Выбрать главу

Gredel miała lekkie poczucie satysfakcji: dobrze, że okoliczności ponownie jej uświadomiły, dlaczego nienawidzi swojej przyjaciółki.

Następnego dnia wypadały rzekome urodziny Caro. Gredel skierowała do Caro myśclass="underline" masz ostatnią okazję, żeby wspomnieć akademię. Ale słowo „akademia” nie padło.

— Chciałabym odwdzięczyć ci się za wszystko, co dla mnie zrobiłaś — rzekła Gredel. — Twoje urodziny będziemy obchodzić na mój koszt. — Objęła Caro. — Wszystko zaplanowałam.

* * *

Zaczęły od Godfreya. Komplet zabiegów: masaż, kosmetyka twarzy, fryzjer. Lunch zjadły w bistro w południowej części galerii — wzięły grillowaną wakę z musującym serem na chrupiącym chlebku i sałatkę z piklowanych kwiatów dedgera. Ku zdziwieniu Caro Gredel zamówiła butelkę wina i nawet sama sobie trochę nalała.

— Pijesz? Co za okazja? — powiedziała Caro zadowolona.

— Toast na twoje urodziny — odparła Gredel. Na rauszu łatwiej pójdzie, pomyślała.

Cały czas napełniała kieliszek Caro; sama sączyła wino niespiesznie. Tak opróżniły pierwszą butelkę. Gredel zabrała potem Caro do sklepów, kupiła jej letnią sukienkę z jedwabiu z wzorem w ptaki rhompe i kwiaty jennifer, oraz żakiet iskrzący się cekinami, złotem i zielenią — to kolory pasujące do włosów i oczu Caro. Kupiła również parę butów dla Caro i ubranie dla siebie.

Zaniosły wszystko do domu. Caro wypiła parę kieliszków żubrówki, potem poszły na kolację do jednego z wykwintnych klubów. Caro miała tam jeszcze prawo wstępu, ale czujny kierownik sali dał im stolik z dala od wszystkich. Caro zamówiła koktajle, dwie butelki wina oraz drinki po posiłku. Gredel kręciło się w głowie, choć piła niewiele. Jak musiała czuć się jej towarzyszka? Caro potrzebowała teraz dawki benzedryny, by dojść do klubu tanecznego, który był następnym przystankiem w planach Gredel, ale gdy tam weszła, trzymała się pewnie na nogach.

Potańczyły trochę, ale Gredel wkrótce oświadczyła, że jest zmęczona. Spławiły więc przygodnych męskich adoratorów i taksówką wróciły do domu.

Gredel poszła pod prysznic, a Caro po drinki. Benzedryna dostarczyła Caro mnóstwo energii, którą zużyła na dopicie butelki żubrówki. Gredel przebrała się w jedwabny szlafrok — prezent od Caro z początku ich znajomości — i do kieszeni włożyła dwie fiolki analogu endorfiny.

Caro siedziała na kanapie. Oczy miała przejrzyste, ale mowę bełkotliwą.

— Mam dla ciebie jeszcze jeden prezent — powiedziała Gredel, wyjmując fiolki z kieszeni. — Te chyba lubisz. Nie byłam pewna.

Caro zaśmiała się.

— Cały dzień mi dogadzasz, a teraz chcesz mi pomóc zasnąć! — Objęła Gredel ramieniem. — Ziemianko, jesteś moją najlepszą siostrą.

Gredel czuła od niej zapach żubrówki, potu i perfum i próbowała kontrolować swoją nienawiść, choć serce przewracało jej się w piersiach.

Caro włożyła do iniektora jedną fiolkę fenyldorfiny-zet i od razu wzięła zastrzyk. Powieki jej zatrzepotały, gdy endorfina zalała mózg.

— Jak dobrze — wymamrotała. — Dobra z ciebie siostra. — Po kilku minutach przyjęła drugą dawkę. Coś cicho powiedziała, ale głos jej zupełnie osłabł. Po trzecim zastrzyku usnęła. Złociste włosy zakryły twarz Caro.

Gredel wyjęła iniektor z bezwładnych palców. Odsunęła włosy z jej twarzy.

— Chcesz jeszcze, siostrzyczko?

Caro coś niezrozumiale mruknęła, usta wykrzywiły się w uśmiechu. Gdy Gredel wstrzyknęła jej w arterię szyjną kolejną dawkę, Caro z rozanielonym uśmiechem opadła na poduszki kanapy jak szczęśliwy szczeniak.

