Выбрать главу

Unosząc się w nieważkości, obserwował ze sterowni długie żagwie antymaterii, sunące ku wormholowi. Naksydzi szybko się zbliżali; wprawdzie hamowali, ale nadal poruszali się z prędkością bliską połowie prędkości światła. Severin obliczył ich trajektorie — zmierzali tam, gdzie dotychczas był wormhol.

To, że wormhol się przesunął, mogli przecież odkryć albo wzrokiem, albo obserwując deformację czasoprzestrzeni. Severin przekonywał się w duchu, że nie mieli przesłanek, by się tym w ogóle zajmować, gdyż wormhol od czasów odkrycia znajdował się zawsze w tym samym miejscu i Naksydzi nie mieli podstaw podejrzewać, że mógłby odpełznąć gdzieś w bok.

Jednak gdy minuty płynęły i plamy świetlne się zbliżały, Severin czuł coraz większą suchość w ustach, a jego ręce na drążkach stabilizatora zaciskały się kurczowo. Wystarczyło, by Naksydzi nieco poprawili trajektorię, a zdołają wcelować w wormhol. W każdej chwili mogli dokonać korekty kursu…

Wstrzymał oddech: eskadra Naksydów przemknęła, nawet nie zawadzając o wormhol. Nieliczna załoga szalupy wiwatowała. Severin wyobrażał sobie dezorientację Naksydów w ich sterowniach, gdy zrozumieli, co się stało.

Rebelianci gwałtownie hamowali i Severin wiedział, że opóźnił ich plany o co najmniej trzy miesiące.

Miał wewnętrzne poczucie zasłużonego triumfu. Nie strzelając ani razu, osłabił wroga, i jeśli nadarzy się okazja, ponownie spróbuje narobić szkód.

* * *

Po rozmowie z Torkiem Jarlath wraz ze swymi ludźmi pracował nad planem ataku na Magarię i im głębiej analizował możliwości, tym większe widział szanse.

Raporty Martineza, które dotarły z kilkudniowym opóźnieniem, nie zawierały zbyt wielu konkretnych informacji o szkodach, jakie mógł wyrządzić jego atak rakietowy, ale Jarlath zyskał pewność, że jakieś szkody na pewno powstały. Prawie wszystkie tarcze ochronne stacji pierścienia znajdowały się na jej zewnętrznym brzegu; zwrócone w stronę słońca miały osłaniać mieszkańców przed promieniowaniem słonecznym, a pociski „Korony” trafiły na północ od wewnętrznego pierścienia. Po-eksplozyjna fala neutronów i wysokoenergetycznych promieni gamma prawdopodobnie nie uszkodziła trwale statków, ale obsługa pierścienia i załogi, niezabezpieczone w schronach, otrzymały śmiertelną dawkę promieniowania. Martinez mógł spowodować masakrę wroga i szkody w szeregach personelu cywilnego pierścienia. Wiele ofiar było chyba również wśród pracowników stoczni i ważnych dla floty specjalistów. Zabezpieczony sprzęt wojskowy prawdopodobnie przetrwał, ale zapewne spaliły się zwykłe urządzenia elektroniczne stacji pierścienia, od systemów łączności, oświetlenia, generatorów aż do wózków elektrycznych, transportujących zaopatrzenie na statki. To wszystko znacznie utrudni Naksydom przeróbkę przechwyconych okrętów.

Jeśli energicznie wkroczę, myślał Jarlath, jeśli Flota Macierzysta wtargnie tam na tyle szybko, że Fanaghee nie zdąży zmienić swych dyspozycji, może ją złapię na drzemce. Tylko gdyby poddała swe załogi tak niemiłosiernym przyśpieszeniom, jakie Jarlath zastosował na swoich statkach, mogłaby stawić czoło gwałtownemu wtargnięciu Floty Macierzystej. Ale on miał komplety w zespołach i jego ludzie jednak trochę wypoczywali, natomiast Fanaghee — jeśli przechwycone statki obsadziła załogami ze statków Naksydów — miała załogi jedynie szkieletowe. Gdy Jarlath spotka się z nimi w walce, będą zmacerowani w bezkształtną protoplazmę po miesiącu bezustannych wacht w wysokiej grawitacji; nie dorównają załogom Jarlatha w skuteczności i duchu bojowym. Nie potrafią sprawnie naprawiać uszkodzeń. Trzy eskadry składają się ze statków dopiero niedawno dostosowanych do potrzeb Naksydów, więc systemy sterowania i możliwości tych okrętów nie będą im znane.

