Adrian zauważył, że oczy nastolatki otwierają się szeroko. Zrozumiał, że dziewczyna jest w szoku, jak każda ofiara. Pomyślał o wszystkich latach, które spędził na badaniu strachu w hermetycznych warunkach na uczelni. Żaden z eksperymentów nie był tak elektryzujący jak ta chwila w tej małej celi, kiedy stał na wprost nagiej dziewczyny o oszalałym spojrzeniu – spodziewał się, że będzie miała zawiązane oczy, one jednak patrzyły na niego nad lufą dużego rewolweru. Wszystkie kliniczne dane zebrane przez lata nie znaczyły zupełnie nic. Liczyła się tylko rzeczywistość, którą miał przed sobą. Zdał sobie sprawę, że musi przerażać ją tak jak wszystko, co ją spotkało.
Wiedział, że Jennifer pociągnie za spust jak szczur w klatce nauczony wciskać dzwonek w razie zagrożenia.
Rozsądek podpowiadał mu, żeby dał nura w bok i się schował.
– Nie, tato, idź dalej. Tak jak ja kiedyś – szepnął Tommy. – To jedyna droga naprzód.
Z myślą, że naraża się na śmierć przed kamerą, Adrian wszedł w głąb pokoju. Całe jego wykształcenie, całe doświadczenie krzyczały, by znalazł właściwe słowa, które dałyby im obojgu szansę uratować życie. Czuł się tak obnażony jak ona.
– Cześć, Jennifer – odezwał się bardzo cicho i wolno, zaledwie szeptem. – Czy to Pan Futrzak?
Palec Jennifer zacisnął się na spuście. Wzięła głęboki wdech.
A potem spojrzała w dół, na misia.
Łzy nabiegły jej do oczu i ściekły palącymi strumieniami po policzkach.
– Tak – odparła łamiącym się głosem. – Przyszedłeś zabrać go do domu?
Rozdział 45
W wielkim nowoczesnym apartamencie z widokiem na Park Gorkiego w Moskwie smukła młoda kobieta i jej towarzysz z potężnym torsem leżeli sami na dużym łożu. Na zewnątrz zapadła noc i błyski światła z mrugających latarni ulicznych przeszywały mroczne cienie. Na jednej z ulic grała wesoła muzyka, ale w apartamencie jedynym źródłem światła był płaskoekranowy telewizor zamontowany na ścianie. Mężczyzna i kobieta, oboje nadzy, śledzili zaskakujące wydarzenia w prowizorycznej celi; do nastolatki, którą oglądali od początku Serii numer 4, nagle dołączył nieznajomy starzec. Po bokach telewizora wisiały dwa wielkie płótna znanych współczesnych artystów, o wartości liczonej w milionach, ale szarawe obrazy na ekranie przerastały sztukę.
Jedwabna pościel na łożu była zmięta, ale nie dlatego, że uprawiano w niej miłość; młoda kobieta raz po raz ściskała ją kurczowo, zapatrzona w scenę rozgrywającą się na ekranie. Mężczyzna wydawał się równie zahipnotyzowany. Przez ostatnią godzinę prawie się nie odzywali, choć czuli, że wiele się w tym czasie między nimi wydarzyło. Mężczyzna – po części przestępca, po części biznesmen – mamrotał marki i kaliber pistoletów, które widział na ekranie, włącznie z magnum 357 w dłoni Numeru 4 i glockiem kaliber 9, który mignął mu w ręku starego człowieka. Ani on, ani jego piękna, młoda towarzyszka nie rozpoznali nowej postaci. Kamera wychwyciła tylko jego profil, kiedy zbliżał się do Numeru 4. W oczach rosyjskiej pary był fascynujący, wyglądał jak anioł. Z mocno bijącymi sercami usiłowali zrozumieć, co to znaczy dla dalszego ciągu programu. Mężczyzna zastanawiał się, czy nie złapać klawiatury komputera i nie wysłać pytania „kto to jest?”, ale nie mógł oderwać wzroku od tego, co się działo. A wszelkie myśli o interaktywnych dociekaniach pierzchły, kiedy kochanka chwyciła jego dłoń i przycisnęła ją do piersi jak Numer 4 swojego misia.
