Выбрать главу

Cokolwiek wybierze, zagłuszy warkot ruszającego pikapa.

W rzeczywistości Linda połączyła jedno z drugim. Wciąż odliczając na głos, usiadła przy głównym komputerze i wcisnęła kilka klawiszy. Najpierw puściła odgłos łomotania do drzwi, na który Numer 4 nagle zaczęła się wić na łóżku. Do tego doszedł głośny riff otwierający Communication Breakdown Led Zeppelin. Zobaczyła, że Numer 4 zasłania uszy dłońmi, co nie było łatwe – ale wykonalne mimo kajdanek i łańcuchów, które teraz wyznaczały granice jej wolności.

Michael szybko przeszedł przez hipermarket budowlany, popychając przed sobą duży pomarańczowy wózek. Kupił wiele tych samych materiałów, które wykorzystał do spalenia skradzionej furgonetki. Czuł się nieswojo, że wyszedł z domu, a zwłaszcza że zostawił Lindę samą z Numerem 4. Nie, żeby się bał, że coś się wydarzy albo wyniknie jakiś problem, z którym Linda sobie nie poradzi – bardziej chodziło o to, że razem stworzyli Serię numer 4. Przykro mu było przegapić nawet jeden moment.

Wrzucił zakupy na platformę pikapa jak wielu innych majsterkowiczów i fachowców w sklepie. Zdawał sobie sprawę, że przy drzwiach, między półkami i na parkingu hipermarketu zainstalowane są kamery. Miał nisko opuszczoną czapkę, podbródek trzymał przyciśnięty do piersi. Postawił kołnierz. Nie chciał, żeby ktoś rozpoznał, że dany przedmiot pochodzi z tego sklepu. Nie chciał też, żeby jakiś glina potem przejrzał nagrania z monitoringu i zidentyfikował pikapa.

Musieli wszystko usunąć. Trudno pamiętać o każdym drobiazgu, który mógł potem posłużyć jako dowód. Włosy na grzebieniu? Źródło DNA. Odciski palców na śliskiej powierzchni blatu? Mogłyby doprowadzić gliny do protokołu jego zatrzymania z czasów, gdy był nastolatkiem. Paragon z drogiego nowojorskiego sklepu z kamerami? Zawsze płacił gotówką, bez względu na cenę. Twarde dyski komputerów? Ich zniszczenie wymaga specjalnych zabiegów. To ciężka praca dopilnować, żeby po człowieku nie został żaden ślad, stwierdził.

Zatrzymał się na samoobsługowej stacji benzynowej i zatankował paliwo do pikapa i sześciu czerwonych plastikowych kanistrów.

Groby do wykopania, nowe szlaki do przetarcia. Bilety do kupienia. Wiedział, że musi wymierzyć czasy i odległości, zgrać je z lotami i trasami przejazdu.

Zdjęcie Serii numer 4 było tak trudne jak jej przygotowanie. Ciężko zmieścić się w czasie. Musiał rozmontować i zniszczyć wszystko, co zbudował. Dużo pracy i skoordynowanego wysiłku. Dzień jest za krótki, żeby się z tym wyrobić.

Jechał dalej, bezwzględnie trzymając się przepisów.

Dom był kilka kilometrów za małym miastem, przy bocznej drodze, ledwo widoczny z szosy. Michael skręcił na podjazd. Nie mógł sobie wyobrazić, jak to otoczenie wyglądało kiedyś, kiedy jeszcze funkcjonowała tu farma. Teraz dom czekał tylko, aż zjawi się jakiś typ z forsą, który zechce go przebudować, wyposażyć w nowoczesny europejski sprzęt kuchenny, importowane posadzki z twardego drewna, żyrandole z kutego żelaza z Vermont Castings i pewnie kino domowe w piwnicy – celi Numeru 4. Idealny dom dla bogatej pary z miasta szukającej wiejskiego ustronia na weekendy. Dla ludzi, którzy chcą zastąpić jeden rodzaj teatru innym. Wyrwać się z codziennej bieganiny i znaleźć miejsce w otoczeniu przyrody – nie dzikiej, lecz ujarzmionej, wśród dawnych pól uprawnych. Mogliby podejmować gości i oglądać filmy na Blu-ray nieświadomi prawdziwego dramatu, jaki rozegrał się w tym sielskim zakątku. Wszystko w przebudowanym domu będzie sztuczne, pretensjonalne. Nie zostanie ślad prawdy, którą oglądały te cztery ściany.

Michael zastanawiał się, czy po ich wyjeździe dom będzie nawiedzony. Parsknął cichym śmiechem: duchy zapewne zniechęciłyby tę jego wymyśloną parę.

