Nie mogła ich jednak rozpoznać. Obraz optyczny był rozmyty i gdzie brakowało ostrości, komputer uzupełniał je wygenerowanymi przez siebie szczegółami. Na displeju działo się coś dziwnego: oba statki skrzyły się, jakby ciągnęły za sobą kometarne ogony iskier.
Dopiero gdy Sula przełączyła się na obraz w podczerwieni, wszystko stało się jasne: krążowniki były gorące, wrzały energią cieplną. W żyłach Suli natomiast krew stygła, zmrożona rozpaczą. Sula nie znała temperatury topnienia odpornych, żywicowych kadłubów, ale przypuszczała, że ta temperatura została przekroczona. Gdyby w kosmosie był tlen, statki płonęłyby otwartym ogniem. Nawet gdyby załoga schowała się w schronach, zostałaby żywcem upieczona — ciepło promieniowało do wewnątrz.
Sula drgnęła, gdy pierwszy statek wybuchł, a paliwo antymaterii rozpyliło chmurę promieni gamma. Zdążyła wyłączyć czujniki, by nie uległy uszkodzeniu, a gdy licznik promieniowania pokazał spadek wartości parametrów, ostrożnie je włączyła. Pierwszy statek został całkowicie unicestwiony, drugi tylko uderzony wielkim odłamkiem albo może masywnym impulsem promieni gamma i neutronów, gdyż koziołkował.
Ze stygnącej plazmy nie wyłoniło się już nic więcej — jedynie chmura odłamków.
Nikt nie ocalał, pomyślała Sula. Dziewiętnaście statków Floty Macierzystej zostało po prostu zmiecionych i to, że unicestwiono również osiemnaście statków rebelianckich, nie wydawało się w tej chwili szczególnie ważne.
Unosząc się w uprzęży, usiłowała przetworzyć te informacje. Nie miała na statku prawdziwych przyjaciół. Tak jak wszyscy na statku, spędziła ostatnie kilka tygodni przypięta do fotela akceleracyjnego, walcząc o każdy oddech. Nie mogła twierdzić, że straciła wielu przyjaciół, ale przecież „Nieustraszony” był dla niej domem — innego nie posiadała — który teraz zniknął, a wraz z nim czterystu członków załogi.
Zginął również lord kapitan Richard Li. Był w jakimś sensie jej patronem; teraz mogła się pożegnać z nadzieją na obiecany stopień porucznika.
Wsadził mnie na mojego pierwszego kucyka, pomyślała z gorzkim uśmiechem.
Co tam kucyk i porucznikostwo! Jeśli nie przeżyję kilku następnych godzin, nic nie ma znaczenia.
Cały czas jej mózg przeprowadzał obliczenia. Flota Macierzysta została zredukowana z pięćdziesięciu czterech statków do trzydziestu pięciu. Wrogowie mieli początkowo sześćdziesiąt, może dziewięćdziesiąt jednostek — ponieważ radar badał przestrzeń z prędkością światła, nie wszystkie jeszcze ujawniły się na displeju — obecnie zostało ich czterdzieści, może sześćdziesiąt. Średnia wynosi pięćdziesiąt.
Pięćdziesiąt cztery do siedemdziesięciu dawało jednak nieco większe szanse niż trzydzieści pięć do pięćdziesięciu. Sula nie mogła się oprzeć wrażeniu, że właśnie obserwuje początek agonii Floty Macierzystej.
Ciężka eskadra Naksydów oblatywała Barbas. Sula widziała podejrzanie duży jasny punkt; przypuszczała, że to „Majestat Praxis”, statek flagowy wroga. Teraz hamował. Z pewnością zamierzali pozwolić, by Flota Macierzysta ich wyprzedziła, po czym nawiązać bitwę. Sula rozważała wysłanie za nimi pocisków, ale oceniła, że byłoby to nieskuteczne. Samodzielnie nie mogła zaatakować całej eskadry, a Flotę Macierzystą miała gdzieś z tyłu, schowaną za puchnącą, stygnącą chmurą plazmy, która znaczyła destrukcję „Nieustraszonego”.
Zaprogramowała umiarkowane przyśpieszenie dwóch g, i dla silników, i dla pocisków. Chciała się zbliżyć do Floty Macierzystej, a równocześnie opracować jakiś plan.
Z plazmowej chmury za Sulą wyłoniły się dwie eskadry małych statków — fregaty i krążowniki. Czujniki szalupy zarejestrowały odbite od kadłuba promienie radarów. Nagle lekki krążownik wystrzelił pociski. Rakiety chemiczne zapłonęły i zgasły — zapaliły się jasne żagwie antymaterii. Sula śledziła kierunek ich lotu — jedna grupa atakowała te przynęty, które przedtem Sula ostrzelała swymi pociskami; druga zmierzała w stronę innej konstelacji przynęt.