Jeszcze kilka minut wcześniej sądzili, że zostaną świadkami śmierci dziewczyny. Od początku uważali, że taki los jest jej pisany. Tymczasem na ekranie rozgrywało się coś, co wykraczało poza ramy wszelkich scenariuszy, jakie sobie wyobrażali. Mężczyzna poczuł przypływ energii. Dotąd myślał, że Numer 4 należy do niego jak bezcenne obrazy, złoty rolex, wielki mercedes i prywatny samolot Gulfstream. Teraz jednak wymykała mu się z rąk i ku swojemu ogromnemu zaskoczeniu, nie był z tego powodu zły ani rozczarowany. Złapał się nawet na tym, że zagrzewa ją do czynu, choć nie miał pojęcia jakiego. Jego kochanka czuła właściwie to samo co on, ale szybciej zdała sobie sprawę z zachodzącej na jej oczach przemiany i szeptała do ekranu jak do mężczyzny w swoich ramionach. Jednak zamiast czułych, namiętnych słów, wróciła do wiejskiej rosyjskiej gwary ze swojego dzieciństwa i błagała: „Uciekaj, Numerze 4! Uciekaj! Proszę…”
Michael nic z tego nie rozumiał. Wszystko było opisane w scenariuszu, a to nie. Wszystko było zaplanowane, to nie. Zawsze wiedział mniej lub bardziej precyzyjnie, co się wydarzy po wprowadzeniu każdego nowego elementu, a teraz nie. Patrzył w monitory przed sobą, jakby oglądał coś, co rozgrywa się gdzie indziej, na drugim końcu świata, nie o metry od niego, w pokoju pod jego nogami.
Linda zareagowała tylko trochę szybciej.
W pierwszym odruchu uznała, że nieoczekiwanie zjawił się detektyw z jej koszmarów – ten po trosze Sherlock Holmes, po trosze panna Marple, a po trosze Jack Bauer. Jednak prawie od razu odrzuciła tę myśl, bo ujęcie z kamery B jasno pokazało, że człowiek, który wtargnął do celi Numeru 4, nie jest gliną, nawet jeśli trzyma w ręku pistolet.
Na zewnątrz nie tłoczyły się radiowozy z włączonymi syrenami. Nikt nie krzyczał przez megafon, żeby się poddali. Helikoptery nie krążyły po niebie.
Przyskoczyła do okna i szybko obejrzała świat za ścianami domu.
Nikogo.
Znów odwróciła się do monitorów.
– Michael, ktokolwiek to jest, do cholery, przyszedł sam! -Rzuciła się przez pokój do stołu z kolekcją broni.
Michael zerwał się z eleganckiego krzesła biurowego. Szybko rzucił okiem po ich arsenale, po czym wcisnął Lindzie w dłonie AK-47. Wiedział, że magazynek na trzydzieści pocisków jest pełny, drugi schował do kieszeni spodni. Pospiesznie sprawdził bębenek rewolweru: naładowany. Wsunął go Lindzie za pasek spodni, żeby miała zapasową broń. Sam chwycił strzelbę i zaczął wciskać do niej naboje. Już nabitą odbezpieczył jednym energicznym ruchem ręki, a potem zamiast wziąć ze stołu jeden z półautomatycznych pistoletów, sięgnął po małą kamerę Sony HD.
– Trzeba wszystko nagrać – rzucił. Złapał laptop i błyskawicznie połączył go kablem z kamerą. Wiedział, że trudno będzie radzić sobie ze strzelbą, kamerą i komputerem jednocześnie, ale transmisja to rzecz najważniejsza.
W jego odczuciu „zabójstwo” i „filmowanie” połączyły się w jedną, niezmiernie istotną całość.
Linda natychmiast zrozumiała, co Michael sugerował. Nie będzie Serii numer 5, jeśli nie zrobią zakończenia Serii numer 4. Ich klienci potrzebują wielkiego finału. Muszą zobaczyć – nawet gdyby obraz miał być niedoskonałej jakości. Oczekują zakończenia, nawet gdyby odbiegało od pierwotnego scenariusza.
Nie mówili tego na głos, ale oboje czuli niepokój, zaskoczenie – a także coś w rodzaju artystycznego uniesienia. Kiedy Linda odbezpieczyła kałasznikowa, pomyślała, że oto tworzą prawdziwą sztukę.
Wyobraziła sobie spektakl, którego nie zapomni żaden widz.
Uzbrojeni w śmiercionośną broń i zapał twórczy pobiegli do schodów prowadzących do piwnicy. Ich kroki dudniły na wytartych deskach podłogowych.
Chór duchów napełnił jego uszy cichymi poleceniami – wszystkie pilne, wszystkie szeptane. Bądź delikatny. Bądź ostrożny. Podaj jej rękę… Nie wiedział, czy mówi to Cassie, Brian, czy nawet Tommy. Może wszyscy naraz, jak przy wspólnym śpiewaniu kolęd.
– Tak – powiedział pomału. – Myślę, że Pan Futrzak powinien wrócić do domu. I Jennifer razem z nim. Zabiorę was ze sobą.