– O kurde – wymamrotał Wolfe. – Ostra jazda.
Na dole pokazały się słowa: „Przywitaj się z Numerem 4, psychprof…”
Adrian wbił wzrok w ekran. Jego oczy wędrowały po skórze dziewczyny. Wypatrywał jakiegoś znaku szczególnego, który mógłby mu pomóc. Nie zobaczył nic.
– Nie wiem – oznajmił, jakby w odpowiedzi na pytanie, którego nie trzeba było zadawać na głos. Wstał i podszedł do telewizora, jakby liczył, że z bliska więcej zobaczy. Pomieszczenie na ekranie wypełniał odgłos ciężkiego oddechu i tłumionego szlochu.
– Proszę zobaczyć, profesorze. Na ramieniu…
Adrian dostrzegł tam wytatuowany czarny kwiat. Wolfe stanął obok. Pokazał coś, dotykając ekran dłonią, jakby pieścił widoczną na nim osobę.
Adrian zauważył, o co chodziło. Cienka blizna po operacji wyrostka robaczkowego.
– Ale wiek na oko się zgadza, prawda, profesorze?
Adrian wziął ulotkę z informacjami o zaginionej. Nie znalazł wzmianki o tatuażu ani bliźnie pooperacyjnej.
Zawahał się. Wziął ze stołu komórkę Wolfe'a.
– Do kogo pan dzwoni? – rzucił mężczyzna.
– A jak pan myśli? – odparował Adrian. Wybrał numer, ale oczy miał utkwione w nagiej, dygoczącej dziewczynie przed nim.
Terri Collins odebrała po trzecim dzwonku. Wciąż siedziała naprzeciwko Mary Riggins i Scotta Westa i setny raz brnęła przez te same wyjaśnienia. Zdawało się, że Mary Riggins ma niewyczerpany zasób łez. Hojnie przelewała je przez tych kilka godzin, które Terri spędziła u jej boku. Trudno się dziwić. Terri sama by tak reagowała.
Na ekraniku wyświetliło się nazwisko Wolfe'a. To ją zaskoczyło. Raz – była prawie noc, dwa – to nie miało najmniejszego sensu. Przestępcy seksualni nie dzwonią na policję. Jest dokładnie odwrotnie.
Zdziwiła się jeszcze bardziej, kiedy usłyszała cichy głos Adriana.
– Pani detektyw, przepraszam, że niepokoję o tak późnej porze… – zaczął. Mówił, jakby mu się spieszyło.
Dziwne. Collins pamiętała, że podczas ich spotkań Thomas zazwyczaj wydawał się niepewny, rozchwiany. Pośpiech zupełnie do niego nie pasował.
– O co chodzi, profesorze? – spytała szorstko, skupiona na łzach Mary Riggins.
– Czy Jennifer ma bliznę po operacji wyrostka? Albo różę wytatuowaną na ramieniu?
Terri zaczęła odpowiadać, ale ugryzła się w język.
– Dlaczego pan pyta?
– Chcę tylko coś sprawdzić – odparł.
Co? – pomyślała. To wzbudziło jej podejrzenia, ale nie drążyła tematu. Nie chciała być okrutna dla obłąkanego starca, nie zamierzała też jednak zaprzątać głowy matce i niedoszłemu ojczymowi dziewczyny czymkolwiek, co mogłoby zostać opacznie zrozumiane jako nadzieja.
Odwróciła się do Scotta i Mary.
– Czy Jennifer ma blizny albo tatuaże, o których mi państwo nie wspomnieli? – spytała, zakrywając dłonią mikrofon telefonu.
Scott odpowiedział bez wahania.
– Absolutnie nie, pani detektyw. Przecież to jeszcze dziecko! Tatuaż? Wykluczone. Nigdy byśmy na to nie pozwolili, nieważne jak bardzo by prosiła. I jako nieletnia nie zrobiłaby go sobie bez naszej zgody. A żadnej operacji nie przechodziła, prawda, Mary?
Pani Riggins skinęła głową. Collins odsunęła rękę od mikrofonu.
– Odpowiedź na oba pytania brzmi: nie. Dobranoc, profesorze.
Rozłączyła się, ale wciąż kołatały się w niej pytania. Z odpowiedziami trzeba jednak zaczekać. Najpierw musi wyrwać się z tego pogrążonego w żałobie pokoju – tylko jak to delikatnie zrobić? Większość glin znakomicie potrafi ulotnić się zaraz po zadaniu ciosu. Ona nie.
Adrian złożył telefon. Nadal wpatrywał się w ekran.
– Niewiele widać… – powiedział.
Wolfe wrócił do klawiatury.
