Dała upust złości i poczuła się lepiej, ale pociski nadal nadciągały. Zaprogramowała duże przyśpieszenie i wyłączyła czujniki. Potylicą walnęła o wyściełaną ściankę hełmu, poczuła bębniące po plecach drobne fale. Zacisnęła zęby, gotując się na dławiącą czerń, która już wpełzała jej do mózgu…
Tym razem świadomość wracała opieszale — pobudka ze stanu nieprzytomności podobnego do śmierci. Dopiero po dłuższej chwili Sula zdołała się skupić na displejach, choć były rzutowane bezpośrednio do centrów wzrokowych w mózgu. Promieniowanie miało wysoką wartość, temperatura kadłuba również, ale jednak mniejszą niż po pierwszej kanonadzie.
To dobrze, że kokpit zabezpieczono płytami przeciwradiacyjnymi, pomyślała.
Gdy włączyła czujniki, zobaczyła za sobą chmurę plazmy, zasłaniającą pole bitwy. Ku szalupie nie nadlatywały żadne pociski; Suli zostało jeszcze osiemnaście własnych. Gdy chmury się w końcu rozproszyły, przekonała się, że lekkie eskadry już się nią nie interesują — teraz wszystkie szesnaście statków strzelało do Naksydów. Rejon po drugiej stronie Barbas kotłował się od naksydzkich pocisków, uderzających w pociski lojalistów.
Zaprogramowała tor szalupy wokół Barbas, ale poprzednia ucieczka przed atakiem zepchnęła ją z najkorzystniejszego kursu i teraz Sula musiała zatoczyć szeroki łuk i mocno grzać, by dostać się na drogę ku słońcu Magarii, następnego etapu na pętli wokół układu.
Minęły ponad dwie godziny od czasu, gdy przeszła wormhol. Wypiła trochę wody i zjadła połowę batonu — smakował czymś, co jakiś chemik uważał zapewne za smak truskawki, i Sula zrezygnowała z drugiej połowy. Jedząc, musiała odsunąć przyłbicę hełmu. Wtedy poczuła zapach gorąca, jakby niewyłączonego pieca.
Dwie lekkie eskadry, podążające wewnętrznym łukiem wokół Barbas, wyprzedziły Sulę. Za nimi leciało sześć wielkich okrętów Jarlatha, dalej dywizje ciężkich i lekkich krążowników — sądząc po wybuchach pocisków za nimi, wdały się w pojedynki z prześladowcami.
Lekkie eskadry strzelały teraz mniej regularnie — może sobie wreszcie uświadomiono, że zapasy amunicji są ograniczone — ale przestrzeń między eskadrą Fanaghee a lojalistami nadal przesłaniały wybuchy plazmy, następujące bezpośrednio po sobie.
Katastrofa nadeszła bardzo szybko. Sula zobaczyła jednostki lojalistów, stające w płomieniach, serie wielkich wybuchów na statkach i wśród nich.
Żaden krążownik nie wylatywał z drugiej strony puchnącej chmury plazmy. Szesnaście statków właśnie zostało rozbitych w drobny mak.
Sula, początkowo zaskoczona, teraz wpadła w złość. Miała ochotę krzyczeć, walić pięściami w zbrojone ściany kokpitu, ale zmusiła swój umysł do analizy sytuacji.
Pociski przeleciały przez plazmową zasłonę niewykryte, pomyślała. Ale zaraz doszła do wniosku, że nie tak to wszystko przebiegało.
Pociski wcale nie przyśpieszały; zostały wystrzelone, miały włączone silniki przez krótki czas — wtedy ich sygnatury były przesłonięte wybuchami plazmy — a potem przyczaiły się, dryfując w stronę nadlatujących krążowników. Gdyby krążowniki je zauważyły, zidentyfikowałyby pociski jako kosmiczne śmiecie. Pociski czekały, aż krążowniki je miną, a potem dopiero wybuchły.
W taki sam sposób Martinez zaatakował pierścień Magarii, pomyślała Sula. Rozmieścił dryfujące pociski, bez napędu, by nikt na nie nie zwrócił uwagi. Fanaghee nauczyła się tej sztuczki od wroga.
Teraz szanse Floty Macierzystej tragicznie zmalały: dziewiętnaście statków do pięćdziesięciu. Jarlath zdawał sobie z tego sprawę. Eskadra Pancerników podzieliła się na dwie grupy po trzy statki i rozpoczęła szybkie przyśpieszanie, by prześcignąć Fanaghee, której „Majestat” wspierało osiem ciężkich krążowników. Sula z podziwem obserwowała wzrastającą prędkość pancerników — ich załogi były z pewnością nieprzytomne i całe sterowanie przeprowadzały komputery.
