Выбрать главу

Przyjaciele i rodzina słali gratulacje, przekazywane laserem komunikacyjnym ze stolicy. Lord Pierre Ngeni sformułował wiadomość pełną godności; Vipsania, Walpurga i brat Roland nadesłali ciepłe rodzinne powinszowania, P.J. — głupawe wideo, Amanda Taen — dość serdeczne życzenia. List wideo od Sempronii był nieco inny w tonie:

— Ponieważ okazałeś się takim bohaterem, zamierzałam ci przebaczyć. Ale gdy spędziłam godzinę z P.J., zmieniłam zdanie. — Uniosła dłoń i pomachała koniuszkami palców. — Do zobaczenia.

Gdy nic nie nadchodziło od Caroline Suli, zorientował się, że czegoś od niej oczekuje, i zdziwiło go, że tak dotkliwie odczuwa brak wiadomości.

Chcąc się pocieszyć, zwrócił myśli ku sprawom patronatu — teraz, jako kapitan porucznik, miał prawo awansować corocznie jednego kadeta lub jednego oficera kontraktowego do stopnia podporucznika. Teraz brał pod uwagę Vonderheydte’a i Kelly, ale doszedł do wniosku, że zna ich niedostatecznie, choć z pierwszą z tych osób współpracował przez dwa miesiące, a z drugą poszedł do łóżka.

Kelly — jak dowiedział się z akt — nie nadawała się na porucznika. Wykazała niezwykły talent jako zbrojeniowiec, ale ten statek był jej pierwszym przydziałem i powinna jeszcze nabrać doświadczenia przez rok lub dwa, nim będzie gotowa do objęcia obowiązków porucznika.

Bardziej już nadawał się Vonderheydte. Służył najpierw jako pilot-nawigator, potem w oddziale inżynieryjnym, wreszcie zastępował Martineza w oddziale łączności. Martinez nie miał do niego żadnych zastrzeżeń, również inni oficerowie nie zgłaszali uwag. Vonderheydte był gotów do egzaminów i mógł pełnić wachtę.

Jedyna wada: pochodził — jak Martinez — z prowincjonalnego klanu z Comador, więc było mało prawdopodobne, żeby klan Vonderheydte’ów kiedykolwiek mógł odwdzięczyć się za przysługę klanowi Martinezów.

Poza tym Kelly mogłaby czuć się urażona awansem kolegi. Mogłaby uznać, że należą się jej u Martineza specjalne względy, ponieważ poszli razem do łóżka, ponieważ miała swoje ambicje lub…

Tyle się zmieniło. Gdy Kelly i Martinez oddali się rekreacji, byli dwojgiem wyrzutków uciekających przed unicestwieniem. Teraz on został kapitanem, a ona była najmłodszym oficerem.

Rozważając te kandydatury, Martinez uświadomił sobie nagle, że nie bierze pod uwagę pewnej osoby, o której powinien był pomyśleć w pierwszej kolejności. Wezwał do siebie Alikhana i zaproponował mu stopień porucznika.

— Odszedłem już na emeryturę, milordzie — rzekł Alikhan. — Służyłem trzydzieści lat. Zostałem pana ordynansem tylko po to, by sobie dorobić i mieć jakieś zajęcie.

— Przypuszczam, że każdy emerytowany tranzytowiec, jeśli tylko nie jest kaleką, zostanie powołany do służby, więc problem nie polega na tym, czy służyć, czy nie, ale gdzie i w jakiej randze. Jeśli przyjmiesz awans na porucznika, doprowadzisz „Koronę” do dobrej formy, a gdy na dobre zechcesz odejść na emeryturę, będziesz w wyższej grupie płacowej.

Przez chwilę wydawało się, że Alikhan poważnie rozważa propozycję, ale w końcu pokręcił głową.

— Z całym szacunkiem, lordzie kaporze, nie widzę się w mesie przy stole z tymi wszystkimi młodymi oficerami. Ani ja, ani oni nie czulibyśmy się swobodnie.

— „Korona” potrzebuje również głównego zbrojeniowca.

— Nie, proszę pana — odparł Alikhan zdecydowanie. — Spędziłem w zbrojowniach trzydzieści lat. Jestem na emeryturze.

Martinez wstał.

— Mam przynajmniej nadzieję, że zostaniesz na swym obecnym stanowisku.

— Oczywiście, lordzie kaporze. — Na twarzy Alikhana błąkał się pod wąsiskami uśmieszek. — Co bym zrobił bez swojego hobby?

Martinez właściwie nie wiedział, jakie jest hobby Alikhana. Zaproponował stopień porucznika Maheshwariemu, ale inżynier bez wahania odrzucił ofertę.

