Выбрать главу

Tych papierosów, napojów w puszkach i kubków kawy nie powinno tu być, pomyślała Terri. Scott wyznawał zasady szkoły joga-pilates, a według niej dietetyczna cola i kawa ze Starbucksa to symbole odejścia od wielkich, głębokich, łagodnych sił natury. Zdaniem Terri jego poglądy miały więcej wspólnego z astrologią niż z psychologią.

Gdyby mogła, wyśmiałaby go i powiedziała coś o uzależniającym działaniu hipokryzji. Jednak już na początku służby w policji przekonała się, że ludzie chwytają się niezliczonych sprzeczności i wytykanie im tego rzadko coś daje. Chciała wierzyć, że sama jest chłodnooką pragmatyczką, w myśleniu logiczna i uporządkowana, a w sposobie bycia bezpośrednia. Jeśli przez to czasem wydawała się nieprzyjazna, cóż, trudno. Dość już miała w życiu namiętności, ekscentryzmu i szaleństwa. Wolała porządek i metodyczne działanie, bo, jak sądziła, to zapewnia jej bezpieczeństwo.

Scott wychylił się do przodu. Mówił wyćwiczonym głosem terapeuty – głębokim, spokojnym, rozsądnym. To miało sprawić, żeby widziała w nim sprzymierzeńca, choć Terri wiedziała, że jest dokładnie odwrotnie.

– Mary bardzo to przeżywa, pani detektyw. Mimo wszystkich naszych, praktycznie nieustających wysiłków… – tu urwał.

Terri przytaknęła. Odwróciła się do dwóch mundurowych. Sierżant podał jej kartkę w linie – mogła być z segregatora jakiegokolwiek ucznia liceum. Staranne pismo kogoś, kto chce mieć pewność, że każde słowo będzie wyraźne i czytelne. To nie wyglądało na pospieszne bazgrały nastolatki, która chce czym prędzej wyrwać się z domu, żeby robić to, co zapowiada w wiadomości zostawionej rodzicom. Nad tym listem pracowano. Może nawet to była trzecia-czwarta pieczołowicie wycyzelowana wersja. Terri sądziła, że gdyby dokładnie poszukała, znalazłaby brudnopisy w koszu na śmieci albo w pojemnikach za domem. Przeczytała list trzy razy, zanim cokolwiek powiedziała.

Mamo,

idę z koleżankami do kina, umówiłyśmy się w Mall. Zjem tam jakąś kolację i może przenocuję u Sarah albo Katie. Po filmie zadzwonię albo po prostu od razu przyjadę do domu. Nie wrócę za późno. Odrobiłam lekcje i do końca tygodnia nie mam nic zadane.

Bardzo rzeczowe. Bardzo zwięzłe. Całkowite kłamstwo.

– Gdzie to zostawiła?

– Przyczepiła magnesem do lodówki – powiedział sierżant. – Nie dałoby się tego nie zauważyć.

Terri przeczytała tekst jeszcze dwa razy. Uczysz się, co, Jennifer? Dokładnie wiedziałaś, co napisać.

Do kina – to sygnał dla matki, że Jennifer będzie miała wyłączoną komórkę; w ten sposób zyskiwała co najmniej dwie godziny, nikt nie mógł się niepokoić, że nie odbiera telefonu.

Z koleżankami – nieprecyzyjne, ale niebudzące podejrzeń. Dwa podane imiona, Sarah i Katie, to albo koleżanki gotowe ją kryć, albo takie, które same były nieosiągalne.

Zadzwonię – żeby matka i Scott siedzieli, czekali na telefon od niej i tracili cenne minuty.

Nic zadane – Jennifer odbierała matce główny pretekst, by do niej zadzwonić.

Dziewczyna sprytnie to rozegrała; zyskała na czasie, wskazała matce kilka fałszywych tropów i ukryła swój prawdziwy zamiar. Terri podniosła wzrok na panią Riggins.

– Dzwoniła pani do jej koleżanek? – spytała.

Odpowiedział Scott.

– Oczywiście, pani detektyw. Po ostatnim seansie obdzwoniliśmy wszystkie Sarah i Katie, jakie znamy, choć nie przypominamy sobie, żeby Jennifer kiedykolwiek mówiła o takich koleżankach. Potem skontaktowaliśmy się z każdym, o kim nam wspominała. Nikt nie był w centrum handlowym, nikt nie umówił się z Jennifer. Ostatnio widzieli ją zaraz po lekcjach.

Terri skinęła głową. Mądra dziewczyna.

