Выбрать главу

— Lordowi Garethowi potrzebna jest pomoc?

— Lordowi Garethowi potrzebny jest awans. Od kiedy moja stryjeczna babka przeszła na emeryturę, nie mam w rodzinie nikogo, kto byłby w stanie mu pomóc. — Zaciśnięte usta miały jakoby wyrażać uśmiech. — Ale ty, o ile pamiętam, masz w rodzinie dowódcę eskadry.

— Siostrę Michi.

— O ile pamiętam, twoja córka wychodzi za mąż za kapitana.

— Ale lord Richard nie może nikogo awansować na szczebel dowódczy. Sam obecnie nie zajmuje żadnego stanowiska dowódczego.

— Twoja siostra może to zrobić i robi takie rzeczy.

— Niewykluczone, że może. — Lord Chen nie przedstawił kategorycznej deklaracji. — Zapytam ją, co jest w stanie zrobić.

— Będę ci winien wdzięczność.

— A ty już masz moją za pozwolenie, bym cię zanudzał tymi sprawami.

— O, to nic takiego.

Opuściwszy później salę klubu, Maurice Chen wspominał całą rozmowę i doszedł do wniosku, że sprawy poszły bardzo dobrze.

Żeby teraz tylko opuścić tę Oceanografię i Zalesianie i dostać się do czegoś bardziej użytecznego!

* * *

Sula wzniosła toast na cześć nowo mianowanego podporucznika lorda Jeremy’ego Foote’a i życzyła mu powodzenia. Mimo jej protestów Foote nalegał, by dała sobie napełnić kieliszek szampanem, więc teraz tylko zwilżyła usta i odstawiła naczynie.

— Dziękuję — powiedział Foote. — Jestem wdzięczny, że wszyscy przybyliście na tę pożegnalną kolację. — Posłał promienny biały uśmiech. — Ciekawe, ilu by przyszło, gdyby nie była na mój koszt.

Sula pozwoliła sobie na uśmiech, gdy goście — zgodnie z oczekiwaniami — wydali odgłosy rozbawienia.

Byłoby nieuprzejmie odmówić Footemu. Flota nie zatrudniła jej nigdzie, jeśli nie liczyć noszenia przesyłek Dowództwa, więc każdego dnia, chcąc nie chcąc, pojawiała się w klubie kadetów. Foote kilkakrotnie usiłował zaciągnąć ją do łóżka oraz — równie bezskutecznie — zmusić do wykonania jego pracy, ale chyba zrozumiał, że nie jest zainteresowana tymi gierkami, więc zaczął ją traktować z braterskim pobłażaniem, w nadziei że ją zirytuje. Dotychczas udało im się przetrwać bez wbijania sobie wzajemnie sztyletów i doszła do wniosku, że jest to warte paru toastów — zwłaszcza że już nigdy więcej nie będzie musiała wznosić jakichkolwiek toastów na jego cześć.

Musiała przyznać, że dobrze się prezentował w nowym białym mundurze z ciemnozielonymi mankietami i kołnierzem oraz z jasnym wąskim pasem podporucznika na epoletach. Foote nie zrobił nic tak niemodnego, jak zdawanie egzaminów porucznikowskich: jego wuj, starszy kapitan, dowódca „Bombardowania Delhi”, mógł corocznie awansować dwóch kadetów na stopień porucznika, o ile tylko miał wakat na swoim statku, i Foote od dawna był przewidziany na jedno z miejsc. Jutro miał podjąć obowiązki oficera nawigacyjnego, a komputer oraz dobrze wyszkoleni podwładni mieli go oczywiście wspomagać, by nie skierował ciężkiego krążownika prosto w najbliższą gwiazdę.

Foote wydał wspaniałe przyjęcie. Wynajął salę w osiemsetletniej restauracji Nowy Most, w Górnym Mieście, sprowadził sześcioosobowy zespół muzyczny, który grał tak żywiołowo, że aż drżała podłoga. Podano czternaście potraw, jak policzyła, a alkoholu było w bród. Kadet Parker chyba zamówił sobie kobietę wraz z jedzeniem i piciem — nigdy nie spotkała żadnej kobiety, która by za darmo ubrała się w taki sposób. Sula zastanawiała się, czy Foote płaci również za to.

