Выбрать главу

Aby to się powiodło, musiała najpierw przypomnieć sobie całe swoje życie do chwili, kiedy podjechała furgonetka, z której wychylił się mężczyzna. Wszystko, co dobre i co złe. Każdy element jest równie cenny, uznała. Gniew na matkę, pogarda dla mężczyzny, który najpewniej zostanie jej ojczymem – te uczucia tylko zwiększały determinację.

Obok komody stoi czarna metalowa lampa z czerwonym abażurem. Kolorowy kilim przykrywa stary, wytarty, poplamiony dywan. Najgorsza plama jest tam, gdzie wylałam pomidorową – nie powinnam zupy wynosić z kuchni, ale to zrobiłam. Mama nakrzyczała na mnie. Powiedziała, że jestem nieodpowiedzialna. Miała rację. Ale i tak się z nią kłóciłam. Ile było kłótni? Jedna na dzień? Nie. Więcej. Kiedy wrócę do domu, wyściska mnie i opowie, jak strasznie płakała, kiedy zniknęłam, a ja wtedy poczuję się lepiej. Tęsknię za nią. Nie sądziłam, że kiedykolwiek się do tego przyznam. Tęsknię za nią. Ma już trochę siwych włosów, tylko kilka kosmyków. Zapomina je ufarbować. Nie wiem, czy jej powiedzieć. Mogłaby być piękna. Powinna być piękna. Czy ja będę ładna? Może teraz płacze. Może jest z nią Scott. Jego nadal nienawidzę. Tata już by mnie znalazł, ale nie może. Czy Scott w ogóle mnie szuka? Czy ktokolwiek mnie szuka? Tata, ale on już nie żyje. To okropne. Okradziono mnie. Rak. Chciałabym, żeby ten facet i ta baba dostali raka. Pan Futrzak wie. Kładłam się z nim do łóżka. On pamięta, jak wyglądał pokój. Jak się stąd wydostaniemy?

Wiedziała, że kamera śledzi każdy jej ruch. Że mężczyzna i kobieta – nie była pewna, którego z nich bardziej się boi – mogą ją w tej chwili obserwować. Mimo to po cichu – jakby liczyła, że jeśli zachowa ostrożność, nikt niczego nie zauważy – przesunęła czubkami palców po łańcuchu wokół szyi i po obręczy w ścianie.

Jedno ogniwo. Dwa. Obmacała każde z nich. Śliskie w dotyku. Mogła je sobie wyobrazić. Srebrne, błyszczące, pewnie kupione w sklepie zoologicznym. Ogniwa nie na tyle ciężkie i mocne, żeby utrzymać pitbulla czy dobermana. Na nią jednak wystarczały.

Dotknęła obręczy osadzonej w ścianie. Płyta gipsowa, domyśliła się.

Raz, kiedy pokłóciła się z matką – bo za późno wróciła do domu – rzuciła w ścianę przyciskiem do papieru. Uderzył w nią z głuchym hukiem i spadł na podłogę. W ścianie została spora dziura. Matka musiała wezwać fachowca, żeby to naprawił. Płyta gipsowa nie jest mocna. Może udałoby się wyrwać pierścień? Czuła, jak jej usta poruszały się, gdy zadawała sobie to pytanie, ale w pokoju nie rozległ się żaden dźwięk. Ten facet na pewno o tym pomyślał, stwierdziła. Nie rzuciłam tego przycisku jak dziewczyna, przypomniała sobie. Kiedy byłam mała, tata nauczył mnie rzucać piłkę. Kochał bejsbol. Dał mi czapkę Red Sox. Pokazał mi, jak się rzuca. Ręka daleko do tyłu. Zegnij łokieć. Usztywnij ramię. Dociągnij rzut. To jest fastball. Sto trzydzieści na godzinę.

Uśmiechnęła się, ale tylko lekko; powstrzymała się, bo nie chciała, żeby kamera uchwyciła jej uśmiech.

Może mogłabym być małym pitbullem, pomyślała.

Przesunęła palcami po skórzanej obroży na szyi. Pewnie kupiona w tym samym sklepie zoologicznym.

Wyobrażała sobie tę rozmowę. „A jakiego psa chce pani trzymać na łańcuchu?…”

Oczami duszy zobaczyła kobietę przy ladzie. Nie masz pojęcia, jakim mogę być psem, zwróciła się do niej w myślach. I jak potrafię gryźć.

Zaczęła skrobać paznokciem obrożę. Sądząc po dotyku, tania skóra. Wymacała mały zamek, taki jak przy walizce. Na nim trzymała się obroża. Jennifer poskrobała ją trochę mocniej – żeby zostawić ślad. Może dałoby się ją przetrzeć.

