— Na szczęście jesteśmy dobrze zabezpieczeni. Nigdy wcześniej nie brakowało nam personelu medycznego. Mieliśmy dwóch techników, ale jeden zrezygnował parę miesięcy temu. Dotąd nie udało się nam znaleźć nikogo, kto by go mógł zastąpić. Najwyraźniej Koniec Wszechświata nie jest miejscem przyciągającym odpowiednich ludzi.
— Jedyne, co mogę stwierdzić, to zapalenie płuc wywołane jakąś infekcją wirusową — ciągnął Tennyson., j)obrze by było, gdybyśmy mogli określić rodzaj wirusa, chociaż bez odpowiedniego personelu technicznego będzie to raczej niemożliwe. Istnieje tyle nowych wirusów przenoszonych z jednej planety na drugą, że ciężko będzie któregoś wyizolować. Tym niemniej jakiś rok albo dwa lata temu czytałem w czasopismach medycznych o nowym leku antywirusowym posiadającym szerokie spektrum działania.
— Ma pan na myśli proteinę X? — zapytała pielęgniarka.
— Otóż to. Macie ją?
— W czasie poprzedniego transportu Wędrownik przywiózł jej trochę.
— Miejmy nadzieję, że to przyniesie jakąś poprawę — rzekł Tennyson do Ecuyera. — Lek jest jeszcze mało znany, że trudno cokolwiek rokować. Substancja aktywna atakuje otoczkę proteinową wirusa, co powoduje jego rozpad. Oczywiście istnieje pewne ryzyko, ale musimy je podjąć.
— Czy to znaczy, że nie może pan zagwarantować poprawy? — spytał Ecuyer.
— Żaden lekarz nie może nic gwarantować.
— W takim razie nie wiem — zawahał się Ecuyer. — My po prostu musimy ją uratować — powtórzył z naciskiem. — Jeśli nie użyjemy proteiny…
Oczywiście istnieje szansa, że przeżyje — dokończył Tennyson. — Organizm będzie musiał zwalczyć wirusa. Możemy ją wspierać w walce, ale nie możemy nic Poradzić na wirusa.
— Nie jest już najmłodsza — zauważyła pielęgniarka. — Nie zostało jej wiele sił.
— Nawet używając proteiny nie będziemy mieli pewności, prawda? — upewnił się Ecuyer.
— Tak — potwierdził Tennyson.
— W takim razie decyzja należy do pana. Proszę tylko pamiętać, że nie mamy zbyt wiele czasu. Co pan sugeruje?
— Gdyby to zależało wyłącznie ode mnie, użyłbym proteiny. Być może nie przyniesie to żadnej poprawy, ale, o ile wiem, jest to jedyny specyfik pozwalający zniszczyć nieznane wirusy. Będę z panem szczery. Nie jest wykluczone, że proteina zabije pacjentkę, a nawet jeśli zadziała uszkadzając wirusa, zmiana może być zbyt mała — Tennyson zrobił krok w kierunku Ecuyera i położył mu rękę na ramieniu. — Czy ta kobieta jest dla pana kimś bardzo bliskim?
— Dla nas wszystkich — odparł Ecuyer. — Dla nas wszystkich — powtórzył. — I dla Watykanu.
— Bardzo chciałbym wam pomóc. Czy jest coś, co mógłbym zrobić albo wyjaśnić panu przed podjęciem decyzji?
Kobieta na łóżku poruszyła się. Podnosząc głowę i ramiona znad poduszki próbowała usiąść. Po chwili wysiłku opadła z powrotem na łóżko. Jej twarz wykrzywiła się, otwarte usta poruszyły.
— Wieże — jęknęła. — Wielkie świecące schody… chwała i pokój… latające anioły…
W chwilę potem straciła przytomność i jej ciało rozluźniło się.
Tennyson spojrzał na pielęgniarkę, która jak zahipnotyzowana wpatrywała się w chorą.
Ecuyer schwycił Tennysona za łokieć.
— Użyjemy proteiny — powiedział drżącym głosem.
Rozdział 9
Apartament był duży i dobrze wyposażony. Na podłodze leżał gruby dywan, pod ścianami stały eleganckie meble. W wielkim kominku zajmującym połowę jednej ze ścian płonął ogień. Po jednej stronie pokoju znajdowała się jadalnia z drzwiami do kuchni i sypialni. Pozłacane lustra i piękne obrazy wisiały na wszystkich ścianach. Gzyms kominka zdobiły wspaniale rzeźbione statuetki z kości słoniowej.
— Proszę usiąść i rozgościć się — powiedział Ecuyer do Tennysona. — Gwarantuję, że najlepiej będzie się pan czuł w tamtym krześle. Napije się pan czegoś?
