniecony. Prawie zawsze był podniecony. Był jednym z poruczników Kulasa, chłopakiem, który porwał transport, który przyszedł morzem do portu Maranie, i sprzedał ładunek przez sklepiki Kulasa w fabsach. Stoney nosił filcowe buty i puchatą watowaną kurtkę z rządkami metalowych dzwoneczków, które podzwaniały przy każdym jego ruchu. Na głowie miał plastikowy hełm bez ronda. Tak ubierali się wszyscy Linkboje Kulasa, gdy chcieli zwrócić na siebie uwagę.

Gredel weszła do pomieszczenia, wsparta na ramieniu Kulasa. Ubrał ją w sukienkę ze skóry krótkowłosego kantarana, wykończonej kołnierzem i mankietami z białej satyny. Miała na sobie ciężkie ceramiczne ozdoby, białe ze złotymi wstawkami, lśniące plastikowe buciki o guzowatej powierzchni, na wysokich obcasach. To był szczyt mody, przynajmniej w fabsach.

Kulas lubił robić zakupy dla Gredel. Dwa lub trzy razy tygodniowo zabierał ją do sklepów i kupował ubrania.

Kulas zasłużył sobie na to imię — kiedyś miał ułomność, z powodu której zaczął kuleć; gdy tylko zebrał pieniądze, natychmiast to naprawił, i gdy Gredel go spotkała, poruszał się jak książę, stawiając stopy z przesadną ostrożnością, jakby szedł po ryżowym papierze, nie chcąc go rozerwać. Według miary Shaa miał zaledwie dwadzieścia pięć lat, ale już dorobił się zastępu chłopaków i miał własne koneksje, które prowadziły aż do parów odpowiedzialnych za zarządzanie takimi miejscami, jak fabsy. Miał miliony, wszystko w gotówce poupychanej w różnych miejscach, trzy apartamenty i kilka sklepików, które rozprowadzały towar zdobyty przez jego ludzi.

Miał również siedemnastoletnią przyjaciółkę zwaną Ziemianką.

Proponował Gredel, by przeniosła się do jego apartamentu, ale ona została u Neldy. Właściwie nie wiedziała dlaczego. Może uważała, że potrafi obronić Neldę przed Antonym, a może przypuszczała, że gdy przeniesie się do apartamentu Kulasa, cały czas będzie musiała tylko czekać na jego wizyty, nie będzie mogła wychodzić na miasto, obawiając się, że Kulas się wścieknie, gdy po przyjściu jej nie zastanie. Nie będzie mogła zapraszać swych przyjaciół, bo to też mogłoby zdenerwować Kulasa.

Takie życie zawsze prowadziła Ava: gdzieś w jakimś mieszkaniu czekała na jakiegoś mężczyznę. Dlatego nigdy nie mogła spotykać się z córką wtedy, gdy tego pragnęła. Gredel chciała prowadzić inne życie. Nie wiedziała, jak to osiągnąć, ale wciąż o tym pamiętała i miała nadzieję, że kiedyś nauczy się tak żyć.

Cały czas chodziła do szkoły. Codziennie po lekcjach czekał na nią samochód Kulasa i albo Kulas osobiście, albo któryś z jego chłopaków gdzieś ją zawozili.

To, że Gredel chodziła do szkoły, Kulas traktował z rozbawieniem.

— Mam dziewczynę uczennicę — mówił, śmiejąc się, a czasami, gdy musiał wyruszyć gdzieś ze swoimi chłopakami, przypominał jej, by odrobiła lekcje. Nie zostawiał jej jednak zbyt wiele czasu na naukę. Oceny Gredel spadały, a nawet groziło jej wylanie ze szkoły przed maturą.

Dziś, w przededniu Święta Wiosny, Kulas zabrał Gredel na przyjęcie do Pandy. Był to jeden z Linkbojów Kulasa; zajmował się dystrybucją. Obsadził Stoneyem i jego załogą magazyn pełen wina importowanego z Cavado i leków czekających na wysyłkę do szpitala floty na pierścieniu Spannanu. Importowane wino słabo się sprzedawało — na coś tak wyrafinowanego nie było zapotrzebowania w fabsach — ale leki szybko znikały ze składów Pandy, więc wszyscy mieli powód do świętowania.

