Выбрать главу

Sula spojrzała na kobietę i wydało jej się, że ją poznaje.

— Zaraz, zaraz, czy przypadkiem nie zdawałyśmy razem egzaminów na Zanshaa? — spytała. — Tych, które potem uznali za nieważne?

Kadet spojrzała na nią zdziwiona.

— Nie dostałaś powiadomienia? Zarząd postanowił, że egzaminy będą się liczyć. Bardzo potrzebują teraz oficerów. Zamiast egzaminów z Praxis opierają się na świadectwach lojalności od zwierzchników.

— Aha — odparła Sula.

Podciągnęła się do najbliższego displeju komputera, wywołała wyniki i przekonała się, że otrzymała najwyższą lokatę.

Pomyślała o Caro Suli, pogrążającej się w rzece, w zimnych brązowych wodach, które się nad nią zamykały, zalewały jej nos i usta; zastanawiała się, czy rachunki są teraz wyrównane. Czy błyskotliwa kariera i kilka tysięcy zabitych Naksydów równoważą śmierć jednej bogatej, bezużytecznej dziewczyny?

„Wszystkie ważne rzeczy są już znane”. Ale nie dotyczyło to odpowiedzi na powyższe pytanie.

Później tego samego dnia nadzorowała grupę, przekładającą wiązkę kabli elektrycznych, które spaliły się podczas bitwy. Musieli zerwać podłogę w całym korytarzu kwatery kapitana Foote’a, by się dostać do kanału technicznego. Potem z najwyższą ostrożnością balansowali na rusztowaniach, by nie dotknąć biegnącej wzdłuż kabli rury z bardzo rozgrzanym chłodziwem, które odprowadzało ciepło z silników do sprężarek i wymiennika ciepła.

W południe praca nie była jeszcze ukończona. Sula wysłała ludzi na obiad, a sama opuściła się na jeden z dźwigarów. Żar buchał, pot wystąpił jej na czoło. Balansowała na belce przez chwilę, przyglądała się swej prawej dłoni, zawijasom zdradzieckich linii papilarnych Gredel.

Po policzku ściekały jej strużki potu. Wzięła głębszy oddech, pochyliła się i przycisnęła do rury prawy kciuk.

To był wypadek, powtarzała sobie wyuczony tekst. Poślizgnęłam się na rurze i upadłam.

Przytrzymywała palec tak długo, aż poczuła swąd palonej skóry, i dopiero wtedy pozwoliła sobie na krzyk bólu.

* * *

Cenzorzy, nieprzywykli do złych wiadomości, nie wiedzieli, jak potraktować informacje z Magarii. Początkowy raport Martineza donosił, że bitwa była wspaniałym triumfem, ale jakoś Magaria nie została zdobyta, W rezultacie Zanshaa postawiono w stan najwyższej gotowości. Wysłał wiadomość do Zarządu Floty, że jako dowódca eskadry prowadzącej działania ofensywne, musi wiedzieć, co się naprawdę stało.

Powiedzieli mu. Gdy otrząsnął się z szoku, wykonał kilka obliczeń i ocenił, ile czasu zajmie Naksydom dotarcie do Zanshaa. Będą musieli hamować, uzupełnić uzbrojenie i paliwo w pierścieniu Magarii, a potem znowu przyśpieszać.

Razem trzy miesiące. Za trzy miesiące, może trochę więcej, flota Naksydów będzie gotowa do rozpoczęcia bitwy o Zanshaa.

„Korona” i jej Lekka Eskadra Czternasta pokonały ponad połowę drogi na Hone-bar. Przyśpieszanie, a potem hamowanie potrwałyby zbyt długo, więc Lekka Eskadra Czternasta miała zatoczyć łuk wokół słońca Hone-bar oraz większych planet układu i pracować z powrotem do stolicy.

Najprawdopodobniej przybędą przed Naksydami, którzy posiadają więcej statków niż cała flota lojalistów.

Martinez posłał wiadomość do Rolanda i sióstr, by pilnie zarezerwowali sobie lot na najbliższym statku na Laredo. Potem zajął się eskadrą. Zarządził serię wirtualnych manewrów. Załogi wszystkich statków uczestniczyły w tym samym scenariuszu. Grupował je w przeciwne drużyny; kazał stoczyć symulowaną bitwę z hipotetycznymi eskadrami Naksydów. Tak ich trenował, że Kamarullah zaczął skarżyć się na niego innym kapitanom. Tamtych mógł pocieszyć fakt, że „Korona” z nową, niedoświadczoną załogą wypadała zwykle kiepsko na manewrach, i Martinez zgrzytał zębami. Zresztą nie tylko on przejmował się „Koroną”. Podsłuchał kiedyś, jak Ahmet w rozmowie z Knadjianem klął tych cholernych nowicjuszy, którzy wszystko knocą, przeszkadzają i psują statkowi reputację.