— Oficerowie muszą znosić za dużo gówna — odparł i równymi białymi zębami energicznie rozgryzał ostatnie słowo.

Zostawał tylko Vonderheydte… o ile Martinez kogokolwiek chciałby awansować. Zawołał kadeta do swej kabiny; chciał wybadać jego oczekiwania i możliwości. Vonderheydte miał wkrótce przystąpić do egzaminów, jeśli pozwoliłyby mu na to obowiązki. Przed wybuchem rebelii uczył się przedmiotów, w których czuł się słabiej, ale potem był zbyt zajęty.

— Sądzi pan, milordzie, że w ogóle będą jakieś egzaminy?

— Nie wiem, ale warto założyć, że będą — odparł Martinez. Zaproponował, że ułoży mu program nauki oraz pomoże w niektórych przedmiotach. Potem go odprawił. Nie podjął decyzji co do awansu. Wezwał natomiast Kelly na podobną rozmowę i zasugerował, by uczyła się wspólnie z Vonderheydte’em. Roześmiała się głośno.

— Kiedy? Mamy wyznaczone wachty tuż po sobie, na zmianę.

— Rzeczywiście — przyznał Martinez. — Pomogę, gdy tylko będę mógł. — Po chwili dodał: — Szkoda, że choć mam tyle wakatów, nie mogę cię promować na podporucznika. Nie masz dostatecznego doświadczenia.

— Cóż, szkoda, że buntownicy nie poczekali jeszcze rok. — Wzruszyła ramionami i spojrzała na Martineza. — Chcesz dać szanse Vonderheydte’owi?

— Nie znam go zbyt dobrze. A co ty o nim sądzisz? — Kelly przyszła na „Koronę” po dyplomie i znała Vonderheydte’a lepiej niż Martinez.

— Von byłby dobrym porucznikiem — stwierdziła. — Jest sumienny i darzy cię podziwem.

— Naprawdę? — Martinez poczuł lekkie drgnienie próżności. Zaraz jednak przypomniał sobie o dwukrotnym małżeństwie Vonderheydte’a. — Czy wiesz coś o jego życiu osobistym? O jego żonach?

— Miał więcej niż jedną? — spytała Kelly zdziwiona. — Czyli, jak sądzę, wspomina czasami tę ostatnią. Ale… — ciągnęła ostrożnie — wolałabym nie powtarzać tego, o czym mówił mi w zaufaniu.

— Nie proszę cię o złamanie tajemnicy — powiedział Martinez — ale czy nie usłyszałaś czegoś takiego, co by przemawiało przeciwko jego awansowi?

Kelly z wyraźną ulgą przyjęła to, że Martinez nie naciska.

— Nie, lordzie kaporze — odparła.

— Dobrze, dziękuję — rzekł i nie zastanawiając się długo, dodał: — powinniśmy porozmawiać. O rekreacji… sprzed paru dni.

Uśmiechnęła się zaciśniętymi wargami, jakby do siebie.

— Zastanawiałam się, czy ty… no, mów.

— Czy ja co?

Kelly pokręciła głową.

— Ty zacznij, milordzie.

— Właśnie… — patrzył na nią — czy chciałabyś to powtórzyć?

Teraz wybuchnęła śmiechem, takim niesamowitym szczekaniem, jakie słyszał, gdy zaproponował jej to po raz pierwszy. Po chwili dziewczyna spoważniała.

— Lordzie kaporze, chyba wspominałam, że mam chłopaka na Zanshaa. Zbliżamy się tam.

— Racja.

— A ty jesteś teraz kapitanem i… — Przygryzła wargę. — To wszystko zmienia, prawda?

— Owszem.

Zapadła chwila ciszy.

— Uwierz, że to mnie kusi — przyznała. — Ale lepiej tego nie róbmy.

Uczucie ulgi walczyło w sercu Martineza z urażoną próżnością. Wolał widzieć siebie jako mężczyznę, któremu nie można się oprzeć, i niechętnie przyjmował dowody na to, że jest inaczej. Lubił Kelly, ale kochanka na pokładzie statku prawdopodobnie przysporzyłaby więcej problemów, niż był skłonny zaakceptować.

— Masz nade mną przewagę, jeśli chodzi o dojrzałość — stwierdził.

„Wykazuje wielką dojrzałość”, zapisał potem w jej aktach. I po raz pierwszy korzystając ze swej patronackiej mocy, wysłał do Zarządu Floty rekomendację, by Kelly odznaczono za opanowanie i waleczność podczas zestrzeliwania wrogich pocisków, i sugerował Order za Męstwo.