Znów się uśmiechnął i puścił drzwi, które zamykały się z lekkim przydechem. Sula odwróciła się i je przytrzymała. Spojrzał na nią, unosząc brwi.
— Zawsze działasz tak skutecznie? — spytała. Pochylił głowę, zastanawiając się nad odpowiedzią.
— Tak. Chyba tak.
Sula w nowym mundurze, już po dekoracji medalem, siedziała w sztabowym klubie kadetów, gdzie na trzech ścianach wideo szła transmisja trzech różnych meczów futbolowych. Sula przysiadła na fotelu z prętów z włókna węglowego i sączyła drinka o cytrynowym smaku. Kadet Jeremy Foote rozparł się w głębszym, wyściełanym fotelu.
— Martinez? Chyba wpadłaś mu w oko — powiedział Foote.
— W oko! — parsknął kadet Silva z kanapy. — Trzask! I kolejna dziewica ustrzelona.
Silva jest już bardzo pijany, pomyślała Sula.
— Dziewica? Chyba nie jesteś dziewicą? — powiedział Foote do Suli, unosząc brwi. — To byłoby oryginalne.
— Jestem czysta jak pustka kosmiczna — odparła Sula i z rozbawieniem obserwowała twarz Foote’a, który usiłował zrozumieć, co miała na myśli.
Wybrała klub kadetów, ponieważ należał do nielicznych miejsc w budynku sztabu, gdzie wpuszczano kadetów po służbie. Starsi oficerowie i politycy woleli pracować, pić i jeść bez widoku nieokrzesanych, źle wychowanych, pryszczatych i podpitych praktykantów.
Sula zaczynała ich rozumieć po krótkim pobycie w towarzystwie kadeta Silvy.
— Czy z Martinezem jest coś nie tak? — spytała.
— Nie, jeśli jesteś atrakcyjna, kobieca i pracujesz w sklepie — odparł Foote. — Ma pieniądze, trochę uroku osobistego i ograniczone poczucie stylu. Na pewno swoim zwykłym towarzyszkom nie daje powodu do narzekań, ale na osobach o wyższej pozycji nie zrobi zbyt wielkiego wrażenia. — Spojrzał znacząco na Sulę. — Jestem pewien, że ty mogłabyś wybrać znacznie lepiej.
— Troglodyta! — krzyknął Silva. — Tak go nazywamy! — Mówił teraz podnieconym głosem. — Gol! Widzieliście? Punkt dla „Korony”! Bramkarz nie obronił strzału głową!
— Troglodyta? — spytała Sula.
Foote uśmiechnął się niewyraźnie i odgarnął jasny kosmyk z czoła.
— Chodzi o te jego krótkie nogi. I długie ręce. Zauważyłaś? Musi być reliktem jakiejś prymitywnej formy człowieka.
— Jest przecież wysoki — oponowała Sula.
— Bo ma długi tułów, ale nogi krótkie. — Skinął głową. — Zauważ, ma dobrego krawca. Odpowiednio skrojona marynarka to maskuje, ale nie może ukryć jego rąk, sięgających prawie do kolan.
Odezwał się brzęczyk komunikatora. Foote kazał zamilknąć ścianom wideo, podniósł się z fotela i przyjął wiadomość.
— Silva, w Biurze Floty jest przesyłka — powiedział. — Trzeba dostarczyć osobiście. Skoczysz, dobrze?!
— Teraz kolej na ciebie — odparł Silva. Na twarzy Foote’a pojawiła się irytacja.
— Silva, idź i tyle.
— Jest remis dwa do dwóch — jęczał Silva, ale wstał, zapiął bluzę i ruszył do drzwi.
— Oddech — przypomniał Foote. Rzucił mu mały srebrny pojemnik i Silva psiknął sobie w usta dawkę miętowego zapachu w aerozolu. Przed odejściem odrzucił pojemnik Foote’owi, który włożył go do kieszeni.
— Robisz wszystko, żeby ułatwić życie swoim pijanym kolegom — zauważyła Sula, gdy Foote znów usiadł.
— Przyjaciele powinni sobie pomagać — odparł. — A jeśli chodzi o picie… jakoś trzeba zabić nudę. A ja się zastanawiam, czy nie zająć się żeglarstwem. — Nagle przyszło mu coś do głowy. — A może oboje byśmy się tym zajęli? Pokazałaś prawdziwy talent, przechwytując „Północnego Zbiega”. Na pewno byłabyś dobra.