– Jennifer nie ma zbyt wielu przyjaciółek – powiedziała Mary z żalem. – Nigdy łatwo nie zawierała znajomości, ani w gimnazjum, ani w liceum.

Terri domyśliła się, że kobieta powtarza słowa Scotta wypowiadane podczas wielu „rodzinnych” rozmów.

– Ale może być z kimś, kogą państwo nie znacie?

Matka i jej facet pokręcili głowami.

– Nie sądzicie, że może mieć chłopaka?

– Nie – stwierdził Scott. – Zauważyłbym coś.

Jasne, skomentowała w duchu Terri, ale się nie odezwała, tylko zrobiła jakąś notatkę.

Mary zebrała się w sobie, żeby coś powiedzieć i nie zalać się przy tym łzami. Jednak głos jej drżał – każde słowo wydawało się kruche, co idealnie oddawało trawiący ją strach.

– Kiedy w końcu poszłam do jej pokoju, bo, wie pani, może jest tam jeszcze jeden list albo w ogóle cokolwiek, zobaczyłam, że zniknął jej miś. Taki pluszowy, nazywała go Panem Futrzakiem. Śpi z nim co noc… Ojciec dał go jej niedługo przed śmiercią i nigdy, przenigdy nie odeszłaby bez niego…

To zbyt sentymentalne, pomyślała Terri. Jennifer, zabierając tego misia, popełniłaś błąd. Może jeden jedyny, ale zawsze. Gdyby nie to, miałabyś dwadzieścia cztery godziny, nie tylko te sześć, które udało ci się zyskać.

– Czy w ostatnich dniach wydarzyło się coś szczególnego, co mogłoby skłonić Jennifer do ucieczki? Jakaś ostra kłótnia… coś się stało w szkole…?

Mary tylko zaszlochała.

– Nie, pani detektyw – odparł pospiesznie Scott West. – Jeśli szuka pani jakiegoś bodźca zewnętrznego ze strony mojej lub Mary, który sprowokowałby Jennifer do takiego zachowania, zapewniam panią, że taki nie istnieje. Żadnych kłótni. Żadnych żądań. Żadnych humorów nastolatki. Nie dostała szlabanu. Nie została ukarana. Prawdę mówiąc, przez ostatnich kilka tygodni panował tu błogi spokój. Myślałem… jej matka też… że najgorsze już minęło i teraz pójdzie z górki.

To dlatego, że przygotowywała plany, wywnioskowała Terri.

Sądziła, że w kaskadzie pretensjonalnych samousprawiedliwień Scotta było co najmniej jedno kłamstwo, może nawet więcej. Wcześniej czy później je wykryje. Czy poznanie prawdy pomoże jej odnaleźć Jennifer, to już zupełnie inna sprawa.

– Jest bardzo trudną nastolatką, pani detektyw. Niezwykle wrażliwą i bystrą, ale przy tym mocno niezrównoważoną i zagubioną. Namawiałem ją na terapię, ale jak dotąd… no, sama pani wie, jak uparta potrafi być młodzież.

Terri wiedziała. Nie była tylko pewna, czy to upór jest głównym problemem.

– Nie domyślacie się państwo, dokąd mogła pojechać? Do krewnych? Do koleżanki, która przeprowadziła się do innego miasta? Wspominała kiedyś, że chciałaby zostać modelką w Miami, aktorką w Los Angeles albo pływać na kutrze w Luizjanie? Wszystko, nawet najbardziej błahe i luźne uwagi, może naprowadzić nas na właściwy trop.

Terri wiedziała też, co usłyszy w odpowiedzi. Te same pytania zadawała po obu poprzednich ucieczkach Jennifer. Jednak przy żadnej z tych okazji dziewczyna nie zapewniła sobie takiej przewagi na starcie jak teraz. Dlatego wtedy nie uciekła daleko; za pierwszym razem parę kilometrów, za drugim do najbliższego miasta. Dziś było inaczej.

– Nie, nie… – Mary Riggins załamała ręce, potem sięgnęła po następnego papierosa.

Scott spróbował ją powstrzymać, ale strząsnęła jego rękę, chwyciła paczkę marlboro i wyzywająco zapaliła, choć już jeden papieros tlił się w popielniczce, wypalony tylko do połowy.

– Nie, pani detektyw. Mary i ja zastanawialiśmy się, czy jest ktoś taki albo takie miejsce, ale nie wymyśliliśmy nic, co mogłoby pomóc.

Terri skinęła głową w zamyśleniu.

– Potrzebne mi aktualne zdjęcie – powiedziała.

– Proszę. – Scott podał jej coś, co najwyraźniej przygotował zawczasu.