— Był dużo starszy?
— Gdzieś po czterdziestce.
Gredel natychmiast poczuła czarną nienawiść. Takiego Siergieja rozerwałaby na strzępy pazurami i zębami.
— To straszne — rzekła. — Jest obrzydliwy. Caro zaśmiała się cynicznie.
— Na twoim miejscu nie mówiłabym tak. A Kulas ile ma lat? Jakie on ci sceny urządza?
Słysząc to, Gredel czuła się tak, jakby dostała w twarz. Caro uśmiechnęła się do niej z lekką wyższością.
— Jasne. Obie jesteśmy wzorem spokoju i zdrowia psychicznego — stwierdziła.
Gredel postanowiła zmienić temat.
— Jakie to piękne — powiedziała, podnosząc filiżankę.
Caro patrzyła obojętnym wzrokiem.
— Odziedziczyłam ten serwis. Trzy księżyce to herb klanu Sula.
— Co oznacza?
— Po prostu trzy księżyce. Może coś znaczy, ale nikt mi tego nie wyjaśniał.
Do przyjścia Kulasa nastrój Caro znacznie się poprawił. Podziękowała mu za pomoc, jakiej jej udzielił poprzedniego wieczoru, i zaprowadziła ich oboje do tak wykwintnej restauracji, że Caro musiała podać swój odcisk kciuka, by wejść do środka. W menu nie było treściwych dań, tylko małe przekąski, które goście pojadali przy wspólnym stole. Z częścią produktów Gredel spotkała się po raz pierwszy. Niektóre dania były wspaniałe, inne nie, a jeszcze inne zupełnie nie do przyjęcia.
Caro i Kulas dobrze się rozumieją, zauważyła Gredel z ulgą. Caro mówiła z ożywieniem, a Kulas, pełen szacunku, żartował. Pod koniec posiłku sięgnął do kieszeni. Nerwy Gredel zaszczypały, gdy rozpoznała strzykawkę.
— Panda prosił mnie, żeby cię zapytać, czy chcesz endorfinę.
— Pamiętaj, że nie mam pieniędzy — odparła Caro. Kulas tylko wzruszył ramionami.
— Dopiszę do twojego rachunku. „Przestań”, chciała krzyknąć Gredel.
Ale Caro uśmiechnęła się zadowolona i wyciągnęła rękę po strzykawkę, którą trzymał Kulas.
W ciągu następnych dni Gredel spędzała z Caro dużo czasu. Zależało na tym Kulasowi. Polubiła Caro. Chciała się od niej uczyć. Obserwowała, jak się ubiera, jak mówi, jak się porusza. Caro lubiła stroić Gredel jak lalkę, uczyła ją chodzenia i prowadzenia rozmowy właściwego lady Margaux, członkini parów. Gredel pracowała nad swoim akcentem, aż potrafiła dokładnie imitować sposób mówienia Caro. Caro nie umiała tak dobrze naśladować głosów i zawsze ją bawił ziemski akcent Gredel.
Gredel uczyła się wszystkiego, co mogło ją wyprowadzić z fabsów.
Caro chętnie udzielała lekcji. Może nie ma nic innego do roboty, myślała Gredel. Nie skończyła szkoły, ponieważ była parem i miała gwarantowane miejsce w akademii bez względu na oceny, a w Maranie Town nie miała raczej znajomych. Czasami odwiedzali ją przyjaciele z Blue Lakes — zwykle grupa dziewcząt. Rozmawiano wówczas o wydarzeniach w szkole, ale Gredel zauważyła, że Caro szybko się tym nudzi.
— Chciałabym, żeby Siergiej się odezwał — powiedziała Caro. Siergiej jednak nie dzwonił, a Caro nie chciała robić tego pierwsza. — Teraz kolej na jego ruch — oznajmiła i wzrok jej stwardniał.
Caro łatwo ulegała nudzie, a było to niebezpieczne, bo wtedy szukała wrażeń. Chciała iść na zakupy lub do klubu, albo wypijała kilka butelek wina lub butelkę wódki, albo wstrzykiwała sobie coś do żyły szyjnej. Czasami aplikowała sobie wszystkie te rozrywki naraz. Najbardziej jednak lubiła endorfiny.
Narkotyki nie były nielegalne, choć podaż kontrolowano w rozmaity sposób, a cena była wysoka. Czarny rynek dostarczał leków po rozsądniejszych cenach, bez recept, bez śladów transakcji finansowych. Środki sprzedawane przez Linkbojów nie służyły tylko rozrywce. Na czarnym rynku Nelda zdobyła raz dla chorej Gredel lek antywirusowy oraz medykamenty szybkogojące, gdy Gredel złamała nogę. Zaoszczędziło jej to wydatków na konsultacje lekarza i aptekę.
