Выбрать главу

Zabrał na inspekcję Złoty Glob, nie oryginał, ale surowszy egzemplarz, wykonany przez Maheshwariego i Alikhana w warsztacie fregaty. Nie czułby się rozczarowany, gdyby załoga wysnuła wniosek, że kapitan bardziej sobie ceni ich prezent od nagrody Konwokacji.

Wyniki inspekcji były nieco lepsze, niż oczekiwał, ale zdołał dojść zaledwie do połowy, gdy Vonderheydte poinformował go, że łączność otrzymała pilną prywatną wiadomość od dowódcy eskadry Do-faqa. Martinez odprawił przygiętych, również tych, których jeszcze nie sprawdził, i przyjął wiadomość w swoim gabinecie.

Młodszy dowódca eskadry Do-faq dowodził eskadrą krążowników Lai-ownów, która od czasu rebelii leciała na Zanshaa z Preowin. Lai-owni mieli puste kości i mogli wytrzymać przyśpieszenie najwyżej dwóch g, a dowódca kazał przyśpieszać przez całą drogę. Gdy dotarli do Zanshaa, Do-faq nie zamierzał hamować, tylko okrążał układ po ekscentrycznym kole o dużym promieniu, potem chciał pomknąć do wyznaczonego przez flotę wormholu. Do tego czasu będzie zdalnie dowodzić swą lekką eskadrą, w skład której wchodziła „Korona”.

Nie wiadomo, jak Do-faq wyobrażał sobie koordynację eskadr, gdyby miał stoczyć rzeczywistą walkę; eskadry miały przecież tak różne charakterystyki bojowe. Z drugiej strony Lai-owni byli znani jako piekielnie subtelni taktycy; dowiodła tego Lai-ownowska Wojna. Zresztą i te sprawy nie wchodziły w zakres obowiązków Martineza.

Użył kapitańskiego klucza do odkodowania wiadomości, która pokonała sześć minut świetlnych między eskadrą a Zanshaa. Gdy obraz ukazał się na displeju, Martinez przekonał się, że Do-faq jak na swoje stanowisko jest młodzieńcem, o czym świadczyły ciemne, podobne do piór włosy po bokach spłaszczonej głowy — te włosy Lai-owni tracą w okresie pełnej dojrzałości. Szeroko osadzone oczy były złociste; szerokie usta, pełne kołkowatych zębów, były otoczone zmarszczkami — to efekt niemal trzydziestodniowego stałego przyśpieszania.

— Lordzie kapitanie Martinez — mówił — proszę przyjąć moje gratulacje z okazji awansu i otrzymania Złotego Globu. Mam nadzieję, że pewnego dnia doznam zaszczytu osobistego spotkania z panem, o ile pozwolą mi na to obowiązki.

Martinez rad słuchał tych uprzejmych słów. Zawsze miło jest się przekonać, że zwierzchnicy mają o nas dobrą opinię i są gotowi się nią podzielić. Był przyzwyczajony raczej do tego, że zwierzchnicy udawali, że go nie dostrzegają.

Do-faq przykrył oczy błonami mrużnymi.

— Strata „Przeznaczenia” zmusiła mnie do podjęcia kilku bolesnych decyzji. Między innymi doszedłem do wniosku, że lord kapitan Kamarullah nie nadaje się na dowódcę eskadry.

Martinez całkowicie zaskoczony patrzył w ekran. Dotknął kontrolek:

— Wezwać załoganta Alikhana do gabinetu kapitana. Do-faq mówił dalej zmęczonym głosem.

— Jestem pewien, że pozostali kapitanowie, starsi od pana, są odpowiednimi osobami na te stanowiska. Nie mają jednak doświadczenia bojowego… nam wszystkim brakuje takiego doświadczenia. Wszystkim, z wyjątkiem pana.

Błony mrużne cofnęły się z oczu Do-faqa. Martinez patrzył teraz w jasnozłote oczy lorda dowódcy.

— Lordzie kapitanie Martinez, chciałbym wyznaczyć pana na dowódcę lekkiej eskadry — oznajmił Do-faq. — Zdaję sobie sprawę, że może pan to uznać za zbyt duże obciążenie, wobec problemów związanych z „Koroną”, gdy ma pan tylu nowych członków załogi i tyle trudności na nowym posterunku dowódczym. Może pan po prostu odmówić…

Martinez usłyszał pukanie do drzwi i zatrzymał wiadomość. Kazał Alikhanowi wejść i zapytał:

— Co jest między Do-faqiem a Kamarullahem?

Alikhan przez chwilę milczał, po czym cicho zasunął za sobą drzwi.

— To się datuje od manewrów z siedemdziesiątego trzeciego, milordzie. Nastąpiło nieporozumienie co do sensu rozkazu i manewry się nie udały. Flota winiła za to Do-faqa, a Do-faq winił Kamarullaha, który był wówczas oficerem taktycznym na „Chwale”.