– Proszę zobaczyć – rzucił. – Mają menu. Sprawdźmy przynajmniej, czy…
Kliknął na tytuł Numer 4 je - pojawił się nowy obraz. Młoda kobieta wylizuje owsiankę z półmiska. Obaj mężczyźni wychylili się do przodu, bo na tych ujęciach kaptur zastąpiła opaska na oczy. To pozwoliło im zobaczyć część rysów twarzy.
Wolfe podniósł ulotkę i przyłożył ją do telewizora.
– Nie wiem, profesorze. To znaczy, nie ma tatuażu… ale rany, włosy wyglądają podobnie…
Adrian wytężył wzrok. Linia włosów. Podbródek. Kształt nosa. Krój ust. Długość szyi. Jego oczy wpijały się w ekran. Zesztywniał, kiedy zobaczył zamaskowaną postać w skafandrze, która zabrała tacę z jedzeniem. Kobieta, poznał po budowie ciała i sylwetce, choć tę skrywały fałdy materiału.
Rozległ się głos Tommy'ego – płynął jakby z wnętrza Adriana.
Tato… gdybyś chciał ukryć kogoś, kogo jednak musisz pokazać światu… czy nie podjąłbyś środków ostrożności?
Oczywiście, że tak, pomyślał Adrian.
– Panie Wolfe, wie pan coś o sztucznych tatuażach? Albo hollywoodzkiej charakteryzacji?
Przestępca uważnie patrzył w telewizor. Dotknął widocznej na ekranie blizny po operacji wyrostka.
– Też mam taką. Wygląda identycznie. Czyli na oko nie wydaje się sztuczna. Z drugiej strony, o to chodzi, nie?
Kliknął na tytuł Rozmowa 1 z Numerem 4.
Zobaczyli, jak młoda kobieta przybliża się do kamery. Postać w skafandrze zadawała pytania. Obaj usłyszeli, jak dziewczyna mówi do obiektywu: „Osiemnaście…”
Wolfe prychnął.
– Takiego wała. Kazali jej tak powiedzieć i tyle. Jest dwa lata młodsza. Co najmniej.
Adrian pomyślał, że zapewne mało kto potrafiłby określić wiek nastolatki tak precyzyjnie jak Mark.
Wolfe kliknął na tytuł Numer 4 próbuje uciec. Młoda kobieta uwalnia się z obroży i łańcucha opasującego szyję. W chwili, kiedy zrywa opaskę z oczu, kamera pokazuje ją od tyłu, żeby nie było widać rysów twarzy.
– Uciec, też coś - mruknął Wolfe cynicznie. – Zauważył pan, jak wyłączyli główną kamerę i teraz możemy oglądać dziewczynę tylko od tyłu? Twarzy nie widać, prawda? Ktoś wiedział, co robi.
Adrian milczał. Próbował skupić się na czymś innym. Miał wrażenie, że po jego wyobraźni miota się urywek jakiegoś wspomnienia, nie mógł go jednak uchwycić i obejrzeć.
Przestępca patrzył, jak młoda kobieta podchodzi do drzwi. Kamera śledziła ją od tyłu. Rozbłysło światło i pojawił się zamaskowany mężczyzna. Na tym film się skończył.
– Następny tytuł Numer 4 traci dziewictwo. Domyślam się, że będzie ostry seks. Może gwałt. Chce pan to zobaczyć, profesorze?
Adrian pokręcił głową.
– Proszę wrócić na stronę główną.
Wolfe zrobił to. Zakapturzona dziewczyna tkwiła w całkowitym bezruchu.
Adrian miał tysiąc pytań: „Kto”, „Dlaczego” i „Co w tym pasjonującego”, ale ich nie zadał. Odwrócił się tylko i przyjrzał twarzy Wolfe'a. Przestępca siedział wychylony do przodu. Zaintrygowany. Blask w jego oczach powiedział Adrianowi praktycznie wszystko. Co jak co, ale kompulsję, zwłaszcza tak wyraźną, potrafił rozpoznać.
Miał ochotę się odwrócić, ale nie był w stanie. Nagle usłyszał chór głosów, syna, brata, żony – krzyczeli jedno przez drugie, wszyscy naraz przekonywali: Patrz uważnie. Harmider w jego głowie stopniowo narastał. Stawał się coraz donośniejszy, symfoniczny i wszechogarniający. Trochę tak jakby wielu ludzi w jednej przerażającej chwili zobaczyło to samo niebezpieczeństwo – na przykład pędzący wąską ulicą samochód, nad którym nie panuje kierowca – i wszyscy wykrzykiwali to samo ostrzeżenie, ale używali różnych słów i języków, przez co nie dawało się zrozumieć nic prócz ogólnej trwogi. Głosy krzyczały w jego głowie. Zatkał sobie uszy. Nie pomogło. Wrzaski wzmogły się boleśnie. Jedyne, co mógł zrobić, to spojrzeć na ekran i uwięzioną na nim dziewczynę.