Szkoda, że Dalkieth nie jest bardziej ambitnym porucznikiem, że Shankaracharya i Vonderheydte mają tak mało doświadczenia, szkoda, że jestem rozdarty między dowodzeniem statkiem a trenowaniem eskadry, myślał Martinez.

Na domiar złego Saavedra odkrył, że zakup dwóch ton mąki dla mesy — transakcja zaaprobowana przez Martineza — to zużyty olej maszynowy przeznaczony do natychmiastowego recyklingu. Ktoś sprzedawał na lewo zapasy floty i robił niezłe interesy, ale tą osobą nie był Martinez.

Stracił na chwilę panowanie nad sobą. Idąc ze swego gabinetu do magazynu żywności, tak ryczał z gniewu, że nawet najtwardsi przygięci schodzili mu z drogi w bezpieczne miejsce.

Gdy wieczorem robił wpis do logu, zastał migające światełko wiadomości i ze zdziwieniem przekonał się, że to wideo od Suli.

Zobaczył, że Sula nosi epolety podporucznika — musiała więc zdać egzaminy. Jedną dłoń — zabandażowaną — złożyła na drugiej ręce.

Widok jej lekko zaróżowionej, nieskazitelnej twarzy odebrał mu dech. Zielone oczy patrzyły z dziwną intensywnością, jakby w gorączce — może cały czas czuła ból?

— A więc żyję — powiedziała. — Z mojego statku tylko ja przeżyłam. Wyłowił mnie „Delhi”. Oni też stracili dużo ludzi. — Zamilkła na chwilę i wtedy Martinez zdał sobie sprawę, że to Sula była tym pilotem szalupy, który zniszczył całą wrogą eskadrę. W raporcie, jaki otrzymał z floty, nie wymieniano żadnych nazwisk.

Sula oblizała wargi koniuszkiem języka.

— Teraz ci powiem, czego się dowiedziałam: jestem drugim w kolejności szczęściarzem we wszechświecie. A wiesz, kto jest pierwszym? — Wyraziste zielone oczy zaświeciły. — Ty. Ty, Garecie Martinez. Dowódco „Korony”, posiadaczu Złotego Globu. — Uśmiechnęła się zaciśniętymi ustami.

Nie słyszała nawet, że jestem dowódcą eskadry, nie ogłoszono tego, pomyślał Martinez, cały czas bardzo zdziwiony.

— Gdy sobie to uświadomiłam, powzięłam pewne postanowienia — kontynuowała. — Oto pierwsze: dosyć biadolenia. Dosyć narzekań na zwierzchników, na brak patronatu, na niedostatek pieniędzy w porównaniu z innymi oficerami floty. Dosyć utyskiwania na swoją przeszłość — powtórzyła z naciskiem. — Dlaczego miałabym narzekać? Jestem przecież drugą szczęściarą w imperium.

Pochyliła się nieco do kamery.

— I ty też nie powinieneś narzekać. Gdy biadolisz, jesteś zabawny i mam ochotę się śmiać, ale ani nie miałeś powodów wcześniej ani nie masz ich teraz. Jesteś największym szczęściarzem na świecie, więc na co się skarżyć?

Odchyliła się — ten ruch musiał jej sprawić ból, bo lekko się skrzywiła i wygodniej ułożyła chorą rękę. Spojrzała w kamerę.

— Moje drugie postanowienie to cię odszukać, o ile będzie na to druga szansa i jeśli flota pozwoli. Dwójka takich jak my szczęściarzy wszystko może osiągnąć, prawda? — Uciekła wzrokiem od kamery. — Koniec transmisji — oznajmiła.

Nie mogąc dojść do ładu z myślami, Martinez długo obserwował symbol „koniec transmisji”. Wyciągnął rękę, by wywołać ponownie wideo i obejrzeć je jeszcze raz, ale zaraz cofnął dłoń.

Potem się zastanawiał, czyby nie odpowiedzieć, ale nie miał pojęcia, co miałby do przekazania.

Odezwał się sygnał komunikatora.

— Tu Martinez — zgłosił się Gareth. Patrzył w umęczoną twarz Kelly.