A trzecia prosto na szalupę.
Sula krzyknęła, protestując, serce dudniło jej przeraźliwie. Odruchowo obróciła szalupę wokół środka ciężkości i ustawiła napęd na stałe sześć g. Kadłub jęknął, gdy silniki pokonywały bezwładność. Skafander zacisnął się łagodnie na nogach i rękach dziewczyny. Dopiero wtedy wysłała komunikatorem laserowym wiadomość do strzelającego statku, który leciał na czele oddziału.
— Tu kadet lady Sula z „Nieustraszonego”. Ostrzelaliście mnie! Zdezaktywujcie swoje pociski! — Starała się wyedytować z głosu histerię, ale wątpiła, czy jej się to udało.
Sfora pocisków nadciągała z przyśpieszeniem, któremu uciekająca szalupa nie mogła dorównać. Eskadra wystrzeliła nowe pociski — goniły za obiektami wytropionymi przez czujniki, bez względu na to, w jakiej odległości zlokalizowały dany obiekt. Oficer taktyczny statku najwidoczniej stracił głowę.
Sula głosem wydawała rozkazy swej broni, manipulowała rękami. Trzy z jej dwudziestu czterech pocisków zaczęły ostro przyśpieszać, by powstrzymać niebezpieczeństwo. Kierujący ostrzałem dostrzegł zagrożenie dla swej kanonady i kazał się pociskom rozproszyć. Sula odpowiedziała: poleciła swoim pozostałym pociskom uciekać od floty, a następnie zaprogramowała szalupie olbrzymie przyśpieszenie, wiedząc, że potem straci świadomość. Gdy ciążenie chwyciło ją za gardło, poczuła, jak jej serce miota się w panice. Zdążyła wyłączyć czujniki, nim bezprzytomność wygrała z nią i z jej przerażeniem.
Gdy zaprogramowane przyśpieszanie ustało, szczątkowe wspomnienie strachu pomogło Suli wydostać się z aksamitnej czerni nieświadomości. Skafander powoli uwalniał jej nogi i ramiona. Licznik promieniowania rejestrował skutki wielkiej eksplozji, odczyty pokazywały, że kadłub jest bardzo gorący. Sula słyszała warkot układu chłodzącego kabiny. Ponieważ niczego nie była w stanie zobaczyć, znów kazała szaleńczo przyśpieszać, a gdy ponownie się obudziła, stwierdziła, że promieniowanie i temperatura opadły. Teraz postanowiła zaktywizować niektóre czujniki. Za szalupą zobaczyła wielki gorący kwiat wybuchu, przesłaniający pół kosmosu. Z chmury nie leciały za nią żadne pociski, a te, które ujawniły się na displeju, należały do niej.
Ciągle miała włączony silnik; wreszcie chmura zaczęła się rozpraszać i Sula mogła go wyłączyć w nadziei, że szalupa, która nie przyśpiesza, nie jest atrakcyjnym celem ostrzału. Czuła wilgotne plamy pod pachami, w kroczu i między piersiami, a serce nadal jej waliło, jakby przynaglając do dalszej błyskawicznej ucieczki.
Z rzednącej mgły radiacyjnej powoli wynurzały się pierwsze jednostki Floty Macierzystej. Krążownik flagowy wraz z eskadrą wystrzelił całą serię w stronę ciężkiej formacji Naksydów. Sula nie dawała temu atakowi wielkich szans, zwłaszcza że pociski okrążały Barbas, podążając w kilwaterze wroga, zamiast lecieć na skróty, co w tej konfiguracji miałoby sens.
Potem druga ławica pocisków wypadła z szyn i wystartowała.
W kierunku szalupy. Znowu!
Zacięty gniew zagrał w nerwach Suli. Znów zaprogramowała swoje pociski i wysłała wiadomość do wszystkich szesnastu statków dwóch lekkich eskadr. W narastającej grawitacji tłoczyła słowa przeponą:
— Słuchajcie, cholerni idioci! Tu lady Sula z „Nieustraszonego”. Już drugi raz do mnie strzelacie! — Wściekle spojrzała w kamerę i wrzasnęła: — Czy ja wyglądam na pieprzonego Naksyda?! Szczurze gówienka! Przestańcie panikować, weźcie się w garść i zawróćcie pociski! — Machnęła pięścią do kamery. — Mam nadzieję, dranie, że pożyję na tyle długo, by zaciągnąć was przed sąd wojenny!