Dysponują jednak pewną przewagą pozycyjną, myślał Jarlath. Barbas i Rinconell, dwie planety układu Magarii, akurat znajdą się po obu stronach Wormholu Jeden Magarii w odległości czterdziestu minut świetlnych od siebie. Fanaghee może kazać swym eskadrom procować między dwiema planetami lub między Barbas, Rinconell, Magarią i słońcem układu, więc statki osiągną dużą prędkość i zdolność ataku na flotę Jarlatha, gdy tylko ta wyłoni się z wormholu.

Zespół Jarlatha opracował jednak ciąg manewrów, które miały zmniejszyć ewentualną przewagę pozycyjną Naksydów.

Jarlath martwił się głównie o to, że wróg ma przewagę liczebną. Potem otrzymał wiadomość — również od Martineza — że wrażej eskadry z Felarus nie ma przy Magarii, ale jest przy Protipanu. A więc nie wszystkie statki wroga dołączyły do Fanaghee. Naksydzi najwyraźniej rozpraszają swoje siły, zamiast je koncentrować.

Teraz zdobycie Magarii wydawało się zadaniem pilniejszym, należało bowiem zapobiec koncentracji rebeliantów.

Wiadomość o pojawieniu się eskadry z Felarus w układzie Protipanu wywołała histerię w Konwokacji. Rebelianci rozpraszają siły, a więc wszędzie istnieje zagrożenie. Konwokacja zażądała, by Rada Kontroli Floty podjęła jakieś kroki. „By zabezpieczyć wszystkie miejsca” — powiedział Tork i zaklął.

Postanowiono wysłać do Hone-bar siły, które uciszą przynajmniej część oponentów. Do tej misji wyznaczono eskadrę Lai-ownów z Preowin, która jeszcze nie przybyła na Zanshaa, oraz naprędce zestawioną eskadrę z pojedynczych statków, operujących w pobliżu stolicy, prowadzoną przez „Przeznaczenie” — pojmany krążownik Naksydów — zaadaptowany teraz dla Tormineli, którzy wkrótce zostaną umieszczeni na pokładzie. Do tej eskadry przydzielono „Koronę” pod dowództwem bohaterskiego, wielokrotnie odznaczonego kapitana porucznika Martineza.

DWANAŚCIE

Martinez stał w dolnej części amfiteatru Konwokacji i czekał, aż umilkną brawa i wiwaty. Wzniósł Złoty Glob — tym razem autentyczną ciężką maczugę, zakończoną szklaną kulą z wirującym płynem — wzbudzając owacje konwokatów.

Glob w połyskującym, wysadzanym klejnotami etui został wręczony Martinezowi przez Dowódcę Floty Torka, przewodniczącego Zarządu Floty. Akt ten poprzedziło przemówienie patrona, lorda Pierre’a Ngeni. Rodzina Martinezów, bracia i siostry, stali w galerii dla widzów i wiwatowali wraz z innymi.

Martinez starał się, by jego uśmiech — a miał nadzieję, że jest to uśmiech człowieka mądrego i pewnego siebie — nie zmienił się w idiotyczne szczerzenie zębów. Sądził, że w znacznym stopniu mu się to udało.

Po pewnym czasie wiwaty ucichły i teraz słyszał, jak głośno bije mu serce. Zaczerpnął tchu i zebrał się na odwagę.

— Sądzę, milordzie, że zwyczajowo przy takich okazjach wygłasza się przemówienie — powiedział do lorda Saida, nowego lorda seniora. Wyobrażał sobie, jak słysząc te słowa, załoga „Korony” wyje z uciechy.

Lord Said okazał zdziwienie, ale uprzejmie się zgodził.

— Lordzie Martinez, bardzo proszę o wygłoszenie przemówienia do zgromadzenia parów.

Martinez zwrócił się do konwokatów, ubranych w szaty barwy wina, do swej rodziny, do oficerów floty na galeriach, do lorda seniora i do Dowódcy Floty Torka, stojącego tuż przed nim. Jasne górne reflektory zmieniły wszystkich w ciemne postacie. A w wideo obserwowały go miliardy śledzących sprawozdanie osób.

Po latach wysiłków, ciężkiej pracy, po tylu podjazdach i pokonaniu niebezpieczeństw osiągnął wreszcie chwilę chwały, chwilę, gdy całe imperium czekało na niego.