Doszła do wniosku, że musi być jakiś sposób, żeby krok po kroku odzyskać wolność. Próbowała rozplanować wszystkie działania po kolei. Najpierw trzeba się uwolnić z łańcucha. Potem wyjść drzwiami – czy były zamknięte? Musiała wydostać się z piwnicy. Gdzie są schody? Na pewno gdzieś blisko. Znajdzie drzwi wyjściowe. I ucieknie. Nieważne, w którym kierunku. Byleby uciec. To najłatwiejsze. Kiedy już rzucę się do ucieczki, nikt mnie nie dogoni. Jestem szybka. Na każdym boisku, w każdej dyscyplinie sportu byłam najszybsza. Trener biegów przełajowych chciał mnie wziąć do szkolnej drużyny, nie zgodziłam się. Ale prześcignęłabym ich wszystkich, i dziewczyny, i większość chłopaków. Muszę tylko dostać szansę.

Odsunęła ręce od łańcucha i obroży i zaczęła głaskać misia.

– Krok po kroku. Damy radę. Obiecuję – szepnęła do Pana Futrzaka.

Jej głos rozbrzmiał w pokoju. Była zaskoczona, że powiedziała to głośno. Przez chwilę miała wrażenie, że to wykrzyczała. Potem, że mówiła tylko szeptem. Jedno i drugie było możliwe. Słowa niosły się echem wokół niej, napełniały uszy, aż nagle do jej świadomości wdarł się inny dźwięk. Ktoś stał przy drzwiach. Drgnęła i odwróciła głowę w tamtą stronę.

Przygryzła wargę. Nie słyszała klucza w zamku. Nie słyszała odciąganej zasuwy. Próbowała sobie przypomnieć, jak było przy innych okazjach, kiedy drzwi się otwierały. Czy słyszała coś innego? Nie, tylko odgłos przekręcanej gałki. Co jej to mówiło?

Nie dostała jednak nawet milisekundy, żeby odpowiedzieć sobie na to pytanie, bo usłyszała głos mężczyzny.

– Wstań. Rozbieraj się.

Michael i Linda zdawali sobie sprawę, że w Serii numer 4 chodzi nie tylko o seks, ale też o posiadanie i władzę. Element seksu był niezmiernie ważny; uważali, że na nim opiera się sukces całego programu. Michael godzinami studiował kadr po kadrze filmy z serii Hostel - które, jego zdaniem, po obiecującym początku przeradzały się w krwawą jatkę, co ograniczało ich widownię do lubujących się w makabrze nastolatków. Kiedy zaczynała tryskać krew, zanikało napięcie. Linda uważała te filmy za obrzydliwe i zamiast tego przeczytała po kilka razy praktycznie każdą książkę o Patty Hearst i Symbionistycznej Armii Wyzwolenia, która wpadła jej w ręce. Najbardziej fascynowała ją psychologiczna przemiana dziedziczki wielkiej fortuny w rewolucjonistkę Tanię. Choć jej i Michaelowi nie chodziło o to, by Numer 4 tępo wzięła broń do ręki i przyłączyła się do niewydarzonej rewolucji pod hasłami okradania bogatych i rozdawania biednym, Lindę intrygowało to, jak porywacze zmusili Hearst, aby wyrzekła się własnej tożsamości. Izolacja. Stałe poczucie zagrożenia. Maltretowanie fizyczne. Presja seksualna. Wszystko to stopniowo wymazało ślady dawnej Patty Hearst.

Stała się najczystszą ze stronic, na której porywacze mogli napisać, co chcieli. Linda uważała, że niektóre fragmenty, odpowiednio zmodyfikowane, nadają się do wykorzystania w ich programie. Zakładała, że widzowie na całym świecie podzielają jej fascynację. W odróżnieniu od Michaela – on traktował program i ludzi płacących za całodobowy dostęp do Numeru 4 z chłodnym dystansem naukowca – czuła, że łączą ją z nimi podobne pasje.

Oczywiście im bardziej się w to wciągała, tym bardziej robiła się okrutna. Chciała jednocześnie posiąść Numer 4 i zrobić jej coś złego. Czasem, kiedy Michael spał, wstawała z łóżka, owijała kocem nagie ciało i zasiadała przed monitorami. Serce biło jej wtedy mocniej, tak jak anonimowym widzom. To też była swoista intymność. Rozpalała w niej podniecenie, jakiego nie doznawała, kochając się z Michaelem. Oddech miała wtedy płytki, przyspieszony. Ogarniała ją silna pokusa, żeby się dotykać, tym mocniej elektryzująca, że jej się opierała.