A teraz ja znalazłem się między nimi, pomyślał Martinez, ale ta myśl go nie przygnębiła.

Tak jak myśl o tym, że ma pod sobą nową, nieprzeszkoloną załogę, oficerów, których nie zna, perspektywę, że kapitanowie będą wściekli za to, że pominięto ich przy awansie; nie przerażał go też nieuchronny gniew Kamarullaha. Czuł natomiast uniesienie, buzowanie krwi i umysłu, gdy pojął, jakie czekają go wyzwania związane z propozycją Do-faqa.

— Dziękuję ci, Alikhanie — rzekł i gdy ordynans wyszedł, powiedział do komunikatora: „Odpowiedź osobista do dowódcy eskadry Do-faqa” i nacisnął klucz szyfrowania.

Pojawiło się światełko — znak, że wiadomość jest nagrywana. Martinez patrzył w kamerę, mając nadzieję, że jego twarz wyraża szczerość.

— Obawiam się wprawdzie, że okazuje mi pan zbyt wiele zaufania, jestem jednak zaszczycony, że mogę przyjąć pańską propozycję. Ja i eskadra oczekujemy pańskich rozkazów.

Omal nie powiedział „moja eskadra”, ale w ostatniej chwili się zreflektował.

Doszedł do wniosku, że to byłoby właśnie zarozumialstwo.

Drugą wiadomość nadesłał kapitan porucznik Kamarullah. Miał kwadratową twarz, wąsy i siwiejące skronie, co sugerowało, że gniew Do-faqa poważnie nadszarpnął jego karierą, gdyż zwykle kapitanów poruczników awansowano zanim posiwiały im włosy.

— Mógł pan odmówić przyjęcia stanowiska dowódcy — oznajmił Kamarullah.

— Proszę mi wybaczyć, kapitanie, ale wie pan, że wówczas Do-faq wyznaczyłby kogoś innego.

— Wszyscy moglibyście odmówić — nalegał Kamarullah. — Gdyby cała eskadra zjednoczyła się przeciwko niemu, nie miałby wyboru.

— Bardzo żałuję, że tak się to wszystko potoczyło, ale już przyjąłem ofertę lorda komandora.

Kamarullah wykrzywił usta.

— „Żałuję” — powtórzył. — Bez wątpienia. Martinez zimno patrzył na kapitana.

— Spotkanie na śniadaniu kapitańskim na „Koronie” o godzinie 6:00 — powiedział. — Może pan przyjść ze swym pierwszym oficerem.

Wyjmę z etui Złoty Glob, ten prawdziwy, żeby podkreślić swoją władzę, postanowił.

A jeśli to nie wystarczy, walne nim Kamarullaha po łbie.

Dwie godziny przed śniadaniem obudził go posłaniec, który przyniósł mu zapieczętowane rozkazy od Zarządu Floty. Martinez włożył szlafrok, pokwitował rozkazy, złamał pieczęć i przeczytał, gdzie mu kazano lecieć.

Hone-bar. Do-faq zabierał dwie eskadry na Hone-bar, oddaloną o miesiąc. To da mu czas na doprowadzenie statku i eskadry do należytego poziomu.

Wezwał stewarda i zamówił kawę.

Potem zaczął planować.

* * *

Flota Macierzysta cały czas leciała z dużym przyśpieszeniem, okrążając Zanshaa i Vandrith, potem zrobiła szersze koło, zawierające Shaamah — słońce układu — oraz pozostałe planety. Dołączyła do niej eskadra Daimongów z Zerafan, która już poruszała się ze sporą prędkością i bez problemu zintegrowała się z siłami Jarlatha.

Eskadra Lai-ownów pod dowództwem Do-faqa przybyła z Preowin; miała bronić stolicy pod nieobecność Floty Macierzystej. Po miesiącu morderczego przyśpieszania i sesji taktycznych ze sztabem oraz sesji wideo ze swymi kapitanami, po wielu symulacjach ataku, Jarlathowi nawet się nie śniło wstrzymywać swych zbrojnych mścicieli. Zbyt oburzająca wydała mu się perspektywa, że cały wysiłek mógłby pójść na marne. Zapytał o pozwolenie ataku na Magarię — chętnie mu go udzielono.

Czterdzieści dni po wyjeździe z Zanshaa, podróżując z prędkością 0,56 c, Flota Macierzysta ostatni raz obleciała Vandrith i ruszyła do wormholu Zanshaa. Na trasie do Magarii czekały ją trzy takie przejścia. Cały czas musiała przyśpieszać i osiągnąć prędkość ponad 0,7 c, gdy po raz pierwszy zderzy się z flotą Fanaghee.