— Ma pan Szkocką?
— Dobry wybór — uśmiechnął się Ecuyer. — Skąd pan zna Szkocką? W dzisiejszych czasach prawie nikt już nie pamięta o jej istnieniu. Pozostało tylko niewielu z nas, ludzi, którzy wiedzą…
— Zostaliśmy sobie przedstawieni przez kapitana na statku — odparł Tennyson. — Miłość od pierwszego tyku. Podobno jest to napój pochodzący ze Starej Ziemi.
Ach tak, kapitan. To dzięki niemu nasze zapasy wyglądają tak dobrze. Za każdym razem przywozi nam kk skrzynek alkoholu. Sprowadzamy go z planety j Sundance. To jedyne miejsce w promieniu tysiąca lat świetlnych, gdzie można znaleźć Szkocką. Skrzynki zawsze docierają do nas w postaci nieco uszczuplonej, ale nie zwracamy na to uwagi. Uważamy to za słuszną zapłatę.
Ecuyer przyniósł drinki i podał jednego Tennysonowi, po czym usiadł naprzeciw niego.
— Do dna — powiedział wznosząc kieliszek. — Myślę, że mamy za co pić.
— Miejmy nadzieję — odparł Tennyson. — Jak na’ tak krótki okres podawania leku, pacjentka reaguje bardzo dobrze. Tak czy inaczej, będziemy musieli potrzymać ją jeszcze pod obserwacją.
— Niech mi pan powie, doktorze, czy zawsze tak się pan poświęca swoim pacjentom? Został pan przy łóżku Mary, póki jej stan się nie poprawił. Pewnie jest pan bardzo zmęczony. Nie będę pana dłużej męczył. Powinien pan wypocząć.
— Jeśli znalazłby mi pan jakieś łóżko…
— Łóżko? Doktorze Tennyson, jesteśmy w pana mieszkaniu. Będzie należało do pana tak długo, jak długo zostanie pan z nami.
— W moim mieszkaniu? Myślałem, że jesteśmy u pana?
— U mnie? O, nie. Mój apartament wygląda dość podobnie, ale ten akurat przeznaczony jest dla gości. Dlatego teraz należy do pana. Słyszeliśmy, że stracił pan bagaż, dlatego pozwoliliśmy sobie zamówić dla pana trochę odzieży. Powinna dotrzeć tu jutro rano. Mam nadzieję, że nie ma pan nic przeciw temu.
— To nie było konieczne — odpowiedział chłodno Tennyson.
— Nie rozumie pan — rzekł Ecuyer. — Nie możemy zrobić nic, co choć w części wyraziłoby naszą wdzięczność…
— Pańska radość jest zdecydowanie przedwczesna.
z pomocą proteiny Mary może nie przeżyć do jutra.
Ale niewątpliwie zauważyliśmy poprawę.
Tak, tętno jest lepsze. Wydaje się, że organizm wzmocnił się, temperatura nieznacznie spadła, ale to wszystko nie oznacza jeszcze przełamania choroby.
— Wierzę w pana — upierał się Ecuyer. — Myślę, że uda się panu ją z tego wyciągnąć.
— Niech pan posłucha — Tennyson nagle zmienił temat — bądźmy ze sobą szczerzy. Pan lub ktoś z pańskich ludzi rozmawiał z kapitanem. Wie pan cholernie dobrze, że nie zgubiłem bagażu. Nie miałem żadnego bagażu. Zwyczajnie nie miałem czasu na spakowanie moich rzeczy. Uciekałem.
— Wiem — potwierdził bez wahania Ecuyer. — Nie chcemy wtrącać się w pańskie sprawy. Nie obchodzi nas, co tak naprawdę wydarzyło się w pańskim życiu, i jeśli sam pan nie będzie chciał nam tego opowiedzieć, nie będziemy zadawać żadnych pytań. Zupełnie nas to nie interesuje. Wystarczy nam, że jest pan lekarzem. Na początku nie byłem pewien nawet tego, jednak ostatnio miałem okazję się przekonać. Dzięki pana obecności tutaj nadal mamy szansę, że Mary będzie żyć. Jakie szansę miałaby bez pana?
— Pewnie żadne — odparł Tennyson. — Chyba że pielęgniarka sama podjęłaby decyzję…
— Na pewno nie — rzekł z przekonaniem Ecuyer. — Nie odważyłaby się.
— A więc dobrze. Załóżmy, że ocaliłem pacjentkę. Do diabła, człowieku, taki mam zawód. Po to uczyłem się tyle lat. Ratować wszystkich, których można uratować. Nie macie wobec mnie żadnego długu. Drobna zapłata, to wszystko czego oczekuję. Może i tego nie dostawiłem na Gutshot moje listy uwierzytelniające.