Sula pokręciła głową.
— Nie interesuje mnie to.
— Ale dlaczego? Zdobyłaś srebrne naszywki, więc na pewno musiałaś brać pod uwagę żeglarstwo. Flota będzie cię do tego zachęcała, bo to poprawia pilotaż.
Foote nie sprawdził historii mojej rodziny, pomyślała Sula z ulgą. Należała autentycznie do kasty parów, choć klan Sula miał teraz tylko jednego członka — właśnie ją. Jej fundusz powierniczy mógł zapewnić skromny apartament w Górnym Mieście, ale nie wystarczyłby na utrzymanie jachtu.
Mogła po prostu powiedzieć Footemu, że jeszcze nie otrzymała swojego spadku, ale nie chciała tego robić. Doszła do wniosku, że im mniej Jeremy Foote o niej wie, tym lepiej.
— Już i tak za dużo czasu spędzam w małych łodziach — odparła. — Po co mi więcej?
Do pokoju weszła ruda kadet i ze zdziwieniem spojrzała na Sulę.
— Widziałam cię dziś rano w wideo — powiedziała. — Uratowałaś „Północnego Zbiega”.
Foote przedstawił jej Ruth Chatterji, która chciała wiedzieć, czy lord dowódca Enderby jest tak ostry, jak o nim mówią. Sula odparła, że wygląda na surowego, ale wieszając medal na jej szyi, nie okazywał specjalnej brutalności.
— Możesz powiedzieć, jak to wszystko wyglądało na „Północnym Zbiegu”? — dopytywała się Chatterji. — Czy to prawda, że Blitsharts miał zator i wyrzygał swoje płuca?
Sula wstała.
— Lepiej już sobie pójdę. Dzięki za chwilę pogawędki.
— Spieszysz się na randkę z troglodem? — spytał Foote. Bezwładnie opadł w fotel, odchylił głowę i spod półprzymkniętych powiek patrzył na Sulę, gdy przechodziła obok. — Coś ci powiem. Mógłbym ci zaproponować prawdziwy wieczór — powiedział. — Jutro jem kolację z wujem. Jest kapitanem na „Bombardowaniu Delhi”. Zawsze chętnie poznaje obiecujących oficerów. Może ci się na coś przydać.
Sula spojrzała w dół na Foote’a i słodko się uśmiechnęła.
— Kapitan Foote z „Delhi”? — spytała. Zmarszczyła czoło, jakby usiłowała sobie coś przypomnieć. — Jest żeglarzem?
— Tak. To on.
Uśmiech na twarzy Suli zmienił się w wyraz niesmaku.
— Nie wiem — odparła z wahaniem. — Zawsze uważałam żeglarzy za najnudniejszych ludzi na tym pieprzonym świecie.
Zdziwiony Foote mrugał, Chatterji patrzyła zaskoczona, a w sercu Suli dzwoniła złośliwa satysfakcja.
Jednak rozmowy z kadetami nie pozostały bez efektu. Gdy Martinez po nią przyszedł, odruchowo patrzyła na jego nogi, gdy kroczył przed nią korytarzem sztabu.
Rzeczywiście, są może nieco przykrótkie, pomyślała.
Vipsania uniosła kieliszek.
— Nim przejdziemy do stołu, chciałabym wznieść toast na cześć naszego specjalnego gościa. Za lady Sulę, która tak dzielnie i fachowo odzyskała „Północnego Zbiega” wraz z ciałami kapitana Blitshartsa i Pomarańczy.
Wznosząc toast i wypowiadając imię Suli, Martinez zdusił uczucie zawiści. To on przecież wymyślił ten plan.
Nie mógł się spodziewać, że Vipsania zechce wznieść toast za niego. Przecież był tylko jej bratem.
Jednak zazdrość spłowiała i zmieniła się w podziw, gdy patrzył na Sulę stojącą w salonie pałacu. Szczupła, wyprostowana jak lanca, lekko się zaczerwieniła, wiedząc, że jest w centrum uwagi. Ciemnozielony kolor długiej bluzy podkreślał barwę intrygujących szmaragdowych oczu. Krawiec Martineza bardzo dobrze dopasował mundur, a kąpiel, nowa fryzura i umiarkowana dawka kosmetyków sprawiły cuda, poprawiając ziemistą cerę — skutek długiej podróży w ciasnej łodzi.
Martinez zanurzył usta w kieliszku i zupełnie szczerze wypił za zdrowie Suli.