Doktor Ludwig miał zmęczone oczy i ciemne od zarostu, obwisłe policzki. Wyglądał na człowieka, który zbyt wiele czasu spędził w pracy. Kiedy Sean odwiedził to miejsce na poziomie plus-pięciu-minut — dla niego było to prawie przed chwilą, dla nich obojga osiem godzin i dwadzieścia minut temu — doktor Ludwig był wypoczęty i świeżo ogolony.
— W pierwszej chwili — powiedział Sean — myślałem, że tracę rozum. Pierwszy ruch do przodu, plus-pięć-minut. Powiem wam, że to było naprawdę okropne doświadczenie.
— Skoki do przodu są gorsze niż skoki wstecz? — spytała doktor White.
— Na to wygląda. Całe to poczucie dezorientacji i zamroczenie psychiczne… Czułem się kompletnie ogłupiały.
Pierwszy skok w tył, ten pięćdziesięciominutowy, też trochę nadszarpnął mi nerwy, ale już nie tak. I zakłócenia trwały tylko chwilę.
— A tym razem? Drugi skok do przodu?
— Zupełne oszołomienie, wszystko wirowało jak zwariowane. Ale nie z taką siłą jak za pierwszym razem i nie tak długo.
— Jednak i tak były to silniejsze zakłócenia niż przy wstecznym przesunięciu, to znaczy przy tym jednym, które wykonałeś do tej pory?
Sean kiwnął głową potakująco.
— Zupełnie jakby przeskok do przodu wymagał o wiele więcej wysiłku. Natomiast wstecz idzie się całkiem gładko, z minimalnymi zakłóceniami.
— Może i tak — odparł doktor Ludwig. — Ale my mamy powody, by sądzić, że efekty uboczne przemieszczenia w obu kierunkach zredukują się w miarę oddalania się od Czasu Zero.
Sean uśmiechnął się.
— Tak, będzie lepiej. Za jakiś czas nie będziemy już lądować w tym miłym, bezpiecznym laboratorium, prawda?
Ruchy wahadła staną się coraz szersze. Nagła wizja zapłonęła w jego umyśle: zamglona przeszłość i niemożliwa do wyobrażenia przyszłość.
— Dobrze, że nie trzeba będzie za każdym razem przeżywać ataków oszołomienia — powiedział. — Zwłaszcza że można wylądować na o wiele mniej bezpiecznym terenie…
7
Erik
+ 5 × 103 minut
— Jeśli nikt nie ma nic przeciwko temu — powiedział Erik — to przed skokiem w przeszłość chciałbym chociaż rzucić okiem na dzisiejszą gazetę.
Licznik upływu czasu rzeczywistego stojący przed nim wskazywał osiemdziesiąt trzy godziny i trzydzieści trzy minuty od Czasu Zero. Była to noc w piątek dwudziestego drugiego kwietnia.
Widział, jak wymieniają spojrzenia. Dać mu gazetę czy nie? Nie byli pewni. Ktoś z personelu wyszedł poradzić się doktora Ludwiga. Najwyraźniej odpowiedź była przyzwalająca, ponieważ wrócił z gazetą w ręce. Była świeża. Miała ten szczególny zapach dopiero co wydrukowanej gazety. Erik przyjrzał się dacie. Dwa tysiące szesnasty rok. Piątek, dwudziesty drugi kwietnia.
Więc jednak stało się. Rzeczywiście podróżował w czasie.
Chyba że wszystko to było jakimś zwariowanym kawałem, eksperymentem psychologicznym… Dali mu podrobioną gazetę i w ten sposób wystrychnęli go na dudka…
Ricky, człowieku, to absolutnie paranoiczne myślenie, powiedział sobie. To nie kawał. Im szybciej w to uwierzysz, tym lepiej.
Rzucił okiem na pierwszą stronę. Dziesiąta rocznica zasiedlenia Księżyca świętowana na Ziemi i na Księżycu. Wizyta prezydenta na Antarktydzie. Trzęsienie ziemi w Turcji, sześć przecinek trzy stopnia w skali Richtera, dokładnie tyle, ile przewidywano w ubiegłym miesiącu. Artykuł na dole strony relacjonował przebieg imprez w Detroit zorganizowanych z okazji Dnia Robotów. W uroczystościach wzięło udział pięćdziesiąt tysięcy mechanicznych robotników.