Gdy Foote zaczynał zbierać gości i wpychać ich pod długi stół, by mogli odśpiewać kanonem „Gratulacje” z „Lord Fizz ma urlop”, opuściła swoje miejsce, otworzyła wysokie drzwi i wyszła na balkon. Uchwyciła się barierki z kutego żelaza i polerowanego mosiądzu; z tyłu słyszała pijackie śpiewy, w dole widziała nocny miejski ruch. Parowie, pieszo lub jadąc, odbywali conocną rundę po przyjęciach, kolacjach i spotkaniach; służący, słaniając się ze zmęczenia, podążali do kolejki linowej, która zabierze ich do domów w Dolnym Mieście; grupa młodzieży szła tanecznym krokiem ku nocnej przygodzie.

Sporo czasu upłynęło od chwil, kiedy Sula wraz ze znajomymi szukała podobnych przygód. Czy brakuje mi tego? — zastanawiała się.

Czasami. Czasami bardzo jej tego brakowało.

Raz spotkała Martineza, w „Imperialu” na przedstawieniu „Elegia na cześć Kho-So” — w okresie miesięcznej żałoby po śmierci Wielkiego Pana pozwalano najwyżej na tego rodzaju rozrywki. Sula siedziała w loży rodziny Li wraz z lady Amitą i jej znajomymi. Dostrzegła Martineza w fotelach amfiteatru poniżej, w towarzystwie kobiety o talii jak osa i błyszczących ciemnych włosach. A więc to jest jego typ, pomyślała, ale natychmiast pożałowała tego niesprawiedliwego sądu. Przecież Martinez jej okazywał, że mu się podoba, póki ona sama wszystkiego nie zepsuła.

Nie sądziła, żeby ją zauważył. W czasie przerwy została w loży i rozmawiała z lady Amitą, a po zakończeniu przedstawienia opóźniała wyjście.

Od tyłu objęły ją czyjeś ręce. Bezwolnie się odprężyła w tym uścisku, ale czar prysł, gdy odezwał się Foote:

— Czujesz się samotna? Nie lubisz takich imprez?

— Kiedyś lubiłam. Do siedemnastego roku życia.

— Rozmawialiśmy o tobie. — Foote odgarnął jej włosy na bok i teraz mówił Suli prosto do ucha. — Zastanawialiśmy się, czy jesteś dziewicą. Postawiłem przeciw wszystkim, że nie.

— Przegrałeś — oznajmiła Sula. Wyzwoliła się z objęć Foote’a i odwróciła twarzą ku niemu. Z dziką satysfakcją pomyślała: „Dobrze. A więc koniec z okresem ochronnym na ciebie”.

Foote strzepnął niewidzialny pyłek ze swego nowego munduru i spojrzał na miasto.

— To chyba twój dawny dom, tam przy kolejce linowej? Ten z niebieską kopułą.

Sula nie patrzyła w tamtą stronę.

— Przypuszczam, że tak — odparła. Spojrzał na nią.

— Znam historię twojej rodziny. Sprawdziłem w archiwach.

— Nie udawaj niemądrego. Ty byś coś sprawdził! Zapłaciłeś komuś za to.

Foote był wyraźnie poirytowany, ale zaraz mu przeszło.

— Powinniśmy zostać przyjaciółmi. Mógłbym ci pomóc.

— Czyli twój wuj żeglarz.

— Mógłby pomóc, jeśli go o to poproszę. A kiedyś również i ja będę mógł. Awansowano mnie tak szybko, jak to było legalnie dopuszczalne, a następne szczeble już się przygotowuje. Wtedy będę miał możliwości pomagania. A ty nie masz patronów we flocie. Musisz zdobyć przyjaciół, bo inaczej utkniesz jako porucznik na całe życie. — Spojrzał na nią łagodnie. — Stoisz na czele jednego z najstarszych ludzkich klanów równie wybitnych jak mój klan. Byłoby niesprawiedliwością, żeby ktoś, kto ma takich przodków jak ty, nie doszedł do najwyższych stanowisk.

Sula uśmiechnęła się.

— A więc ile razy mam się z tobą spotkać w rurach do pieprzenia, żeby ta niesprawiedliwość została naprawiona?

Foote otworzył, a potem zaraz zamknął usta.

— Czy sześć razy w miesiącu wystarczy? — kontynuowała. — Możemy ustalić to w kontrakcie. Ale muszą też być zobowiązania z twojej strony… jeśli nie dostanę porucznika przy najbliższej legalnej okazji, płacisz mi karę… powiedzmy… dziesięć tysięcy zenitów? Dwadzieścia tysięcy, jeśli nie zostanę kapitanem porucznikiem. I tak dalej. Co ty na to? Mam pójść z tym do swojego prawnika?