Zatrzymał pikapa przed domem i zawrócił, żeby stanąć przodem do drogi. Zostawił kluczyki w stacyjce. Lubił ten wóz i żałował, że w końcu trzeba go porzucić. Nie roztrząsał tego, co musi zrobić Numerowi 4. Jak pikap, teraz jest już tylko przedmiotem, który zbliża się do kresu używalności. Przez chwilę błądził myślami. Nie mógł sobie przypomnieć prawdziwego imienia Numeru 4.

Janis, Janet, Janna… nie, Jennifer.

Uśmiechnął się. Jennifer. Żegnaj, Jennifer.

Linda bujała się na swoim drogim fotelu biurowym.

Na monitorze Numer 4 leżała skulona na łóżku i nie robiła nic, tylko trzęsła się ze strachu. W sumie zgodnie z przewidywaniami. Nagłe łomotanie do drzwi – nic innego, jak tylko nagrany przed laty odgłos interwencji wzburzonego sąsiada – w połączeniu z ciężkim rockiem jeszcze bardziej pogłębiło dezorientację dziewczyny, o ile to w ogóle możliwe. Jej osobowość, energia, dreszczyk emocji, który wniosła do tej serii, wszystko to stopniowo zanikało. Numer 4 stawała się cieniem. Niewiele już z niej zostało – i Linda przeczuwała, że klientela wkrótce zacznie się wykruszać.

Rozważała, czy dobrze zrobiła, że puściła te dwa dźwięki. Abonenci woleli słyszeć ciężki oddech Numeru 4 – podejrzewała, że uważali to za swoistą muzykę. Z drugiej strony, wszyscy wyraźnie się ożywiali, ilekroć ona lub Michael włączali jeden z dezorientujących efektów dźwiękowych. One pobudzały wyobraźnię widzów i Numeru 4. Linda zanotowała sobie w pamięci, żeby na przyszłość przygotować bardziej różnorodną kolekcję dźwięków. Odgłosy dziecięcych zabaw i płacz dziecka były dobre, syreny policyjne doskonałe – ale trzeba poszerzyć repertuar. Numer 5 musiała być otoczona przez stale zmieniające się fałszywe światy.

Wzięła szkic przygotowanego przez Michaela scenariusza ostatnich godzin Serii numer 4. Wierzyła, że z każdą kolejną serią uczą się czegoś nowego.

Stawali się coraz lepsi w tym, co robili – mimo to nie była zadowolona z rozwiązania, które zaproponował. Za mało emocji.

Złe wspomnienia, pomyślała. Numer 4 zasługuje na lepsze pożegnanie.

Numer 1 umarła przypadkiem. Sznur, którym ją skrępowali, zaplątał się i udusił ją, kiedy śniąc koszmar, spadła z łóżka. Nie byli z Michaelem dość uważni i przez to pierwsza seria zakończyła się przedwcześnie. Śmierć Numeru 1 skłoniła ich do tego, by bardziej się przyłożyć do monitorowania wszystkich czynności. Jednak mimo starannych przygotowań, Numer 2 umarła poza kamerą. Według wstępnego scenariusza mieli połączyć gwałt z morderstwem jak w tradycyjnym filmie snuff – ale zamiast tego wywiązała się zaciekła walka i Linda w końcu musiała przerwać transmisję i z nożem w ręku pomóc Michaelowi. Niechlujny, groteskowy finał niegodny ich profesjonalizmu. Zrobił się straszny bałagan, przypomniała sobie Linda. To pozostawiło w nich niesmak i w ogóle było złym posunięciem biznesowym. Z Numerem 3 zachowali większą ostrożność. Całymi godzinami pracowali nad najdrobniejszymi szczegółami jej śmierci, ale los ich oszukał, gdy nagle ciężko zachorowała. Pewnie dlatego, że ją bili. Położyli zbyt duży nacisk na fizyczne aspekty zniewolenia. Nauczeni na tych błędach, wobec Numeru 4 wzmogli czujność. Bili ją, ale nie do przesady. Torturowali, ale nie do przesady. Maltretowali, ale nie do przesady.

Była dumna z sukcesu, jaki osiągnęli.

Jednak dylemat polegał na tym, że zakończenie nigdy dotąd nie rozegrało się przed kamerą zgodnie z planem, na oczach widzów przykutych do komputerów i telewizorów. Wiedziała, że klientela tego pragnie – nie, domaga się. Chcieli, żeby się działo. Nie życzyli sobie wypadku, nagłego przerwania transmisji, żadnych wymówek, a już na pewno nie tego, by Numer 4 po prostu zesztywniała, wykrztusiła trochę krwi i umarła jak jej poprzedniczka.

Nie chcieli też jednak, by Michael po prostu zabił ją przed kamerą. Nawet Lindzie wydawało się to niesmaczne. Wtedy okazaliby się niewiele lepsi od terrorystów. Musieli zrobić coś bardziej wyrafinowanego.