Gredel wzięła przenośną konsolę komputera Caro, wywołała program bankowy, dyspozycję zamknięcia rachunku oraz formularz przelewu całego salda na konto, które wcześniej sobie założyła. Potem przygotowała list do zarządu funduszu powierniczego Caro w pierścieniu Spannanu, z poleceniem przelewu wszystkich dalszych wypłat na nowy rachunek.

— Caro, potrzebny mi twój odcisk palca.

Pogłaskała ją i zdołała przez chwilę przytrzymać nad konsolą, tak że kciuk dwukrotnie nacisnął na czytnik. Potem włożyła iniektor w palce Caro, która znów zrobiła sobie zastrzyk.

Teraz jestem prawdziwym przestępcą, pomyślała Gredel. Zostawiłam komputerowy ślad, prowadzący bezpośrednio do mnie.

Ale nie potrafiła realizować planu całkowicie mechanicznie. Zostawiła sobie furtkę. Caro musi tego chcieć, myślała. Nie dam jej więcej, jeśli odmówi.

Caro westchnęła, wygodniej ułożyła się na poduszkach.

— Chcesz jeszcze? — spytała Gredel.

— Uhmmm. — Caro się uśmiechnęła.

Gredel wyjęła iniektor z dłoni Caro i zaaplikowała jej kolejną dawkę.

Pierwsza fiolka była już zużyta. Gredel włożyła drugą. Przed każdym zastrzykiem potrząsała dziewczyną i pytała, czy chce jeszcze. Caro wzdychała albo coś mamrotała uśmiechnięta, ale nie mówiła „nie”, więc Gredel aplikowała jej następne dawki.

Druga fiolka się wyczerpała. Caro głośno chrapała, oddech z trudem wychodził przez usta, płuca pompowały powietrze z wysiłkiem, czasem się zacinając. Gredel widziała już te objawy poprzednio, gdy Caro przedawkowała endorfiny. Wspomnienie tamtego dnia poderwało ją z kanapy. Zaczęła krążyć po mieszkaniu, rozcierając sobie ramiona, jakby nagle powiało chłodem.

Chrapanie nie ustawało. Gredel odczuwała potrzebę aktywności — poszła do kuchni i zrobiła sobie kawę. W pewnym momencie chrapanie ucichło.

Lodowaty dreszcz przebiegł po nerwach Gredel. Przez kuchenne drzwi spojrzała do salonu. Z kanapy zwisała zasłona złocistych włosów. To koniec, pomyślała Gredel.

Nagle głowa Caro obróciła się, palce przeczesały włosy. Serce Gredel zamarło. Z kanapy dobiegło gulgotanie i ponowne chrapanie.

Stojąc w drzwiach, Gredel czuła zimne przerażenie. Nie, to nie potrwa już długo, pomyślała.

Nie potrafiła ustać spokojnie. Zaczęła robić porządki: nowe ubrania ułożyła w szafie, buty ustawiła na półce, pustą butelkę wrzuciła do kosza. Cały czas prześladowały ją odgłosy chrapania, czasem przerywane ciszą — wtedy Gredel zamierała.

Nie, nie mogła tu dłużej przebywać. Włożyła buty, wyszła z mieszkania i windą towarową zjechała do piwnicy. Poszukała tam silnikowego wózka do przewożenia drobnych mebli i bagażu. W piwnicy stało dużo porzuconych rzeczy. Gredel znalazła mocną linę z włókna dedgeru, starą sprężarkę, kawałek brązu tak ciężki, że mógłby służyć sporej łodzi za kotwicę.

Włożyła to wszystko do wózka i powiozła windą na górę. Pod drzwiami mieszkania słyszała chrapanie Caro, dochodzące zza emaliowanych stalowych drzwi. Drżącymi palcami wklepała kod do zamka.

Caro nadal leżała na kanapie, chrapliwy oddech wydobywał się z jej gardła. Gredel szybko spojrzała na zegar. Ciemności niedługo się skończą, a były niezbędne do tego, co miało się teraz stać.

Gredel siadła u stóp Caro, przytuliła poduszkę do jej klatki piersiowej i obserwowała oddech dziewczyny. Skóra Caro była blada, lepka.

— Proszę — błagała ją Gredel cicho. — Proszę, umieraj. Proszę.

Ale Caro nie umierała. Oddech ciągle nie ustawał i Gredel zaczynała go nienawidzić. Jak zwykle, pomyślała. Caro nawet nie może umrzeć porządnie, bez problemów.

Gredel patrzyła na zegar ścienny — on patrzył na nią jak lufa karabinu. Przyjdzie świt, karabin wypali, pomyślała. Albo będę siedziała z trupem cały dzień, a tego nie zniosę.