Doszła do wniosku, że warto wesprzeć wysiłki Jarlatha. Oddział pancerników musiał wyeliminować ciężką eskadrę wroga; inaczej z Magarii nikt by nie powrócił. Zaprogramowała przyśpieszenie szalupy i ruszyła kursem eskadry Naksydów; swoje pociski puściła falą przed szalupą. Znów zapłonęły silniki na antymaterię, grawitacja rozpłaszczyła Sulę w fotelu. Znowu Sula walczyła z nadciągającą utratą świadomości, aż ogarnęła ją ciemność.
Obudziło ją buczenie w uszach i ból w klatce piersiowej. Nerwowo łapała powietrze; zrozumiała przyczynę bólu — to płuca pokonywały siłę ciężkości.
Stopniowo zaczęła odbierać bodźce z otoczenia. Szukała czerwonych światełek na displejach i zobaczyła, że informują one o stanie jej organizmu.
Wyprostowała się i zaklęła, zapominając, że displeje są w jej głowie i pochylając się, nie uzyska wyraźniejszego widoku. Poczekała, aż obraz się wyklaruje, potem odczytała, że napęd został wyłączony, gdyż skafander odkrył gwałtowny wzrost ciśnienia krwi, niebezpieczny nawet u zdrowej osoby. Ciało Suli zawodziło, poddane nadmiernemu ciążeniu.
Sprawdziła bieżące parametry — były w normie. W nieważkości niebezpieczeństwo dla organizmu minęło, ale Sula w najbliższym czasie nie powinna ryzykować dużego przyśpieszania. Sprawdziła sytuację na zewnątrz szalupy: zobaczyła swoje pociski, nadal pędzące ku wrogowi.
Teraz jednak wydawały się zbyteczne. Jarlath i eskadra pancerników toczyli bitwę, wyrzucając ogromne fale pocisków. Każdy statek klasy Praxis miał ponad sześćdziesiąt wyrzutni — wszystkie strzelały, tłocząc potężne salwy ze swoich olbrzymich magazynów.
Statki Fanaghee odpowiadały. Wystrzeliły setki pocisków, na setkach różnych trajektorii; niemożliwe było ich śledzenie — leciały po prostych albo nawet po pętlach, jeśli dany pocisk miał atakować pod niespodziewanym kątem.
Sula kazała swoim pociskom hamować. Postanowiła zachować je na ostateczny atak, jeśli zajdzie taka konieczność.
Burty jednostek Jarlatha pulsowały błyskami promieni antyprotonowych i statki zaczęły się od siebie oddalać. Dowódca, nauczony doświadczeniem po stracie dwóch eskadr, wiedział, że wszystko, co wygląda jak śmieć kosmiczny, może wybuchnąć.
Najpierw eksplodowały dwa statki Floty Macierzystej. Sula krzyknęła z wściekłości, zrozpaczona, gdy dostrzegła wokół nich wybuchające kule ognia. Potem zginął statek flagowy Fanaghee, zasypany pociskami, oraz — w tej samej wściekłej kanonadzie — trzy krążowniki w pobliżu Suli.
Obie strony straciły już zdolność obronną. Grad pocisków. Na przemian wściekłość, triumf, smutek i rozpacz miotały Sulą, gdy wybuchy antymaterii unicestwiały to przyjaciół, to wrogów.
W tym szturmie wszystko zostało rozbite. Pierwsza Eskadra Pancerników przestała istnieć, ciężkie statki Fanaghee również. Została tylko szalupa Suli i osiemnaście pocisków dryfujących ku słońcu Magarii.
Najwyraźniej nadszedł czas, by opuścić przestrzeń bitwy. Pozostało co najmniej czterdzieści statków Naksydów i najwyżej trzynaście z Floty Macierzystej, a może nawet mniej, gdyż za swoją szalupą Sula nadal widziała błyski. Musiała rozpędzić się wokół słońca Magarii, potem wokół Rinconell po drodze do Wormholu Jeden i na Zanshaa. Zdaje się, że jej jedyny udział w bitwie polegał na wysłaniu sześciu pocisków w samoobronie, by odeprzeć ostrzał jakiegoś idioty z własnego obozu.