O eksperymencie podjętym przez Cal Tech nie było ani słowa. Zdziwiłby się zresztą, gdyby było inaczej, bowiem zarówno sam projekt, jak i jego realizacja były okryte tajemnicą. Stało się tak po części na życzenie rządu, po części zaś dlatego, że pomysł podróżowania w czasie wzbudzał paniczny lęk u wielu ludzi. Wzmianki o pracach prowadzonych nad projektem spotkały się z nieoczekiwanie żywą reakcją. Historycy i filozofowie dyskutowali nad tym, jak wielkie i nieodwracalne szkody dla współczesnego życia może przynieść najmniejsza zmiana w przeszłości spowodowana przez wędrowców w czasie. Zerwanie kwiatu lub zgniecenie robaka mogłoby wymazać z historii całe imperia. Niektórzy przywódcy religijni byli zaniepokojeni możliwością odkrycia, iż pewne historie biblijne są niezbyt ścisłe. I jak zawsze, odezwali się również ludzie, którzy bali się każdej nowości w nauce, zwłaszcza tak niezwykłej jak ta. Dlatego też, na najwyższym szczeblu zapadła decyzja, by szczegóły dotyczące Programu „Wahadło” utajnić do czasu, kiedy stanie się możliwe zbadanie efektów kilku pierwszych przemieszczeń.
Spojrzał na stronę ze sportem. Dodgersi po dwóch porażkach w Honolulu przegrali trzeci, kolejny mecz w Osace. Nowy sezon baseballowy nie rozpoczął się obiecująco. Dla drużyny lokalnej sytuacja nieco się poprawiła, Lakersi po serii remisów wygrali wreszcie z Buenos Aires i zakwalifikowali się do mistrzostw w Nairobi.
Pogoda w Pasadenie i jej okolicach miała być ładna. W San Francisco wczoraj padało, ale nie spodziewano się, by ulewa dotarła do południowej Kalifornii. Rynek surowcowy miał swój dobry dzień. Wskaźnik Dow Jonesa wzrósł o sto dwanaście punktów osiągając poziom siedmiu tysięcy siedmiuset osiemdziesięciu sześciu. Erik poczuł się nieswojo na myśl o spojrzeniu na nekrologi. Szybko złożył gazetę.
— Proszę — powiedział, oddając ją.
— I jakie wrażenia? Uśmiechnął się:
— Zawsze lubiłem przeglądać piątkową gazetę we wtorek — odparł z uśmiechem. — Wtedy jakoś lepiej idzie się do przodu.
8
Sean
– 5 × 103 minut
Po następnym przemieszczeniu zobaczył czterech naukowców: doktor White i doktora Thomasa, którzy odpowiadali za psychologiczne aspekty eksperymentu, oraz doktora Mukherji i doktora Camminello, odpowiedzialnych za stronę teoretyczno-matematyczną.
Był to jego czwarty skok. Ruchy wahadła osiągnęły już znaczną szerokość. Skalowane były w logarytmicznie powiększających się interwałach, każdy kolejny dziesięć razy szerszy niż poprzedni. Tak więc trasa wiodła go poprzez pięciominutową przyszłość, pięćdziesięciominutową przeszłość, pięćsetminutową przyszłość aż po pięć tysięcy minut w przeszłość… Pięć tysięcy minut. Pięć razy dziesięć do trzeciej potęgi minut. Pięć tysięcy minut równało się osiemdziesięciu trzem godzinom i dwudziestu minutom, co stanowiło 3,46 dnia. Punkt, od którego zaczynały się wszystkie przemieszczenia — Czas Zero, nastąpił we wtorek, dziewiętnastego kwietnia dwa tysiące szesnastego roku, o wpół do jedenastej rano. A teraz Sean schodził właśnie z platformy manewrowej na trzy i pół dnia przed eksperymentem.
Komitet powitalny wydawał się speszony tą sytuacją. Mimo najszczerszych chęci ci poważni naukowcy nie byli w stanie zapanować nad wzbierającymi w nich emocjami.
Opanowanie i powaga znikły z ich twarzy. Szeroko rozwarte oczy, zarumienione policzki, oblizywane raz po raz suche usta… Sean miał przed sobą ludzi świadomych tego, że przeżywają coś graniczącego z cudem.