Gdy Caro szukała wrażeń, stawała się pobudzona, półdzika, poplątana ligatura napiętych nerwów i dominujących impulsów. Krążyła od sceny do sceny, od przyjęcia do klubu, do baru. W jednej chwili znakomicie się bawiła, a za moment potrafiła obrzucić obelgami nieznajome osoby.
Zaraz na początku miesiąca Gredel przypomniała Caro o oddaniu długu Kulasowi. Caro tylko wzruszyła ramionami, ale Gredel nalegała.
— To nie jest taki sam rodzaj pożyczki, jaką zaciągasz w butiku.
Caro spojrzała na nią spod przymrużonych powiek. Gredel zaczęła się denerwować, ponieważ rozpoznała, że to wstęp do wybuchu gniewu.
— Co masz na myśli?
— Kiedy się nie płaci Kulasowi, zdarzają się różne rzeczy.
— Na przykład? — spytała pogardliwie.
— Na przykład… na przykład to, co stało się z Moseleyem. — Zrobiło jej się niedobrze na te wspomnienia. — Moseley prowadził parę sklepów Kulasa, wiesz, Kulas sprzedawał za ich pośrednictwem zdobyty towar. I Kulas się zorientował, że Moseley podbiera mu zyski. I wtedy… — Pamiętała, jak Kulas wrzeszczał na Moseleya, potem chłopaki Kulasa przytrzymali Moseleya, a Kulas wymierzał mu ciosy w twarz i korpus. Potem nieprzytomny Moseley upadł, ale Kulas nadal go kopał. Nawet teraz Gredel słyszała głuche uderzenia butów.
— Więc co się stało z Moseleyem? — pytała Caro.
— Chyba umarł. — Gredel miała kamień w gardle. — Chłopaki nie rozmawiali ze mną o tym. Od tamtej pory nikt go nie widział. Teraz jego sklepy prowadzi Panda.
— I Kulas by mi coś takiego zrobił? — spytała Caro. Z trudem wyobrażała sobie, że ktoś taki jak Kulas mógłby jej coś zrobić.
Gredel się zawahała.
— Raczej nie powinnaś dawać mu pretekstu. Jest nieprzewidywalny.
— Dobrze, więc daj mu pieniądze.
Caro podeszła do komputera i dała Gredel folię kredytową na pieniądze. Gredel zaniosła to Kulasowi. Speszony, spojrzał na kwit — obracał tylko gotówką — i poprosił Gredel, by zaniosła to z powrotem i żeby Caro zamieniła to na gotówkę. Następnego dnia Caro miała kaca i nie chciała, żeby jej przeszkadzano, więc podała Gredel kody do swojego rachunku gotówkowego.
Aż tak łatwo poszło.
Gredel zobaczyła, jaka suma wpłynęła na rachunek poprzedniego dnia, i aż dech jej zaparło. Osiemset czterdzieści zenitów. To by wystarczyło na roczne utrzymanie Neldy wraz z gromadką dzieci i jeszcze by zostało na codzienne popijawy Antony’ego. A Caro dostawała taką sumę co miesiąc.
Gredel zaczęła nadzorować jej fundusze. Dopilnowała, by przynajmniej część wierzycieli otrzymała zwrot długu, i dbała o to, by w domu zawsze było jedzenie. Sprzątała mieszkanie, zbierała ubrania, które Caro wszędzie rozrzucała; wysyłała rzeczy do pralni, a gdy wracały, układała je w szafach. Caro traktowała to wszystko z rozbawieniem.
— Gdy wstąpię do floty, możesz pójść ze mną. Zostaniesz moją służącą czy czymś takim — powiedziała.
W sercu Gredel zapłonęła radość.
— Wspaniale, ale będziesz musiała pociągnąć za sznurki, by mnie przyjęto… chodzi o przeszłość mojej matki i całą resztę.
— Jakoś cię umieszczę — zapewniła Caro.
Kulas, rozczarowany, słuchał, gdy Gredel, odwiedziwszy go w jednym z jego mieszkań, opowiadała o finansach Caro.
— Osiemset czterdzieści. Tego nawet nie warto kraść. — Położył się na plecach i zasępiony patrzył w sufit.
— Niektórych zabito za znacznie mniejsze sumy — zauważyła Gredel. — Za cenę butelki podłego wina.