— Chodź, Ziemianko! — przynaglał Stoney. — Musisz ją poznać. W nerwach Gredel zabrzęczało ostrzeżenie, gdy zobaczyła, jak uczestnicy przyjęcia patrzą na nią błyszczącymi oczami — najedli się czegoś wcześniej. W tych oczach było oczekiwanie, które się Gredel nie podobało. Puściła więc rękę Kulasa, wyprostowała się — nie chciała, by zobaczono, że się boi — i podeszła do Stoneya.

— Ziemianko! To jest Caro — powiedział Stoney. Aż skakał z podniecenia.

Gredel nie patrzyła tam, gdzie wskazywał Stoney, tylko lodowato, przeciągle spojrzała na niego — tak jej się wydał okropny.

Gdy odwróciła głowę, pomyślała od razu: „Ona jest piękna”.

— Ooo! — powiedziała po chwili, gdy dotarła do niej cała prawda.

Caro patrzyła na nią, szeroko się uśmiechając. Miała długie złociste włosy, zielone oczy, cerę nieskazitelną, gładką jak śmietanka.

— To twoja bliźniaczka! — krzyknął Stoney. — Twoja nieznana siostra!

Gredel szeroko otwarła oczy, wszyscy goście śmiali się, a Caro tylko na nią patrzyła.

— Naprawdę jesteś z Ziemi? — spytała.

— Nie, jestem stąd — odparła Gredel.

— Pomóż mi zbudować piramidę.

— Dobrze, czemu nie. — Gredel wzruszyła ramionami.

Caro miała na sobie krótką sukienkę i zniszczoną kurtkę z czarnymi metalowymi klamrami oraz buty za kolana. Drogie ubranie. Stała przy stole i ostrożnie ustawiała piramidę z kryształowych kieliszków.

— Kiedyś widziałam, jak to się robi — powiedziała Caro. — Trzeba nalać wina do górnego kieliszka, a gdy się przeleje, wino napełnia niższe kieliszki. Jeśli się to zrobi odpowiednio, napełnią się wszystkie kieliszki i ani jedna kropla się nie rozleje.

Caro mówiła przeciągle, jak parowie czy bogaci ludzie w wideo.

— Nabrudzimy — prorokowała Gredel.

— Nic nie szkodzi. — Caro wzruszyła ramionami.

Gdy piramida była gotowa, Caro poprosiła Stoneya, by pootwierał butelki. Jego chłopcy ukradli je z magazynów w Maranie Port. Wino miało jasny srebrny kolor i w kieliszkach wyglądało jak rtęć.

Caro usiłowała nalewać ostrożnie, ale zgodnie z przewidywaniami narobiła strasznego bałaganu — wino z kieliszków lało się na blat stołu i na dywan. Caro dobrze się tym bawiła. Odstawiła ostatnią butelkę i zaprosiła gości do picia. Wzięli wypełnione po brzegi kieliszki, wznosili toasty, śmiali się i stukali szkłem. Wino ciągle lało się na dywan.

Caro wzięła sobie kieliszek, jeden podała Gredel, potem wzięła jeszcze jeden dla siebie i zaprosiła ją na kanapę. Gredel ostrożnie spróbowała wina — w smaku miało coś subtelnego i nieokreślonego, co przywoływało myśli o wiosennym parku, o delikatnej świeżości drzew i kwiatów. Nigdy jeszcze nie piła takiego trunku.

Gredel smak alkoholu wydał się zbyt uwodzicielski. Nie upiła drugiego łyka.

— Czy my jesteśmy spokrewnione? — zapytała Caro.

— Nie sądzę — odparła Gredel.

Caro jednym haustem wypiła pół kieliszka.

— Twój tata nigdy nie był na Zanshaa? Jestem prawie pewna, że mój nigdy tu nie przylatywał.

— Urodę mam po mamie, a ona nigdzie nie wyjeżdżała — rzekła Gredel. — A ty jesteś z Zanshaa? — spytała zdziwiona.

Caro wykrzywiła usta i wzruszyła ramionami. Gredel, uznawszy to za potwierdzenie, spytała:

— Co robią twoi rodzice?

— Zostali straceni — odparła Caro.

— Bardzo mi przykro. — Rodzice Caro mieli najwyraźniej powiązania. Nic dziwnego, że Caro przestawała z tymi ludźmi tutaj.

— Mnie też — powiedziała Caro, zaśmiawszy się krótko. Dopiła wino z pierwszego kieliszka, potem popróbowała trochę z drugiego. Spojrzała na Gredel.